Druga połowa tego sezonu była dla mnie bardzo różnorodna – zaliczyłem wakacje w Alpach, zacząłem regularnie eksplorować nowe beskidzkie szlaki, a do tego po długiej przerwie wróciłem do bikeparków i zawodów. Słowem: idealne warunki do testowania kasku „trzy w jednym” Leatt MTB Enduro 3.0. A żeby nie było mu smutno, na szlaku towarzyszyły mu spodenki Leatt MTB AllMtn 2.0 i jersey Leatt MTB Gravity 2.0.
Kask Leatt MTB Enduro 3.0 (V23)
Najciekawszym nowym produktem Leatta jest kask MTB Enduro 3.0, więc od niego zacznę. Jak już zdradziłem we wstępie, jest to kask “trzy w jednym”. Poza dość powszechną już możliwością odpięcia szczęki, ma on opcję dołożenia „uszu”, czyli elementów chroniących boki głowy.
Tryb „uszatka” a.k.a half shell a.k.a. jet, nigdy mnie specjalnie nie przekonywał, bo wygląda dziwnie (choć chyba od czasu wprowadzenia Foxa Dropframe endurowcy zdążyli się już przyzwyczaić), trochę grzeje, a twarzy dalej nie chroni. Testy zacząłem więc właśnie od tego wariantu.
I szybko się do niego przekonałem. Dodatkowe „uszy” bardzo stabilizują kask na głowie (zwłaszcza przy glebie) i dają wrażenie jazdy z kasku fullface, tyle że z nieograniczonym w żaden sposób oddychaniem. Nie upośledzają też zbytnio wentylacji – jest trochę cieplej, ale jeździłem w tej konfiguracji w konkretne upały i żyję.
Jedyne, co mi przeszkadzało, to większe problemy z dopasowaniem niektórych okularów, ale to już nie do końca jest wina kasku (nad gąbkami są kanały na zauszniki). Tylne otwory wentylacyjne mogą też pełnić funkcję „przechowalni” dla okularów, ale tego ficzeru nigdy nie rozumiałem – zauszniki wbijają się w głowę, więc działa to tylko wtedy, kiedy kask leży na półce.
Wzorowo działa za to stylówa „na trialowca”, czyli połączenie z goglami. Taki układ daje już pełne złudzenie jazdy w kasku integralnym… co bywa niebezpieczne, bo mózg w tym trybie może podświadomie mniej chronić twarz przy upadku.
Więc jeśli często glebisz, wariant w pełną szczęką oczywiście pozostaje najlepszym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że też nie ogranicza zbytnio oddychania – wiem, bo na zawodach Merida The EX, składających się z 22 krótkich odcinków specjalnych, niespecjalnie chciało mi się odpinać szczęki po każdym z nich.
Po części dlatego, że przyciski służące do jej montażu działają z dużym oporem, zwłaszcza na początku. Zmiana trybu raczej wymaga ściągnięcia kasku, a w każdym razie ja nie potrafię tego zrobić z kaskiem na głowie.
Ma to jednak swoje plusy – mechanizm budzi zaufanie jeśli chodzi o wytrzymałość, a cała szczęka sprawia wrażenie równie solidnej, co w „stałych” fullface’ach. Po wielu dniach użytkowania, również w błocie, nie ma mowy o żadnym trzeszczeniu czy luzach, które mogłyby ograniczyć zaufanie do bezpieczeństwa. Potwierdzeniem tego jest certyfikacja do użytku w DH (wg. standardu ASTM).
Jedyny minus „trybu fullface” to zakładanie utrudnione przez twarde krawędzie i elementy systemu nośnego z tyłu kasku – trzeba wypracować odpowiednią technikę, żeby nie wyrywać sobie uszu po każdym wejściu na wyciąg.
Ale przejdźmy w końcu do trzeciego trybu, czyli… po prostu kasku. Jak w każdym kasku z górnej półki, zewnętrzna skorupa zachodzi na sam dół i do wnętrza kasku, chroniąc piankowy rdzeń przed przypadkowym uszkodzeniem.
Choć sama skorupa mogłaby być bardziej rozbudowana – mój Leatt w rozmiarze S nie siedzi na głowie tak głęboko, jak inne kaski z tej kategorii. Ale pytałem o to innych testerów, jeżdżących w rozmiarach M i L i nikt nie narzekał. Jest to więc pewnie kwestia kombinacji mojego kształtu głowy, skorupy i rozmiaru. Jak zwykle w przypadku kasku – warto zmierzyć przed zakupem lub zamówić w sklepie z możliwością łatwego zwrotu.
Zastrzeżenia mam też do daszka. Ma on oczywiście regulowaną wysokość, ale jego kształt mógłby być lepszy. W najniższym położeniu w żadnym stopniu nie przysłania niskiego słońca, a po odchyleniu maksymalnie do góry, miejsce na gogle jest trochę zbyt wąskie na duże/szerokie modele (Leatt produkuje też własne gogle, zgaduję że z nimi może być lepiej).
Wróćmy jednak do rozmiarów. Są trzy, a do tego w zestawie dostaje się dwie grubości gąbek, co bardzo ułatwia dopasowanie osobom na granicy rozmiarów (co jak pokazuje doświadczenie, oznacza jakieś 80% ludzkości). Ja np. zdecydowałem się na cieńszą wyściółkę skorupy, ale grubsze „policzki” odpinanej szczęki.
Kluczowym elementem skorupy MTB Enduro 3.0 jest system 360° Turbine, czyli wymyślona przez Leatta alternatywa dla MIPS-a. Możliwość poślizgu skorupy kasku względem głowy zapewnia tu 8 gumowych „grzybków”, które mogą się wyginać, skręcać i przesuwać. Zmniejsza to ryzyko urazu mózgu wskutek sił rotacyjnych, według producenta aż o 40%. Z kolei maksymalne przyspieszenie przy uderzeniach typowo powodujących wstrząśnienie mózgu jest zredukowane o 30%.
Tego na szczęście nie testowałem, ale biorąc pod uwagę doświadczenie Leatta w innowacyjnych rozwiązaniach zwiększających bezpieczeństwo, budzi to moje zaufanie – Leatt zasłynął wynalezieniem i popularyzacją tzw. neck brace, czyli ochraniacza karku znanego też jako „sedes”, który niejednego ridera uratował już przed wózkiem inwalidzkim. Całą teorię stojącą za systemem 360° Turbine możesz zgłębić w tym opracowaniu.
Plusem względem niektórych modeli z MIPS jest to, że kask nie lata luźno na głowie i nie wyrywa włosów. Bonusową zaletą miękkich grzybków jest też to, że uginają się nieco przy uderzeniach „na wprost”. Choć to może pomóc co najwyżej przy delikatnych strzałach, typu zahaczenie głową o niską gałąź (co w sumie jest spoko, bo przydaje się znacznie częściej, niż pełnoprawna ochrona).
W razie wypadku, Leatt oferuje program crash replacement (40% zniżki na nowy kask przez 3 lata).
Na tym jednak szaleństwa w systemie nośnym się kończą, reszta jest dość standardowa. Wysokość tylnej części z pokrętłem jest regulowana, a regulacja ta działa dość luźno – ułatwia to zakładanie kasku z założoną szczęką, ale z drugiej strony, praktycznie każde takie zakładanie kasku zmienia jej położenie. Jak zwykle dużego plusa daję za magnetyczną klamrę Fidlock. Jak już się raz spróbuje, nie ma odwrotu!
Kask nie ma niestety żadnego fabrycznego mocowania do montażu GoPro/latarki, ale układ otworów wentylacyjnych pozwala na improwizację.
A jak już wspomniałem o wentylacji – ta jest dobra, choć nie wybitna. Skorupa kasku jest dość mocno zabudowana, zwłaszcza w tylnej części, więc przepływ powietrza jest trochę ograniczony. Dobrze jednak wypadają dopinane uszy i szczęka, które ograniczają przepływ powietrza tylko na tyle, na ile jest to nieuniknione.
Kask Leatt MTB Enduro 3.0 – werdykt
Koncepcja kasku „trzy w jednym” bardzo przypadła mi do gustu – z dopinanych uszu korzystam znacznie częściej, niż się spodziewałem, bo świetnie stabilizują one kask i dają namiastkę jazdy w fulfejsie na wycieczkach, gdzie ryzyko gleby jest większe, a jednocześnie jakiekolwiek ograniczenie oddychania nie wchodzi w grę. Z kolei prawdziwy tryb fullface budzi pełne zaufanie i myślę, że dla 90% osób jeżdżących sporadycznie w bikeparkach będzie lepszym rozwiązaniem, niż klasyczny fullface, ze względu na lekkość i wentylację. Możliwość konwersji to dobra opcja dla osób mieszających różne style jazdy i trasy łatwe z trudnymi. Szczególnie dobrze sprawdza się na wyjazdach, na których łączysz bikeparki z długimi tripami, a do tego kask musisz zmieścić do walizki.
Walety:
- praktycznie bez kompromisów zastępuje trzy kaski;
- stabilność/solidność w każdym „trybie”;
- dwie grubości wyściółki w zestawie;
- system 360° Turbine budzi zaufanie;
- niska masa ze szczęką;
- klamra Fildock.
Zady:
- „konwersja” wymaga ściągnięcia kasku;
- utrudnione zakładanie w trybie fullface;
- dość płytka skorupa w rozmiarze S;
- niezbyt funkcjonalny daszek.
Cena: 1289 zł
Masa: 425 g / 531 g / 646 g (otwarty / z uszami / fullface – rozmiar S)
Dostępne rozmiary: S (51-55 cm), M (55-59 cm), L (59-63 cm)
Dostępne kolory: czarny, czarno-biały, szaro-czarny, zielono-bordowy
Strona producenta
Sklep dystrybutora
Spodenki Leatt MTB AllMtn 2.0
Leatt opisuje te spodenki jako „model cargo o krótszym kroju”, co jest trochę niepokojące. Ale spokojnie, ich długość jest idealna do enduro, przy pedałowaniu nie zostawiają szpary nad ochraniaczami, ani w żaden sposób o nie nie haczą.
Krój jest zdecydowanie mocną stroną tych spodenek, zwłaszcza w połączeniu z elastycznym, rozciągliwym materiałem.
Dopasowanie w pasie umożliwiają długie boczne rzepy. Ich „strona ostra” jest łagodna dla innych materiałów, a do tego bardzo ściśle przylega do odsłoniętej „strony miękkiej”, więc przy praniu nie trzeba się martwić o uszkodzenie innych ubrań.
„Cargo” w opisie oznacza pięć kieszeni, co uwielbiam. Każdy facet wie, że trzy kieszenie to niezbędne minimum (portfel, telefon, klucze), a każda dodatkowa znacząco zwiększa komfort użytkowania (rękawiczki, karnet, baton, cokolwiek).
Przy czym układ tych kieszeni nie jest idealny. Górne kieszonki ktoś projektował tak, żeby absolutnie nie dało się zgubić ich zawartości, przez co włożenie do nich telefonu podczas jazdy jest bardzo utrudnione. Lepiej nadają się do tego te dolne, na udach, które jednak wymagają nieco zaufania, bo są dość luźne. Ja jednak woziłem w nich już telefon, aparat i inne cenne przedmioty i nigdy nic nie zgubiłem. Teraz pewnie pukasz się w czoło, bo przecież można zapiąć je na zamek. Ale cóż, mi nigdy nie chce się tego robić.
No dobra, a co z tajemniczą piątą kieszenią? Przyznam szczerze, że jej odkrycie trochę mi zajęło, bo jest ona ukryta z tyłu, w pasie. Jest to mała kieszonka zamykana rzepem, przydatna np. na karnet czy na rękawiczki podczas postoju. Ze względu na bezpieczeństwo przy glebie, chyba nie wkładałbym tam niczego większego, ale jakby co, smartfon też się mieści.
Cały tył powyżej kieszeni jest zbudowany z przewiewnej siatki. Ten sam materiał znajduje się z tyłu ud, a wentylację dodatkowo poprawiają laserowe wycięcia z przodu. Wewnątrz nie ma żadnej dodatkowej podszewki, całe spodenki są jednowarstwowe. Dzięki temu w upałach sprawdzają się świetnie.
Gorzej w deszczu – producent niby coś pisze o hydrofobowej powłoce, ale jak zacznie padać, to tyłek jest mokry mniej więcej po dziesiątej kropli.
Co w sumie w tak lekkich i przewiewnych gaciach jest oczywiste, ale i tak postanowiłem to (niejednokrotnie) sprawdzić, żeby jak najmocniej przeciorać spodenki w dość krótkim, 2-miesięcznym okresie testu. Chciałem wykorzystać ten czas intensywnie, bo dostałem sygnały o spadku trwałości ciuchów Leatta. Jeździłem więc w każdych warunkach, od wakacyjnych upałów w Alpach po ekstremalne błoto na trzydniowych zawodach Merida The EX. W tym czasie zostały parę razy brutalnie potraktowane pinami platform i kilkanaście razy wylądowały w pralce. Na razie nie ma na nich nawet najmniejszych śladów uszkodzeń/zużycia, ale jeśli uda mi się je popsuć, na pewno zaktualizuję ten akapit.
Spodenki MTB AllMtn 2.0 – werdykt
Gatki te mają bardzo udany, dopasowany krój, elastyczny materiał, świetną wentylację i dużo zapinanych kieszeni. Polubiłem je tak bardzo, że jeżdżę praktycznie tylko w nich… a do tego dokupiłem sobie bardzo podobne długie spodnie Leatt MTB Enduro 3.0. A jak bloger coś sobie kupuje zamiast żebrać u reklamodawców, to wiedz, że coś się dzieje ;) Trudno o lepszą rekomendację.
Walety:
- wygodny krój, odpowiednia długość;
- elastyczny materiał;
- wentylacja;
- dużo kieszeni.
Zady:
- zerowa wodoodporność;
- utrudniony dostęp do górnych kieszeni.
Cena: 449 zł
Masa: 244 g (rozmiar S)
Dostępne rozmiary: S-XXXL (plus rozmiary damskie i juniorskie)
Dostępne kolory: czarny, szary, pomarańczowy
Strona producenta
Sklep dystrybutora
Koszulka Leatt MTB Gravity 2.0
Jersey ten miał być idealnym uzupełnieniem zestawu – poza ładnym kolorem, jest wykonany ze świetnego materiału pochodzącego z recyklingu (zwie się TENCEL™). Jest on bardzo miękki i naturalny w dotyku – bardziej przypomina wysokiej jakości bawełnę czy nawet Merino, niż typowy rowerowy jersey. Jest komfortowy w szerokim zakresie temperatur – w chłodniejsze dni lekko dogrzewa, a kiedy robi się upał, może nie jest zbyt przewiewny, ale sprawnie odprowadza pot i schnie dużo lepiej, niż wygląda.
Niestety nie pojeździłem w nim tyle, żeby jakkolwiek ocenić trwałość, bo totalnie nie siadł mi krój. Jest on bardzo wąski, dopasowany do sylwetek chudych/szczupłych/przypakowanych. Z moim komputerowym brzuszkiem wyglądam w nim jak parówa nie komponuje się najlepiej (na zdjęciach aż tak tego nie widać, ale prawie się udusiłem od wciągania brzucha)… Jeśli jednak nie jesteś gruby, warto spróbować – tak przyjemny materiał zdarza się w rowerowych ciuchach naprawdę rzadko i w połączeniu z mało obciachowym designem fajnie nadaje się też do noszenia poza rowerem.
Cena: 299 zł
Masa: 169 g (rozmiar S)
Dostępne rozmiary: S-XXXL
Dostępne kolory: czarny, szary, zielony, pomarańczowy, czarno-biały
Strona producenta
Sklep dystrybutora
Zobacz też:
- Test: Rocday Patrol, Monty, Roc Lite WMN – kolekcja damska
- Test: Ochraniacze Chromag Rift + rękawiczki Habit
- Test: Okulary Tripout Optics Eternity i Force
Jestem na etapie poszukiwania fulfejsa i zwariowałem. Mam Foxa speedframe, ale czuję, że to za mała ochrona na niektóre wypady. Z tym, że moja głowa poci się jak nieszczelny podnośnik hydrauliczny, i zastanawiam się czy taki 2w1, lub 3w1 ma sens, czy może jakiś turbo lekki i wentylowany IXS na ten przykład byłby lepszym rozwiązaniem?
Lekkie wentylowane fullface są spoko opcją, jeśli wiesz, że i tak jeździsz 100% ze szczęką. Wtedy teoretycznie mają szansę zaoferować lepszy stosunek ochrony do masy i wentylacji ze względu na prostą, zwartą konstrukcję.
Ale jako posiadacz takiego kasku (wypasiony TLD Stage), mogę napisać, że w praktyce 99% czasu leży on w szafie, bo na zwykłych wycieczkach po górach nie za bardzo widzę siebie zawsze w fullfejsie. Nawet na elektryku, a już na pewno nie na analogu.
No i trochę to potwierdza moją teorię. Z tym, że Foxa mam w prezencie od żony, i tu się sprawa komplikuje. Bo jak to, nie jeździsz w kasku ode mnie? Albo: a dlaczego go sprzedajesz? No nic, muszę to przemyśleć.
Na żonę nie poradzę ;) Ale jeśli wyjazdy „lekkie” i wyjazdy „ciężkie” są u Ciebie wyraźnie rozgraniczone (typu: codzienne wycieczki dookoła komina + wakacje w Finale itp.), to wtedy dwa kaski mogą mieć sens.
No co ty. Na kobietę, która kupuje ci kask, czyli w domyśle więcej niż akceptuje twoją zajawkę na rower, chcesz coś poradzić? Toż to skarb, a takie grymasy można przeżyć. Za przysłowiem: Szanuj szefa swego, możesz mieć gorszego. ;)
Niedawno mialem glebe, gdzie przywalilem skronia o glebe. Na szczescie mialem Proframe. Generalnie na podjazdach nawet nie zdejmuje kasku, wentylacja swietna, na szczescie uderzalem w taki sposob, ze kask stracil tylko daszek, a sama skorupa jest nienaruszona (sprawdzalem kilkanascie razy). Jezeli bede wymienial, to wezme drugi raz Proframe, ale tylko w wersji RS.
Zobacz sobie też MET parachute MCR. I jestem w nim zakochany. Solidna szczęka, system odpinania szczęki na fidlock(!) bez problemu obslugujesz wszystko z kaskiem na głowie. Dodatkowo atesty DH i nawet materiał utwardzający się przy uderzeniu w szczęce. MIPS, fidlock w zapięciu itp oczywiście są. Cena też podobna ok 1200 złociszy.
Hej! Dobrałeś do tego foxa jakieś sensowne okulary? Na mój łeb nic nie pasuje do speedframe pro, testowane Endura, Tripout, icon i kilka innych.
Dla siebie do Speedframe Pro M i Proframe L (wersja 2022) dobrałem Tirpout Inifity na ten sezon i dobrze to sie dogaduje. Nie brałem standardowych gogli bo musiałem mieć wkładke korekcyjną. Co do Leatt jako marki i dystrybutora na Polske to w tym roku rozkleily mi sie buty Clipp 5.0 (po 0,5 sezonie używania). Poszła reklamacja do sklepu, który puścił reklamacje do dystrybutora – ten odrzucił, bo buty enduro były używane zgodnie z przeznaczeniem :D Następnie reklamacja poszła bezpośrednio do producenta, który ją uznał. Całość trwała 1,5 miesiąca w środku sezonu. Po tej akcji przeprosiłem się z butami Shimano.
no właśnie mi ten kask siedzi głęboko na głowie i opiera się o okulary, Infinity mierzyłem i też jest kontakt. Chyba będę musiał przesiąść się na jakieś oldschoolowe uvexy do XC.
Ja uzywam Proframe i Ok pasują do niego okulary Alpina Bonfire. Jak chodzi o gogle to 100% Strata tez kompatybilne z kaskiem.
Wybierałem ostatnio pomiędzy foxem proframe a leattem z odpinaną szczęką( nie pamiętam modelu). Bardziej podobał mi się , i lepiej leżał na głowie leatt + fakt że 2 kaski w cenie 1. Mierząc kaski lubię zasymulować kolizję, uderzając ręką w kask by mieć pewność, że nic nie uwiera. W Foxie po uderzeniu wszystko ok, w leatt te plastikowe/gumowe niebieskie grzybki wbijały mi się w głowę powodując duży ból. Nie chcę nawet myśleć co byłoby przy prawdziwek kolizji.
Dyskomfort jest przez pierwsze kilka minut, później się zapomina i tylko czujesz, że się pocisz. Ale to prawda, te kaski wygodne nie są.
Mierzyłem ten kask długo i rozmiary M oraz L. Jakoś mi rozmiarówka leatt nie pasuje. Mam obwód 58cm i jestem na granicy rozmiarów. Kask M jest na tyk, a L za obszerny. Największą wada tychbkonwertowalnych, to że są strasznie niewygodne. Minimalna ilość wysciołki wewnątrz powoduje, że twardy styropian wbija się w czachę. Mam fryzurę na łysola i nie mam nic, co oddziela mają skórę głowy od skorupy. Prawilny fullface np Gravity 4.0 jest dosłownie pluszowy w środku, jak i każdy inny szczękowy kask innej firmy. To, jest twarde i kanciaste. Ja wybrałem jednak Leatt, ale enduro 4.0, bo ten 3.0 jednak przy porównaniu wygląda tandetnie, jakby budżetowo.
Co do cienkiej wyściółki, to taka jest cena za niską masę i maksymalną wentylację. Testowana przeze mnie S-ka waży niecałe 650 g, dla porównania Gravity 4.0 – 850 g, a Enduro 4.0 – 810 g (katalogowo). Grubsze, miękkie gąbki nie są też obojętne dla przepływu powietrza.
Natomiast wyściółka ta powinna skutecznie zapobiegać „wbijaniu się styropianu w czachę” – możliwe, że po prostu kształt skorupy totalnie Ci nie podszedł…
W tym roku pokusiłem się na pierwszego w życiu full face, na rowerze dojeżdżam do pracy i często robię szybkie podrożę dookoła komina dlatego zależało mi na kasku 2w1 z odpinaną szczęką, zdecydowałem się na model Leatt MTB Enduro 2.0 ( za niecałe 900 zł )
Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne, kask solidny, system montażu szczęki może nie jest perfekcyjny ale da się dość szybko przyzwyczaić – szczęka siedzi solidnie i tak jak pisze w artykule sprawia dobre wrażenie bezpieczeństwa.
Głowa poci się w granicach rozsądku – nie więcej nie mniej niż w innych kaskach.
Dla mnie największe minusy to – złe układające się paski przy uszach po zapięciu kasku
Jedyny system który podczas dociągania kasku do głowy wciąga mi włosy miedzy mechanizm
Dzięki za opinię o tym modelu! :)
Też mam 2.0 v23 i faktycznie te wieśniackie paski w kasku za prawie tysiaka to jest kryminał.
Posiadam kask Leatt enduro 3.0 v22 i dla mnie był to duży przeskok z poprzedniego kasku (authort creek).
Jest to wersja kiedy było tylko 2 w 1 i system mocowania szczęki jest o tyle dziwny, że nie umiem jej ubrać z kaskiem na głowie ale najważniejsze jest to, że szczękę można łatwo odpiąć nie ściągając kasku z głowy.
U mnie nie ma problemu z ubieraniem kasku, wygląda też na bardziej przewiewny niż obecna wersja.
Dużym plusem jest dla mnie ten system 360, który nie sprawia że kask odstaje od głowy jak jest to w przypadku mipsu :)
Kurde ja ciągle myślę nad 4.0 Enduro. Ciekawi mnie jak wygląda porównanie wszystkich trzech kasków modułowych Leatta.
Dzięki za fajną recenzję.
P.S. o korbo jedyna jaka cena jerseya.
Znalazłem kiedyś na trasie pęknięty zatrzask od szczeki z kasku Leatta (na szczęście dla kogoś na podjeździe). Nie zaufałbym tej marce jeśli chodzi o moje bezpieczeństwo.
Kupiłem ten kask kilka tygodni przed twoją recenzją. Spostrzeżenia mam bardzo podobne. Zadziwiająco fajnie jeździ się w wersji z „uszami”. szczególnie na długich tripach. U mnie zadecydował czynnik 3w1 , szczególnie na wyjazdy gdzie łączę wycieczki z np. jazdami w bike parku, lub po lokalnych trasach enduro. zdecydowanie jest to lepsza opcja niż dotychczasowe zabieranie dwóch kasków Foxa ; Speedframe i Proframe. Przy zakupie nowego kasku rozważałem zakup Proframe Rs ale niestety Fox zrobił ten kask w dziwnych rozmiarach! M jest na mnie za duże (poprzedni model leżał idealnie) a S jest mega za mały. zobaczymy jak Kask będzie się sprawował w nadchodzących miesiącach. pozdr.
We Wrześniu po glebie na twarz, zacząłem szukać 3w1. Jako ze średnica mojego łba to 59cm (raczej okrągły kształt) zacząłem brać pod uwagę tylko 3 modele. Leatt 4.0, MTC spadochron i Bell Air cośtam.
Leatt – Mierzyłem M i L. Oba za ciasne w górnych częściach. Ewidentnie są pod wąskie czaszki.
Bell. M lekko ciśnie, L idealnie ale zapinka dochodziła do końca regulacji a tu jeszcze luz, smutek.
Spadochron. M- ciśnie, L-ka mogla być być ciut mniejsza, ale regulacja ładnie dopina także ten został.
Miałem takie Uvexa lekkiego ze zdejmowaną szczęką. Fajny i lekki, do czasu kiedy przyszedł moment próby. Zaliczyłem glebę po ześlizgnięciu z wallrida na pysk. Kask tak się ugiął przy uderzeniu, że zaryłem nosem aż farba poleciała. Od tego momentu odechciało mi się „lekkich” full face’ów.