Lubię opisywać rowery, które są pod jakimś względem „naj”. Kiedy więc na Joy Ride Festiwalu pojawiła się możliwość sprawdzenia Marina Wolf Ridge 8, nie mogłem odmówić. Zdecydowanie jest to najbardziej innowacyjny rower ostatnich lat. Ale to nie jedyne „naj”!
„Pojeżdżone” to nowy format artykułów na blogu – połączenie bikeporna z opisem pierwszych wrażeń z jazdy. Nie jest to pełnoprawny test, ponieważ w tej formule będę opisywał rowery, na których jeździłem krótko (np. jednodniowe demo, jak w tym przypadku) lub takie, na których słabo się znam (np. gravele) ;)
Marin Wolf Ridge 8 – co to za rower?
Najważniejsze cechy:
- zastosowanie: enduro, trail, cross-country (!);
- skok 160 mm;
- koła 29″, opony 2.3″;
- rama z carbonu;
- zawieszenie R3ACT 2 Play;
- kąt główki ramy 66,5 stopnia, reach 435 mm (M);
- cena 22 000 zł.
Szczegóły specyfikacji znajdziesz na stronie producenta.
Pierwsze wrażenia
Na szlaku
Na rowerze przejechałem OS1 zawodów Joy Ride Enduro (zjazd spod Lubania) i fragment trasy A-Line w Bikeparku Kluszkowce. Nie jest to więc w żadnym przypadku pełnoprawny test, a jedynie wstępna opinia, która mogłyby się znacząco zmienić po dłuższym użytkowaniu.
Wybór rozmiaru i ustawienia
„Mój” Wolf Ridge to rozmiar M, na który przy 170 cm wzrostu wpasowałem się idealnie. Na pierwszy rzut oka byłem pewien, że przez powyginaną rurę podsiodłową, siodełko będzie za wysoko, ale po ustawieniu siodła zostało jeszcze parę centrymetrów zapasu. Po części wynika to z faktu, że testowany przeze mnie egzemplarz miał inną (krótszą) sztycę, niż w oficjalnej specyfikacji.
Ustawienia nietypowego zawieszenia odbiegają nieco od normy. O ile sag to standardowe 25-30%, to do jego osiągnięcia konieczne jest dość wysokie ciśnienie (co ciekawe, tabelka na stronie Marina ma zaskakująco dużo wspólnego z rzeczywistością). Tłumienie powrotu lepiej ustawić na trasie, bo kinematyka R3ACT bazuje na nim w niewielkim stopniu. A już tłumienie kompresji prawie w ogóle tu nie istnieje i nie da się go regulować.
Podjazdy
Pomimo braku tłumienia, zaraz po wskoczeniu na siodło daje się odczuć reklamowaną przez producenta efektywność pedałowania. W materiałach propagandowych rowerów enduro często pojawia się hasło „podjeżdża jak XC”, ale jeszcze się nie spotkałem, żeby przeznaczenie roweru było oficjalnie podawane jako: enduro / all-mountain / cross-country.
A tak właśnie jest w przypadku Wolf Ridge – i faktycznie podjeżdża on jak rakieta! Przy pedałowaniu, 160 mm skoku znika, tył się nie zapada i nie pompuje – nawet na stojąco jest zaskakująco stabilny. Muszę przyznać, że pod tym względem to chyba najlepszy rower enduro, na jakim jeździłem – lepszy od niejednego ścieżkowca.
Zjazdy
Rodem z kategorii trail jest też zwinność i zwrotność – dwie cechy, które nijak nie kojarzą się z 29erem o skoku 160 mm. A jednak! Szybkie zmiany kierunku, składanie roweru w długie łuki, czy nawet wybijanie się z korzeni (tudzież hop na bikeparkowej trasie) nie stanowi problemu.
Ta sportowo sztywna, angażująca w jazdę charakterystyka, trochę jednak za bardzo przenosi się na techniczne zjazdy. Owszem, tył świetnie komunikuje, co dzieje się na styku opony z podłożem (nie sądziłem, że umiem tak driftować!), ale zbyt łatwo daje się wytrącić z równowagi – co może potwierdzić mój kask i nadgarstek… W kategorii „wybaczanie błędów ridera”, Wolf Ridge nie punktuje wysoko i oceniając go jako rower enduro, życzyłbym sobie lepszego „klejenia” do podłoża. Przydałby się też bardziej płaski kąt główki ramy, zwłaszcza, że zawieszenie ma tendencje do pracy wysoko w skoku.
Disclaimer: rower testowałem na bardzo śliskim OS-ie zawodów enduro, na nieludzko napompowanych oponach (dętki…). Jazda na mleku i prawidłowym ciśnieniu w tych warunkach zdecydowanie by pomogła. Podobnie, jak bardziej agresywny bieżnik. Tylny WTB Breakout moim zdaniem nie pasuje do tego roweru i osobiście zaraz po zakupie zamieniłbym go z przednim Vigilante, na przód wrzucając coś większego, niż skromne 2.3″. Myślę, że miałoby to bardzo duży wpływ na opisane wyżej wrażenia z jazdy.
Podsumowanie
Po tym pierwszym, krótkim „teście”, Marin Wolf Ridge trochę mnie rozczarował, głównie dlatego, że miałem bardzo wysokie oczekiwania – spodziewałem się więcej magii po innowacyjnym zawieszeniu R3ACT. Tymczasem stanowi ono podobny kompromis, jak każde inne – wybitna efektywność pedałowania została okupiona węższym marginesem bezpieczeństwa na trudnych zjazdach. Do rozwinięcia enduro-skrzydeł przydałyby się też lepsze opony i łagodniejszy kąt główki ramy.
Trzeba jednak przyznać, że w jednej kwestii Wolf Ridge przerasta oczekiwania: wszechstronności. Określiłbym go jako długodystansowego ścieżkowca z dużym zapasem skoku. Jeśli szukasz tego typu roweru i masz uczulenie na pompujące zawieszenie – oraz rowery „wyglądające jak Session” – jest to propozycja godna dokładniejszego sprawdzenia.
Marin Wolf Ridge 8
Cena: 22 000 zł
Dostępne rozmiary: S/M/L/XL
Masa: 14,4 kg (katalogowo, bez pedałów)
Strona producenta
Zobacz też powiązane artykuły:
- Bikeporn: Marin B-17 2 2018
- Test: Marin B-17 2 2018
- Test: Marin Nail Trail 6 29 2018
- Bikeporn: Marin Nail Trail 6 29 2018
- Bikeporn: Marin Hawk Hill 2 2019
- Hajlajtsy: 6 wniosków z Festiwalu Joy Ride Kluszkowce 2018
Mi tam całkiem szczerze Wolf Ridge się podoba :) Zwłaszcza na żywo.
No, coś w sobie ma, zwłaszcza dla kogoś, kto lubi oryginalność :)
Słuchaj a może z tym małym logiem jest tak że wstydzą sie tego paskudztwa i dlatego taki mały podpis producenta? Mi sie rower podoba. Zresztą mi się podobają wszystkie rowery powyżej 10k.
Hehe, przynajmniej masz proste kryteria :D
„zabijcie to, zanim złoży jaja” LOL
No tak, całe zdania skopiowane i przetłumaczone z artykułów pinkbike i komentarzy pod nimi to norma na tym blogu. Ale tym razem trzeba pochwalić, że tym razem zdjęcia, notabene bardzo wysokiej jakości, są wkładem własnym.
Jakiś przykład, czy tak sobie tylko rzucasz oskarżeniami o plagiat?
Nie daj się sprowokować Michale.
Przykład, proszę bardzo:
ten artykuł:
https://www.1enduro.pl/carbon-czy-aluminium/
jest plagiatem fragmentów tego artykułu:
https://www.pinkbike.com/news/aluminum-vs-carbon-separating-environmental-fact-from-fiction-in-the-frame-materials-debate.html
Poza fragmentami tekstu, struktura jest plagiatem i wykorzystano zdjęcia z tego artykułu (!).
Po pierwsze, cytowanie fragmentów (lub w tym przypadku zdjęć) nie jest plagiatem.
Po drugie, nie ma w tym artykule ani jednego skopiowanego/przetłumaczonego (zacytowanego) fragmentu. To, że jest na ten sam temat i część myśli się pokrywa (szok!) to jeszcze nie jest powód do rzucania tak poważnych oskarżeń.
Przemyśl to, a jeśli mimo wszystko masz z tym problem, to proszę, nie zaglądaj tutaj – ogranicz się do Pinkbike’a, skoro jest tam wszystko to samo.
W zamierzchłych czasach, gdy byłem jeszcze słuchaczem studiów na pewnej polskiej uczelni, wielokrotnie byłem świadkiem przemyśleń profesorów (bywających w świecie) na temat powszechności plagiatów w naszej, polskiej kulturze. Konsensus był taki, że to, co jest postrzegane jako plagiat jest zależne od poziomu cywilizacyjnego i tego, jak gospodarka danego państwa jest odtwórcza, a jak bardzo kręci się wokół badań i rozwoju. To, co w Polsce jest chwalone często oznacza w Stanach dyscyplinarkę. Poniekąd więc jesteśmy tłumaczeni tym, co zrobił z nami nasz system edukacyjny. Źródła podałem, niech każdy zainteresowany oceni sobie we własnym zakresie.
Chyba pora wrócić na studia i przeanalizować zagadnienie hejtu.
Klasyczny ból dupy.
Pisząc „…całe zdania skopiowane i przetłumaczone z artykułów pinkbike i komentarzy pod nimi to norma na tym blogu.” jesteś chyba winien autorowi i czytelnikom tegoż bloga bardziej dogłębną analizę dowodową, niż przytoczony przykład. Tak nakazywała by kultura, czy jestem w błędzie quagga?
O hui! :0
Trzeba bylo spuscic cisnienie a nie narzekac:P Dętki sporo wytrzymują. Co do formuły artu, to wolałbym troszkę więcej danych. Skoro narzekasz na wąskie laczki, to podaj jaka opona wchodzi na max. Zabrakło też (mi) info, czy stuka łańcuch o ten tylni „trojkat”.
No tylko właśnie ta formuła artu zakłada mniej danych :P Trudno jest w ciągu tak krótkiej jazdy zgłębić się we wszystkie szczegóły.
PS. Ciśnienie spuściłem na tyle, na ile to było bezpieczne, ale w dalszym ciągu było to za dużo.
Na wideo promocyjnym na stronie marin widać jak łańcuch mega lata góra dół jak poparzony
Ciekawy rower, niestety przez pogodę w Kluszkowcach ominął mnie jego test. Ciekawy jestem jak wypadł by w porównaniu z genialnym Ibis’em Ripmo oraz nowym Stumpjumper’em. Udało mi się przetestować te dwie maszyny i jestem nimi zachwycony.
Ciekawa jestem, czy gdybyś miał okazję ustawić rower pod siebie (amortyzacja, opony) to Twoje wrażenia byłyby inne. Zastanawiam się bo inne recenzje chwalą właśnie klejenie się tego roweru do podłoża. Chętnie bym przeczytała Twoją opinię po dłuższym teście, mam wrażenie że ten jest za krótki, aby być miarodajny. Planujesz coś takiego?
Heh… Ja bym to najpierw „Raidem” popsikał :D A tak, przy zakupie takich wynalazków trzeba jednak pamiętać że nowości starzeją się najszybciej.
Wizualnie mi się podoba, nareszcie coś innego. Podoba mi się też stylistyka rowerów mtb przełomu lat 90/00 gdzi producenci eksperymentowali i testowali rózne rozwiązania ramy i zawieszenia. Teraz (nie)stety ustalono jeden dobrze działający i tani w produkcji kanon i tak lecą wszyscy na jedno kopyto.
Z resztą samochodów tyczy się to samo, większość sprzedawanycch obecnie nowych aut to podobne do siebie obłe hatchbacki różniące się co najwyżej kształtem świateł.
Na pierwszy rzut oka myślałem, że to kolejny elektryk…
„Zdecydowanie jest to najbardziej innowacyjny rower ostatnich lat.”
Zdecydowanie Spec Enduro29 – w 2013 rozpoczął erę „normalnych” 29-erów, potem było długo nic i od paru sezonów wysyp podobnych konstrukcji.(epizody typu WFO i ze dwa podobne pomijam,bo to jeszcze nie taka geo).