Sezon rozpoczął się na dobre, a wraz z nim, wylew „niedzielnych rowerzystów” na szlakach. Nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko temu! Sam kiedyś zaczynałem. Nie każdy kiedyś zaczynał, ale ja tak. Więc zamiast ganić i narzekać, proponuję to, do czego blog nadaje się całkiem nieźle: edukację (z odrobiną ganienia i narzekania). Oto grzechy główne popełniane przez rowerzystów górskich – zarówno tych preferujących naturalne szlaki, jak i haratających przygotowane traile.
SZLAKI
Na pierwszy ogień: co można spierdolić jeżdżąc po pieszych szlakach turystycznych? Na nich najczęściej spotykamy się z innymi użytkownikami gór, więc tutaj szczególne warto zachować pozory dobrego wychowania.
1. Blokowanie przejścia
Grupa zatrzymuje się – pierwsza osoba z lewej strony szlaku, druga z prawej, pozostałe – na środku. Pieszym turystom i innym rowerzystom pozostaje tylko przeciskanie się przez sportowo pachnący tłum.
2. Wymuszanie pierwszeństwa
Co prawda nie ma na to ustawy, ale dobra praktyka mówi, że pieszy na szlaku zawsze ma pierwszeństwo. Jeśli turyści schodzą Ci z drogi – super, podziękuj im! Ale nie zakładaj, że za każdym razem Ci się to należy.
3. Niebezpiecznie szybkie mijanie pieszych
Z pierwszeństwem wiąże się chyba najczęstszy grzech szlakowy – mijanie turystów pełnym piecem. Nawet, jeśli perfekcyjnie panujesz nad rowerem, to dla nieobeznanego w temacie turysty zawsze będziesz chaotyczną lawiną rozpędzonej masy i strzelających na boki kamieni.
4. Brak kultury
Jeśli już wyhamowałeś do spacerowego tempa, uśmiechnij się, powiedz „dzień dobry” i podziękuj za przepuszczenie.
5. Śmiecenie
To najbardziej oczywista oczywistość, że własnych śmieci nie zostawia się w górach, tylko zabiera ze sobą (ideałem byłoby zabranie od czasu do czasu kilku cudzych „znalezisk”). Zdecydowana większość rowerzystów to rozumie.
6. Hałasowanie
Choć w góry idzie się, żeby w ciszy nacieszyć się kontaktem z naturą, to czasem trudno sobie odmówić okrzyku radości na epickim zjeździe, czy incydentalnej „kurwy” skierowanej do kamienia, który właśnie wbił się w Twój piszczel.
Nie ma jednak wytłumaczenia dla jazdy z przypiętym do plecaka głośnikiem bluetooth, niczym gimnazjalista słuchający rapsów na ławce pod blokiem – to po prostu wiocha w najgorszym wydaniu. Podobnie jak niepotrzebnie głośne rozmowy przy piwie czy w kolejce do wyciągu – może Cię to zdziwić, ale np. w Czechach taki jest właśnie stereotyp polskiego bikera…
7. Nieczekanie na skrzyżowaniach
To może nie tyle przejaw kultury, co podstawowa zasada jazdy w grupie. Warto pilnować, żeby pozostała ona grupą – lepiej poczekać minutę na rozwidleniu, niż godzinę, aż mniej spostrzegawcza część ekipy wróci na właściwą stronę góry.
8. Zatrzymywanie „na górce”
…czyli na samym szczycie podjazdu – tak, że Ty nie masz już szans dojechać do wypłaszczenia i musisz się gimnastykować ze schodzeniem z roweru na pionowej ścianie (o ile nie jeździsz w SPD i wcześniej nie wywinąłeś „żuczka”).
9. Jazda bez przygotowania
Czyli „na sępa” – bez jedzenia, odpowiedniej ilości wody, narzędzi, zapasowej dętki… O kurtce przeciwdeszczowej nie wspominając. To są podstawy, o które po prostu nie wypada pytać współuczestników wycieczki, czy tym bardziej przypadkowych rowerzystów napotkanych na szlaku.
→ Więcej: 23 rzeczy, które zawsze powinieneś mieć w plecaku
10. Jazda bez kasku
Hardkorowy wariant powyższego. Wątpię, żeby dotyczył któregoś z czytelników 1Enduro, ale nie wypada nie wspomnieć.
Chociaż nie do końca – często widuję kaski przyczepione na podjeździe do plecaka. Osobiście wolę mieć kask cały czas na głowie, ale powiedzmy, że to kwestia indywidualna. Gorzej, jeśli kask zostaje na plecach na krótkich odcinkach zjazdowych, wplecionych w podjazd – a na naturalnych szlakach takich miejsc nie brakuje. Zgodnie z prawem Murphy’ego, wyglebisz właśnie na nich.
→ Więcej: Kask enduro – co to w ogóle jest (i jaki wybrać)?
TRAILE
O ile grzechy na szlakach najbardziej psują wizerunek bikerów „w mainstreamie”, to na wydzielonych trasach przede wszystkim psują zabawę nam samym. Lub po prostu psują trasy…
11. Zatrzymywanie na ścieżce
Zaczynamy podobnie, jak w przypadku szlaków: blokowaniem przejazdu. Musisz odpocząć? Popsułeś rower? Myślisz nad swoim życiem po glebie? Rób to przynajmniej metr od ścieżki.
12. Wjeżdżanie na trasę bezpośrednio przed nadjeżdżającą osobą
Jak już odpocząłeś, przed restartem upewnij się, że nikt nie nadjeżdża. Nic (no, prawie nic…) tak nie wkurwia, jak hamowanie przed typem, który wygramolił się na szlak 10 metrów przed Tobą.
13. Nieprzepuszczanie szybszych
Szaleństwa w bikeparku to nie wycieczka kolonijna, żeby wolni jechali przodem. Zorientuj się w prawidłowej kolejności w grupie i nie blokuj szybszych od siebie. Również w czasie jazdy zerknij co jakiś czas, czy ktoś Cię nie dogania – pamiętaj, że ZAWSZE znajdzie się ktoś lepszy. Nie zmuszaj go do zatrzymywania się co 500 metrów, żeby zrobić Ci miejsce.
14. Nie dobieranie trudności trasy do umiejętności
A jak dobrać trudność, jeśli nie zna się tras? Zaczynając od niebieskich, a następnie przechodząc na czerwone i czarne – to jedyny sposób, bo skala trudności tras jest inna dla każdej miejscówki (trasa czerwona w Srebrnej Górze nie jest tak samo trudna, jak czerwona w Whistler). A tymczasem w ankiecie przeprowadzonej przez POMBA, większość z nas wizytę w nowej miejscówce zaczyna od razu od tras czerwonych.
15. Jazda pod prąd
Zdecydowana większość rowerowych traili jest jednokierunkowa. Nie bez powodu. Nie chodzi tylko o komfort i bezpieczeństwo jazdy, ale też podatność ścieżki na niszczenie – więc nawet jeśli zjeżdżasz 10 metrów ścieżką podjazdową, żeby powtórzyć zdjęcie – rób to delikatnie!
16. Hamowanie z zablokowanym kołem
Trochę finezji przyda się też na trasach zjazdowych. Wiadomo, że każde dziecko mężczyzna lubi skidowanie, czyli zarzucanie tyłem roweru na zablokowanym hamulcu (nie, to nie jest drift, przykro mi). Niestety takie wygłupy niszczą trasę, pogłębiając tarki, wyrywając kamienie i przyspieszając erozję.
17. Ścinanie zakrętów i rozjeżdżanie objazdów
W singlach rowerowych zazwyczaj chodzi o to, żeby były kręte. Jeśli je ścinasz (czy to ze względu na Stravę, czy brak umiejętności), zastanów się, czy na pewno chciałeś po nich jeździć…? Może lepiej wybrać się na wycieczkę szutrem (albo zawody, gdzie „kreatywny wybór linii” faktycznie może być pożądany)?
→ Więcej: Strava to zło!!! Czy nie…?
„Prostowanie” trasy działa też w drugą stronę – na trasie jest kałuża? Objeżdżanie jej szerokim łukiem (np. po trawie lub całkiem poza korytarzem ścieżki) w dłuższej perspektywie powoduje, że singletrack przestaje być singletrackiem.
18. Jazda po zamkniętych trasach
Zamykanie tras – zwłaszcza flowtraili – zimą i po intensywnych opadach jest standardem w cywilizowanym świecie, ale u nas ciągle budzi oburzenie. Miękka, rozmoknięta nawierzchnia niszczy się dużo szybciej i wymaga gruntownych napraw. Może lepiej ten jeden raz sobie odpuścić, niż potem męczyć się na koleinach czekając na remont?
19. Modyfikowanie trasy pod siebie
I kolejny punkt dotyczący zachowywania oryginalnego charakteru trasy. Przyjeżdżając na czyjąś miejscówkę (czy to dziką, czy oficjalną), uszanuj jego pracę i nie przerabiaj jej pod kątem swoich oczekiwań i umiejętności. Jasne, usunięcie zalegających gałęzi czy luźnych kamieni jest spoko, ale np. powiększanie/pomniejszanie hopek zachowaj dla swoich własnych kreacji.
20. Niewspieranie budowniczych / organizacji…
…i narzekanie na ich pracę, jeśli samemu nic się nie zrobiło. Jak mawiają: „no dig, no ride”. A jeśli już „no dig”, to przynajmniej zorientuj się, czy możesz wesprzeć gospodarzy w inny sposób – kupując cegiełkę, korzystając z ich szkoleń czy po prostu robiąc rowerowe zakupy w ich sklepie.
Podsumowanie
Bałem się, czy nie za dużo w tym tekście zakazów i nakazów – mam uczulenie na osoby przywiązujące nadmierną uwagę do takich bzdur jak bezpieczeństwo. Nuda. Ale z drugiej strony – raz na jakiś czas warto sobie przypomnieć dobre praktyki, które w zasadzie nie odbierają frajdy z jazdy.
Te dobre praktyki można podsumować popularnym zwrotem „Leave no trace”, czyli brakiem ingerencji w:
- Środowisko (naturalne + trasę).
- Innych ludzi (turystów + bikerów).
Powodzenia i do zobaczenia na (czystym, miłym i kulturalnym) szlaku!
PS. Zostało mi kilkanaście sztuk blogowych koszulek (póki co, wszystkie rozmiary dostępne) – kto się jeszcze nie zaopatrzył? :)
Podobało się? Może spodoba Ci się też:
Gorszy hardkor, ale dłubanie tras w miejscach uczęszczanych. Lokalni downhillowcy zaczęli robić hopy praktycznie na ogólnodostępnym szlaku (szlak idzie nieco inaczej, ale osoba nieobeznana z terenem łatwo może to przeoczyć).
Efekt? Jedna ofiara śmiertelna, co najmniej 2-3 zdrowo poturbowane.
http://krakow.eska.pl/newsy/rowerzysta-lezal-nieprzytomny-w-dolinie-kobylanskiej-na-miejscu-ladowal-smiglowiec-lpr-zdjecia/728488
Pytanie, czy te ofiary to przypadkowi „niedzielni rowerzyści”, którzy przypadkiem wbili się na hopę, czy też dzieciaki świadomie korzystające z „miejscówki”…?
Przypadkowi; brat rozmawiał z gościem, którego ojciec się tam połamał. Gdyby to były „wypadki przy pracy” nawet bym nie wspominał.
Kurde.. moje okolice. Gdzie takie wynalazki można znaleźć? Wybieram się tam w tym tygodniu i wolałbym wrócić cały.
Gdzieś na trailfork-sie widziałem jedną trasę z komentarzem żeby uważać na jakieś nieskładne i nieprzemyślane hopki.
Bez przesady, jadąc nieznaną trasę chyba masz oczy otwarte…? Jeśli hopa jest w stanie Cię zaskoczyć, to to samo może zrobić rów po intensywnym deszczu, wywrócone drzewo, narzucony na trasę kamień, czy inny piesek.
Na 99% robota jakiegoś dzieciaka lub kilku, małe chopki a raczej pryszcze których nie widać przy prędkości łorpowej (a taka można tam osiągnąć) Po najechaniu na coś takiego podbija tyłek i można przywalić w drzewo. Szkoda chłopaka zginął przez czyjąś głupotę :(
Proszę nie powielać stwierdzenia że to lokalni „downhilowcy” może to doprowadzić do niepotrzebnych spiec.
Przecież w tekście jest napisane „Po kolejnych kilkunastu minutach po wykonaniu medycznych czynności ratunkowych udało się przywrócić funkcje życiowe u nastolatka. „
Oooo to to. Pisałam już o tym, ale wyszło, że po co i na co pisac o takich oczywistościach ;)
https://mambaonbike.pl/5-zasad-ktore-warto-stosowac-by-jezdzilo-sie-lepiej/
O oczywistościach pisać trzeba, bo niestety nie dla wszystkich są oczywiste (jak było widać w tamtej dyskusji)…
Kurcze, chcialbym napisac komentarz, ale brakuje mi slowa. Jak nazywa sie damski odpowiednik buca?
Mądra jola
Kulturalny nie musi tego czytać, bo takie zasady „z natury” są dla niego oczywiste. A buc, bucem zostanie i oleje temat sikiem prostym.
Myślę, że wśród rowerzystów górskich odsetek buców jest bardzo mały, porównując np. do motocyklistów czy innych „petrolheadów”. Natomiast ze względu na stosunkowo łatwy dostęp do tego sportu, dużo osób może być po prostu nieświadomych i to właśnie do nich skierowany jest ten poradnik :)
A ja trochę jeżdżę i z fujarami i fachurami, i nie zgodzę się, że ten odsetek jest mały. Wśród rowerzystów chamy trafiają się tak samo często jak wśród kierowców samochodów, czy wśród pieszych. To jest zawsze ten sam mianownik: człowiek. I uważam, że brak kasku jest w tym przypadku najmniejszym przewinieniem. Nieszanowanie turystów na podjeździe na kozią (na „szutrowym”) jest wprost nagminne.
Karolina, może czas zmienić towarzystwo…? ;)
Bo buc bucem zostanie, niezależnie czy będzie jechać na rowerze, na rolkach, czy poruszać się pieszo… przykre.
Ale prawdziwy buc zawsze bardziej będzie lgnął do Golfa III ew. BMW E36, niż do roweru enduro za trzykrotnie większą kasę ;)
Tu się, Michale, mylisz. Bardzo się mylisz.
Nigdy na Koziej nie byłeś?! :))) „Kurwy” to tam latają non stop, a chamstwo zaczyna się już na parkingu.
Uu. a co jak buc w e36 ma na dachu speca enduro i knolly podium? :D
chyba nie byłeś w TPK albo inaczej rozumiemy słowo buc
Z ludzi na…?
Michał, piszesz o kulturze, nazwijmy to umownie, zachowania. Lecz warto również zwrócić uwagę na kulturę słowną (która także u Ciebie na blogu trochę szwankuję. Owszem, masz swój styl, lecz jeśli piszesz takie a nie inne porady, warto o tym pomyśleć. Myślę, że minus 10% do bycia fajnym dzięki większej kulturze słownej, nie ujmie Ci na stylu i fachowości wpisów ;) ).
Na szlakach (nie mówię o bajkparkach, które nie zawsze mi po drodze), niestety gro rowerzystów mocno chełpi się ze swojej zaje…ści, %$^%$* zjeździe, itp. Niejednokrotnie nad wyraz głośno dają o tym znać. I kuje to w ucho. Nawet nie wiesz jak teraz rodzice (a i nie tylko) są wrażliwi (choć często też nie są bez winy, jedni lub drudzy).
Podobnie zachowania można usłyszeć przy schroniskach, gdzie jednak jako miejsce publiczne, powinno zachować się szacunek dla innych osób. A to wszystko może potem niepotrzebnie, a w niektórych przypadkach już teraz, budować niechęć do nas, rowerzystów (tak jak quady i motocrossy zbudowały sobie, całkiem słusznie, złą markę).
Lubię Cię Michał, ale ten Pan ma racje. To jest Twój blog i możesz pisać na nim co Ci się podoba ale inaczej brzmi bluzg sytuacyjny tak jak wspomniany glaz w piszczel a inaczej taki bluzg czytany wieczorem we wannie. Pewnie dla wzmocnienia przekazu można rzucić kurwą zeby nie jezdzic singlami pod prąd ale jak tekst traktuje o kulturze to trochę oslabia przekaz i ujmuje autorytetowi piszącego. Oczywiście dalej będziesz pisał tak jak chcesz a my ,a na pewno ja, dalej bedziemy to czytać ale eee nie ma żadnego ale. Pozdrawiam
Zauważyliście jak dyscypliny rowerowe uprawiają inni zachowaniem ludzie? Oczywiście buraki są wszędzie ale przeważnie:
– XC (XCO, XCM) w części to golinogi z zadartymi nosami. Na szczęście większość to mili ludzie z zajawką z którymi zawsze się rozmowa klei.
– DH, dirtowcy – też fajni zajawkowi ludzie, ale bardzo często to drący mordę troglodyci, których słychać z daleka po głośnych przekleństwach i k*** w każdym zdaniu.
– Enduro – mix obu powyższych i często widać nawet na zawodach grupki znajomych, jedni się dobrze bawią, a drudzy też się dobrze bawią, ale drą mordę, dużo więcej wulgarnych słów używają i świńskiego humoru :D
Byłam w koutach niedawno i wstyd było mi i znajomym jaką wiochę nasi rodacy potrafią robić. Wzrok Czechów na to bydło bezcenny. Bliźsi byli zachowaniem do podpitych angolów na krakowskim rynku niż ludzi z fajnym hobby.
a mi to w ogóle nie przeszkadza, bycie ąę by dopasować się pod określoną grupę to już gubienie własnego stylu, a tak Michał pisze jak jest naprawdę bo przy kamieniu krzykniemy kurwa, a nie np „kurcze pióro” czy „motyla noga” ;)
Pisałam o ogólnym zachowaniu. Słyszałeś jak się wyrażają podpite sebixy na przystanku rozmawiając ze sobą?
Nie mam nic przeciwko krzyknięciu w emocjach co się komu podoba, ale jak uszy więdną słuchając zwykłej głośnej rozmowy bajkerów to nie jest to już miłe.
Absolutnie nie zgadzam się na zmianę stylu pisania :)
Poziom kultury jest na jak najbardziej akceptowalnym poziomie.
Jakoś nigdy nie ufałem ludziom, którzy od czasu do czasu nie przeklną. Nie zrozumcie mnie źle, ale wolę prawdomównego,uczciwego, zabawnego co klnie od bandyty w białym kołnierzyku z super etykietą słowną, takich to mamy na pęczki.Tekst Michała mnie nie razi, tam jest cudzysłów i nie zrobił tego w złej wierze, najwyżej zmieni literę na q. Poza tym blog traktuje mimo wszystko o rozrywce a nie dyplomacji, popatrzcie na kulturę ludzi zasiadających w sejmie, sami ich wybraliśmy, porównując, Michał powinien dolepić sobie białe skrzydła do tego zielonego sztormiaka :)
I to kurwa rozumiem ;)
Nawet szanowani profesorowie językoznawcy dopuszczają stosowanie wulgaryzmów tam, gdzie jest to uzasadnione. I tak też staram się ich używać, bo na wszystko jest miejsce i czas. CAŁKOWITA z nich rezygnacja to też swoiste kastrowanie języka i silenie się na wysoką kulturę tam, gdzie nie jest to konieczne. I nawet nie chodzi tu o „fajność”, a o autentyczność. Taki już jestem i chuj ;)
Moim zdaniem nie masz racji z tym komentarzem. Nie ma osoby która w ten bądź inny sposób nie używa wulgaryzmów, wulgaryzmy były, są i będą. Jeżeli Michał ma taki styl pisania to chwała mu za to i nikt komu to nie odpowiada nie musi tu zaglądać( jest cała masa innych blogów). Akurat taki styl jaki prezentuje autor tych tekstów mi odpowiada ( czyta się lekko i przyjemnie, i nie ma wrażenia że to jakaś encyklopedia z nudnymi punktami) i jak widać po komentarzach pod każdym kolejnym nie tylko mi. A Tobie Michale życzę kolejnych świetnych wpisów bo dzięki nim poznaję i polubiłem szeroko pojęte kolarstwo górskie.
Niestety zbyt często się słyszy na szlakach głośne rżenie i słownictwo jakbym słyszał patologiczną rodzinę z bloku, albo agresywnego upitego menela pod monopolowym. Uszy więdną, a np. w koutach Czesi i niektórzy Polacy patrzą na takich troglodytów z wielkim politowaniem.
Wiocha na całego.
BTW. nóż się otwiera jak się widzi, że maratończycy nie potrafią papierka po żeliku schować z powrotem do kieszeni. Wyrzucić można, ale tylko w strefie zrzutu, która znajduje się kilkadziesiąt metrów za bufetem!
Kolejny raz czytam jacy to Czesi fajni a my nie. Nie tak dawno na Rychlebach trzech naprutych czeskich bikerów darło mordę w moją stronę, wtedy to ja patrzyłem na nich z politowaniem :P
Druga sytuacja ze Świeradowa: doganiam gościa jadącego z synem przed nim. Jadę za nim spokojnie i czekam aż mnie puści. Gość jednak tego nie robi mając kilka miejsc wcześniej więc w końcu proszę: „jak będziecie mieli miejsce to puśćcie mnie”, w końcu puścili ale gość sądząc po reakcji i tonie słów miał do mnie wyraźne pretensje.
Jak zwykle Czesi są super, tacy kulturalni i wyluzowani a u nas to spina i wiocha :P
Nic nie jest czarno białe – są kulturalni Polacy i są wsiowi Czesi. Ale chyba jednak każdy się zgodzi, że kultura kolarstwa u naszych sąsiadów jest na innym poziomie, niż u nas…
Niestety, ogólnie Czesi stoją wyżej cywilizacyjnie, nie chodzi o kulturę na szlakach ale też ogólne podejście do tematu „rower w górach”; na trail hanter znajdzie się wszystkie miejscówki w Czechach i państwach ościennych, u nas to – odnoszę takie wrażenie – dominuje postawa „my tu mamy taką miejscówkę i obcych nam tu nie trzeba”; geneza tego zjawiska spowodowana jest moim zdaniem chłopskimi korzeniami większości społeczeństwa, a chłop jak wiadomo, obcych nie lubi; odsyłam ciekawych do socjologii bo tu nie czas ani miejsce. Trzeba pracować nad poziomem a nie pokazywać palcem – bo tam dwaj Czesi to… Dobry tekst autora i pewne fragmenty trzeba by napisać grubymi literami…
no z tymi chłopami to się chyba rozpędziłeś, że niby czescy bikerzy to z królewskiego rodu ? ;)
….chłop jak wiadomo obcych nie lubi…stąd taka postawa w Czechach a inna w Polsce; jako naród są bardziej otwarci i nie mają tylu kompleksów co rodacy – zachowania stadne, „obsikiwanie” przestrzeni wrzaskiem, qrwami i śmieciami…
A ja właśnie chcę kupić głośnik BT i jeździć z nim po lesie ustawionym jak najgłośniej. A dlaczego? A bo niedźwiedzie, które żyją zaraz obok. I tyle w temacie.
I co, będziesz dbał o podniesienie kultury niedźwiedzi poprzez nadawanie audycji radiowych? Żenada.
Chyba wolałbym, żeby mnie niedźwiedź zeżarł, niż jeździć z głośnikiem ustawionym na full :P
Panowie, ja się źle wyraziłem, bo faktycznie po przeczytaniu tego tekstu mam wrażenie, że buc ze mnie straszny. A nie o to chodzi. W mojej okolicy żyją niedźwiedzie, co gorsza pojawiły się stosunkowo niedawno. Jest samiec, który w ogóle się ludzi nie boi – pilarze wyszli z lasu po robocie, a ten wylazł z krzaków i łazi dookoła chłopów w odległości 20 metrów od nich. Jest też samica z młodymi, która samca się boi i bytuje tam gdzie akurat samiec nie łazi. No i tak się składa, że wszystkie okoliczne ścieżki, po których od las śmigamy są tam gdzie łażą te miśki. Głośnik potrzebuję po to, żeby celowo hałasować, szczególnie jak podjeżdżam. Podstawowa zasada mówi: nie chcesz spotkać misia, to hałasuj. Po prostu. Kocham MTB za tę ciszę i spokój w lasach, zupełnie odmienną od szosy. Niestety, trzeba jeszcze dbać o swoje bezpieczeństwo w lesie.
PS. Dziki, wilki i rysie też niech mnie słyszą.
Coś się koledze pozajączkowało – powinno być: „Podstawowa zasada mówi: nie chcesz spotkać misia, to NIE hałasuj.”. Podpieram się opinią rangerki z Yellowstone National Park – każdy hałas dla misia, to coś nowego/ciekawego, co misia zainteresuje.
człowieku, o czym ty mówisz….po pierwsze jesteś w lesie a to naturalne środowisko niedźwiedzi, wilków i innych stworów i to ty jesteś tam gościem nie odwrotnie, po drugie – terroryzowanie otoczenia twoim ulubionym bitem to tak samo jak śmiecenie, tyle, że zanieczyszczasz eter; to drugie nie różni się znacząco od zimnego łokcia w bmw – tyle
Napisałeś 20 grzechów a wymieniłeś 10 – domogam się 2giej dziesiątki :P
oj chyba przeczytałeś pół artykułu ;) 2×10 = 20
A co z kiepami rzucanymi gdzie popadnie, rozpalaniem ognisk na dziko, pozostawianiem puszek po piwie w pobliskich krzakach po zakończeniu ogniska, wycinaniu, wypisywaniu napisów na drzewach, jeżdżeniu w rezerwatach, w Parkach Narodowych itp
„leave no trace”
Myślę, że zdecydowana większość tych problemów mieści się w artykule.
Ja bym do listy dodał szanowanie się nawzajem i podtrzymywanie atmosfery subkultury dzięki, której nasz sport jest taki zajebisty.
Zauważyłem w Bielsku, że połowa bikerów nie odpowiada na „cześć”, „siema” lub cokolwiek innego.
Dotyczy to również całych grup bikerów (teamów), którzy udają, że nie widzą i nie słyszą innych. Mają wyraz twarzy bardzo poważny, bo bardzo poważnie trenują i poważnie jeżdzą.
Jest to widok zabawny biorąc pod uwagę rangę przedsięwzięcia w którym biorą udział a każdy zawodnik Pucharu Świata jest bardziej kontaktowy niż oni.
Pozdrowienia dla turbo PROsów i więcej dystansu do siebie życzę!
A na drodze do Morskiego Oka też się chcesz z wszystkimi witać? Na Enduro Trails są takie tłumy że witanie się z każdym to jakiś absurd. W dodatku większość to ludzie z którymi nie napiłbym się w życiu piwa, dlaczego mam się z nimi bratać? Myślenie że jeśli ktoś ma podobne hobby to musi być fajny to jeden z podstawowych błędów młodości…
Nikt Ci sie nie każe z nikim bratać lub witać :D I rozumiem, że na ET są tłumy jednak ODPOWIEDZENIE komuś na „Cześć” widocznie jest dla niektórych wyczynem wiekszym niż sam sport, który uprawiają.
Dodałbym jeszcze punkt 21, mianowicie zakaz kurzenia fajek pod wyciągiem czy miejscu gromadzenia się innych biker’ów! Nic tak nie psuje „klimy” jak smród fajek dookoła…Zjeżdżasz zziajany, płuca przewentylowane i ciężko dysząc próbujesz wtłoczyć do płuc jak najwięcej tlenu, a tu syf i smród w powietrzu. Niby to na otwartej przestrzeni, ale jednak to miejsce publiczne. Musisz jarać – odejdź na odległość 100m i truj się sam w krzaczorach! Wszystkiego nikotynowego!
Popieram.
Michał wg mnie mocny 21 punkt, bo czasem widać brak wyczucia między kopceniem w tłumie, a siedzeniem parę ławeczek dalej i nie truciem nikogo.
Całkiem sensowne porady, zwłaszcza bycia miłym dla otoczenia i mówienia prostego „ahooj / dzień dobry / guten morgen”. Może przesadzam ale pozdrowienie innych uczestników trasy nikomu jeszcze nie zaszkodziło.. A nie, kilku pro-sowcom podniesienie łap w górę urągaloby ich pro-stylowi ;-)
I jeszcze jeden aspekt to udzielenie pomocy przypadkowemu bikerowi. Czesto widze, jak bikerzy stoją na poboczach i cos tam robią przy rowerze. Przeważnie podjeżdżam i pytam, czy coś potrzebują. Najcześciej się uśmiechają i odmawiają, bo sobie radzą ;-).
Chciałbym zwrócić uwagę na pewien aspekt, którego nikt chyba jeszcze w komentarzach nie poruszył. Otóż spora część rowerzystów na szlakach to ludzie spoza, nazwijmy to, społeczności ludzi gór. Tacy, którzy nie wychowali się na pieszych wędrówkach z ciężkim plecakiem od bazy do bazy, nie mają półek zawalonych bedekerami, nie czytali „W stronę Pysznej” i nie „czują klimatu”. Wspominane w komentarzach zachowania jak np. głośne rozmowy, czy palenie w tłumie mogą wynikać z niezrozumienia, iż inni są w górach po to by raczyć się czymś zgoła innym. Tacy ludzie myślą sobie „to nielogiczne, że ktoś woli odosobnioną leśna polanę od spędzania czasu w schronisku, w schronisku przecież są ziomeczki, gra muzyka, laskom można zaimponować…”. Jeśli mamy takich znajomych, to powinno się ich edukować, zaszczepiać bakcyla GÓR, a nie tylko cyklozy, z zastrzeżeniem, że świata nie zmienimy i niektórzy okażą się oporni, tudzież zwyzywają nas od pedałów, bo dla prawdziwych mężczyzn liczy się tylko flow. Albo czas wykręcony na podjeździe
Inna sprawa, że bycie górskim ignorantem jest po prostu niebezpieczne.
Prawidłowa kolejność brzmi: najpierw góry, potem sport uprawiany w górach (rower, bieganie, wspinaczka, cokolwiek)
I proszę, nie uważajcie moich poglądów za przejaw ksenofobii autochtona, to naprawdę nie o to chodzi, kto ile czasu spędził na szlaku. Znam gości z Łodzi czy Gdańska, którzy przyjeżdżają w góry raz do roku i na ten czas stają się pełnoprawnymi ludźmi gór.
Czytam to siediem miesięcy od napisania, a jednak skomentuję. Nie mógłbym bardziej się zgodzić! Góry to miejsce, w którym można się odciąć; miejsce, w którym niektórzy doznają nawet duchowych uniesień. Niedobrze, kiedy to psujemy.
witam .mam 49 lat.uprawiam enduro od wielu lat . wtedy to jeszcze nie nazywało się enduro i na śnieżkę można było wjechać. niestety ciężka choroba spowodowała że jestem teraz na chorobowym i mam czas na oglądanie w tv you tube. no i tak sobie oglądam te filmy z enduro w tytule i dwie rzeczy wśród bikerów mnie wkurzają. mianowicie zastawianie szlaku podczas odpoczynku i dwa mijanie czy wyprzedzanie pieszych na pieszym szlaku na pełnej prędkości. jest jeszcze coś .na forach rowerowych wypowiedzi teoretyków .ci to dopiero mnie drażnią. życzę wszystkim zdrowia bo dopiero teraz w obliczu śmiertelnej choroby zaczynam to moje zdrowie cenić.
Spacerowałem dziś po Lesie Wolskim w Krakowie. Często schodziłem z drogi przejeżdżającym użytkownikom kosztownych rowerów, również wchodząc w krzaki. Raz usłyszałem „dziękuję”, reszta patrzyła na mnie z nieukrywaną wyższością nie ruszając hamulców … Odsetek buców wśród spotkanych dziś rajderów wynosił ok. 98% …
Bardzo dobry tekst !