W 2016 na zawodach enduro w Kluszkowcach tak zmarzłem i przemokłem, że na myśl o tym dalej mam gęsią skórkę. Oczywiście, kiedy rok później zrezygnowałem z udziału, cały weekend świeciło słońce i żałowałem zmiany planów… Tym razem postanowiłem więc olać prognozy i jechać, choćby miało walić gradem i piorunami. Jak się domyślasz, dokładnie tak się skończyło… Oto 6 lekcji, których nauczył mnie Małopolska Joy Ride Festiwal 2018.
1. Pogoda to dziwka
Pierwszego dnia budzi nas błękitne niebo i widok na Tatry. Postanawiam więc jechać OS1 „na lekko”, ale przebiegle zostawiam w aucie kombinezon przeciwdeszczowy, żeby przebrać się przed zapowiadaną na popołudnie burzą. Ale jak na złość, kiedy wracam do miasteczka festiwalu, po niebie dalej przesuwają się tylko pojedyncze chmurki. Ruszam więc na OS2 w zwykłych ciuchach. Burza z ulewą przychodzi w „najlepszym” momencie – dokładnie, kiedy ustawiam się w kolejce do startu na otwartej polanie… W sam raz, żeby przemoknąć i zmarznąć tuż przed zjazdem spływem dwóch kolejnych OS-ów…
Drugiego dnia, myślę sobie: „HAHA, tym razem nie dam się tak zaskoczyć!”. Choć pogoda znów kwalifikuje się na szorty i japonki, ja z samego rana wskakuję w kombinezon. Jestem gotowy na wszystko! Może tylko za wyjątkiem skwaru lejącego się z nieba aż do późnego popołudnia… Znów z jazdy wracam mokry – choć tym razem od potu.
O tym, że w Kluszkowcach zawsze świeci słońce, kiedy mnie tam nie ma, już nawet nie wspominam… Obiecuję przed kolejnym Joy Ride opublikować oficjalny komunikat, że jadę. Wtedy każdy z Was będzie mógł sobie przygotować odpowiedni zapas wodoodpornych ubrań i wozić je ze sobą na wypadek nagłego oberwania chmury.2. „Nie startować w enduro”
↑ To mój apel do siebie samego wysłany w przyszłość, do roku 2019.
Wspomniałem już o kolejce do startu – po kilkadziesiąt minut trzeba było czekać na każdym odcinku, bo harmonogram posypał się już na OS1. Całkowicie rozumiem, że obsuwa może się zdarzyć przy przenoszeniu pomiaru czasu pomiędzy OS-ami, ale jeśli problem jest już od samego rana, to jest to zwykła amatorszczyzna.
O ile rekordowe oczekiwanie na start OS-ów można jeszcze podciągnąć pod sentymentalną podróż do czasów „koleżeńskich” zawodów sprzed kilku lat, to skasowanie wszystkich wyników z jednego OS-u chyba się jeszcze nie zdarzyło. Przyczyna: zamoknięcie laptopa z wynikami. Halo, czy ktoś słyszał o czymś takim jak „backup”…?
Organizacyjnej porażki żałuję podwójnie, bo trasa była naprawdę super – nie za łatwa, nie za trudna, taka „w sam raz”. Włącznie z OS4, który zaskoczył każdego, kto spodziewał się nudnej bikeparkowej linii. Chwalił ją niejeden zjazdowiec, znudzony krótkim i stosunkowo łatwym ściganiem w DH. Nawet usypane na zawody bandy wytrzymały skrajnie trudne warunki, dzięki czemu ślizgi w błocie były względnie bezpieczne i dawały sporo frajdy.
Nie zmienia to jednak faktu, że lepiej byłoby pojeździć po nich bez kolejek, chociażby ze Stravą (i dużo osób tak zrobiło, sądząc po słabej frekwencji). Dlatego też w przyszłym roku polecam start w enduro wyłącznie pod warunkiem zmiany firmy odpowiedzialnej za pomiar czasu. Błąd podwykonawcy może się zdarzyć, ale kolejna wtopa z rzędu przenosi już odpowiedzialność na organizatora, który znowu zdecydował się go zatrudnić.
3. Testowanie rowerów jest zajebiste
Żałuję, że zamiast startować w zawodach, nie skupiłem się na testowaniu rowerów – możliwość przejechania się na kilku(nastu) różnych sprzętach z tej samej kategorii to chyba najlepsza rzecz festiwalu. A testówek było mnóstwo! Od nowego Speca Stumpjumpera, przez kontrowersyjnego Marina Wolf Ridge (mój wybór – opis niedługo!), aż po całe stado elektryków, z powszechnie wychwalanym Pivotem Shuttle na czele. Było też sporo marek, które zwykle trudno jest obejrzeć na żywo – jak moje ulubione Whyte i Canyon.
Wyjazd na Joy Ride to punkt obowiązkowy dla każdego, kto myśli o nowym rowerze. W jeden weekend można tu zdobyć więcej praktycznej wiedzy, niż przez 100 lat ślęczenia nad tabelkami.
4. Testowanie rowerów jest niebezpieczne
Z drugiej strony, może lepiej, że ograniczyłem się do wypożyczenia tylko jednego roweru? To chyba jakiś omen, bo każde takie demo kończy się dla mnie epickim lotem na pysk. Tak było rok temu na zlocie w Przesiece i tak też było w Kluszkowcach. A do ostatniej chwili zastanawiałem się nad kaskiem fullface, który uratował integralność mojej twarzy… Chociaż jedna dobra decyzja „ubraniowa” tego weekendu!
5. Wszyscy kochają elektryki
Wracając do testowania – z dostępnością rowerów nie było problemu. Chyba że chodzi o e-bike’i! Jak pisałem ostatnio, elektryki zazwyczaj hejtują osoby, które nigdy nie jeździły na nich po górach. Podczas Joy Ride, ta grupa znów mocno się skurczyła!
→ Więcej: Test: Napęd e-bike Shimano STEPS E8000
Popularność testowych e-bike’ów nie wynikała tylko z tego, że w krótkim czasie testu, ze wspomaganiem można było więcej przejechać – w końcu obok na okrągło kursował wyciąg. To po prostu kupa frajdy bez żadnych uprzedzeń – motyw przewodni Joy Ride Festiwalu.
6. W rowerówce to jednak fajni ludzie pracują
Uczestnicy festiwalu byli otwarci nie tylko na elektryki. Regularnie można było zobaczyć osoby z branży szalejące na rowerach konkurencji, a stoiska były pełne największych pasjonatów, dzielących się wiedzą o nowych produktach. Każdy mógł tu pogadać o rowerach, przybić piątkę z Mattem Jonesem, pomacać nowinki i czasem nawet coś fajnego sobie kupić (szkoda, że dalej nie na każdym stoisku). Możliwość spotkania się ze znajomymi (i rowerowo zajaranymi nieznajomymi) to zdecydowany hajlajt tego wyjazdu, który ratuje wiele niedociągnięć.
Podsumowanie
Z Kluszków wyjeżdżałem wymęczony, poobijany i w sumie… niezadowolony. A jednak po drodze podjechałem jeszcze na kolację do parkowej knajpki, żeby jeszcze przez chwilę poczuć tę wakacyjną atmosferę przed powrotem do domu. Taki wyjazd to całkowite odcięcie od szarej rzeczywistości i choć dużo można narzekać, to siedząc dzień później w pracy, i tak trochę się tęskni za tymi „problemami”.
Czy w związku z tym pojadę na Joya za rok? Nie wiem… Ale jeśli tak, to na pewno z nastawieniem na pełne dwa dni testowania rowerów. I z trzema kompletami wodoodpornych ciuchów!
Wyniki zawodów enduro znajdziesz tutaj.
Aktualizowane na bieżąco linki do zdjęć tutaj:
Zobacz też:
może teraz będę narzekał jak typowy Polak ale wpisowe jest doś duże w zawodach Enduro w porównani z innymi to naddatek w pakiecie startowym jest oprócz trytytek guma kulka dlatego ten pomysł z testowaniem i jazdą na Strava jest ok sam miałem tak zrobić w tym roku tylko coś nie wyszło
Guma kulka xD
Nie było :'(
Czyżby niedługo test widelca Cane Creeka ?
No, będzie coś ciekawego z nim :)
Wrażenia z jego pobytu w serwisie? :P
Hehe, jakieś trudne doświadczenia? :P
Czego używasz do przyczepiania dętki do ramy?
Backcountry Research Mutherload:
http://backcountryresearch.com/mutherload-frame-mount-strap.html
Ja kupiłem coś podobnego na Joyridzie na stoisku Foog-a (za 25 zł)
http://foogwear.com/pl/product/cargo-strap/
Poczytaj, bo są też trochę bardziej budżetowe opcje :)
http://endurotrophy.pl/forum/showthread.php?tid=28&pid=328914#pid328914
Ja używam zwykłej taśmy dwustronnej z rzepem. Można kupić w lepszej pasmanterii za kilka złotych. Coś takiego: http://allegro.pl/tasma-rzep-do-kabli-dwustronna-czarna-30mm-1m-i6842894634.html
Samo życie :P Życia nie oszukasz…
Pogoda jest jak życie :)
W punkcie 4: „Tak było rok temu na zlocie w Przesiece (link)” – brak linku
Dzięki! Link dodany :)
A ja czwarty raz z rzędu wybieram się właśnie na początek festiwalu na testy w piątek i po raz czwarty widzę porażkę organizacyjną. Nauczony doświadczeniem poprzednich edycji przyjeżdżam przed południem, odbieram umowy na wypożyczenie rowerów (sprawnie) i idę na stoisko marina po rower, który ktoś już pewnie od godziny testuje (testy się zaczęły o 10 rano) i zaraz wpadnie w moje ręce. Na moje pytanie gdzie jest rower i kto mi przykręci pedały kolesie patrzą jeden po drugim… Jaki rower? Taki? Takiego w ogóle tutaj nie mamy…M-ka? Mamy jakąś m-kę? Gdzie my w ogóle mamy rowery testowe? Gdzie jest xsiński? Zadzwoń do niego. Kto przykręci pedały? Może koedzy ze sklepu? Będziemy gotowi za pół godziny (a testy trwają od godziny!) W końcu olewam marina i idę do nastepnych. Porażka. W biurze zmieniam godziny rezerwacji. Od czegoś takiego sypie się cały charmonogram, bo dzień wcześniej rowery były porezerwowane, a teraz wszystko sięzmienia, bo każdy na bieżąco sobie rezerwuje co popadnie. Do tego jeszcze niektóre firmy w ogóle nie były objęte panelem rezerwacji, ale wypożyczają rowery „poza konkursem”, więc często się zdarza tak, że ktoś bierze np. haibike, a to co miał porezerwowane stoi nieodberane i nikt nie może skorzystać. Temat powtarza się co roku i poprawy nie widać… Dla mnie porażka.
>> harmonogram <<
Dotykales nowego sztywniaka od Marina :D. Fajnie by bylo, zobaczyc jego recenzje na blogu :)
najlepsza dla mnie była niedziela kiedy miałem umówione kilka rowerów od 10 do 15 godziny a do wyciągu nie było kolejek bo jeździł osobny mniejszy. Dzięki czemu z przerwami na obiad i inne zjechałem 15 razy :) różnymi trasami (poza Dh) także elektryki nie były niezbędne. pozdrawiam
Niestety dla organizatora zawódow enduro w ramach Joy Ride podjąłęm tą samą decyzję: jadę za rok na festiwal ale wyłącznie turystycznie z nastawieniem na testy rowrów a wierzę że oferta e-bajków będzię obszerna do potęgi „E”.
Organizator Joy Ride pobił chytrą babę z Radomia. Startujący w Garmin Enduro nie dostali nawet kropli wody (nie licząc tych deszczu) :)
To może w końcu doczekamy się testu Twojego nowego Canyon-a ???? :) :) :) Akurat się do niego przymierzam i fajnie by było coś o nim przeczytać przed zakupem :)
Pozdrower :)