Świat staje na głowie: Lapierre przygotowuje rowery dla upośledzonych elektryczne we współpracy z Nico Voulliozem, Gary Fisher określa je jako „Next big thing”, a nowy Specialized wspomagany prądem wdarł się na strony główne portali, które do tej pory unikały tematu e-MTB jak mountainbiker wczasów nad morzem.
O ile w rowerze miejskim silnik elektryczny to już w zasadzie norma, to wśród nas, mountainbikerów właśnie, temat ten budzi równie ciepłe uczucia, co tęcza u skinów. Przecież jazda z silnikiem to oszustwo i zaprzeczenie idei roweru jako prostego, samowystarczalnego środka transportu. Prawda?
A tak na poważnie, biorąc pod uwagę ogromny wzrost popularności tego typu rowerów na zachodzie (Niemcy od 7 lat co roku sprzedają ich o 1/3 więcej) i pojawianie się coraz ciekawszych propozycji do jazdy MTB, warto przymknąć oko na uprzedzenia i bliżej poznać temat.
Jak to jeździ?
Przede wszystkim, słowo-klucz to elektryczne wspomaganie. Praktycznie każdy sprzedawany obecnie górski e-bike to pedelec (od pedal electric cycle, nie mylić z padalcem – niedorozwiniętą jaszczurką). Charakteryzuje się tym, że żeby uwolnić magię elektronów, musisz pedałować.
Na kierownicy nie ma manetki czy przycisku z napisem „Hi-Fi super turbo boost”
Odcięcia wspomagania kiedy przestajesz kręcić wymagają też przepisy, aby rower nadal był… rowerem. E-bike’i, które potrafią jechać „same” podpadają już pod definicję motoroweru, co wiąże się z kupą problemów, jeśli chcesz legalnie używać ich na drodze i ogólną kupą, jeśli chcesz wjechać nimi do lasu (co jest zabronione).
Inne ważne ograniczenia to:
- 250 W – moc znamionowa. To malutko, dla zobrazowania jakieś 0,33 KM. Podobno zawodowy kolarz potrafi wycisnąć z siebie >400 W, a amator >300 W.
- 25 km/h – prędkość, do której działa wspomaganie. Jeśli chcesz jechać szybciej, zostaje Ci stara, dobra siła mięśni.
Posługując się eufemizmem, osiągi nie są więc porywające. Wynika to nie tylko z przepisów, ale też porozumienia między producentami, które ma na celu jak najłagodniejsze rozprawienie się z problemem wstępu e-bike’ów na trasy. Rowery pędzące pod górę 50 km/h przez zatłoczony szlak parku narodowego robią dla przyszłości e-MTB tyle, ile Janusz Korwin-Mikke dla wizerunku Polski w Europie.
Nie ma natomiast żadnego porozumienia jeśli chodzi o standardy takie jak rozmiar kół (choć do koncepcji i wyglądu idealnie pasują nowe 27,5+) czy geometria. Jedyna cecha wspólna to wymuszony gabarytami silnika długi tylny trójkąt (440-450 mm jest uważane na niską wartość…), pogarszający zwrotność i skoczność.
Choć umówmy się, że raczej nie oczekuje się skoczności od ponad 20-kilogramowego roweru. Za to masa jest skoncentrowana w najlepszym możliwym miejscu, więc jak najbardziej oczekiwać można wzorowej stabilności na zjazdach. Większa masa resorowana względem nieresorowanej sprzyja też aktywnej i czułej pracy zawieszenia.
Zapomnij jednak o technicznych kwestiach. Najistotniejsze w tym wszystkim jest to, że na e-MTB jeździ się tak samo, jak na zwykłym rowerze.
Z tą różnicą że:
- na podjazdach czujesz się, jakbyś miał łydę Jareda Gravesa;
- na zjazdach czujesz się, jakbyś miał 7 litrów picia w bidonie.
Komu służy taka kombinacja?
Target, czyli dla kogo?
Normalni, wytrenowani bikerzy na widok 3-kilogramowej baterii pokracznie wpasowanej w ramę roweru MTB zapukają się w głowę. Ale jak się porządnie zastanowić, jest całkiem spora grupa osób, które mogą na wspomaganiu dużo zyskać:
- ci sami normalni bikerzy, tylko 10-20 lat później. MTB to młoda dyscyplina, gwałtowny wzrost liczby riderów w wieku 35+ dopiero się zaczyna;
- dziewczyny jeżdżące ze swoimi bardziej przypakowanymi facetami, lub odwrotnie;
- początkujący riderzy, podpinający się pod wycieczki bardziej doświadczonych kumpli;
- osoby w pewnym stopniu niepełnosprawne, np. riderzy po wypadku;
- pracownicy korpo, którzy nie mają czasu trenować, a w weekend chcą odreagować na szlaku;
- osoby często jeżdżące w Alpach. Bijcie mnie laciem, ale kto zaliczył >1500 metrów przewyższenia w jednym asfaltowym podjeździe, ten wie o czym mówię. Widać to po ogromnej popularności wspomagaczy w krajach alpejskich.
Należy jednak wbić sobie do głowy, że e-MTB nie jest dla każdego. Nigdy nie miało być i nigdy nie będzie. Więc jeśli na razie nie czujesz się odbiorcą takich rowerów – żaden problem.
Z całą pewnością nie musisz się martwić, że elektryczne rowery wyprą te, na których jeździsz. Wstrzymaj więc swoją facebookową krucjatę.
e-MTB to po prostu kolejna nowa nisza, dzięki której:
- producenci mogą zarabiać pieniądze (tak, wiem jak trudno to przełknąć);
- klienci mogą jeździć na takich rowerach, na jakich chcą.
W dodatku kategoria ta ma bardzo duży potencjał przyciągania nowych osób, których kontakt z kolarstwem górskim, do tej pory ograniczał się do kalendarza Cycle Passion. Czy naprawdę tego chcemy…? Kiedyś jeszcze wrócę do tego pytania.
A co z zapaleńcami?
Tylko czy e-MTB może być interesujące dla zapalonego bikera w kwiecie wieku, o dobrej technice i kondycji? Producenci przekonują, że tak.
Idea jest taka, że masz normalnie działający rower, którym możesz jeździć wszędzie tam, gdzie do tej pory, tylko dalej, dłużej i szybciej. No musisz przyznać: dwa razy więcej pary w nogach zawsze jest spoko!
„Elektryczna kondycja” pozwala Ci:
- pościgać się z kumplami na podjazdach, zamiast godzinami wypychać rower i gadać o dupach;
- podjeżdżać stromymi i technicznymi ścieżkami, zamiast usypiającymi szutrami;
- luźniej planować wycieczki, bez obaw że 10 km przed schroniskiem wyczerpanie nie pozwoli Ci jechać dalej.
Hola, hola! Słowo „wyczerpanie” jest słowem-kluczem, bo prowadzi nas do sedna sprawy, którym jest…
Zasięg
Pierwsza rzecz, jaka nasuwa się myśląc o e-MTB jest sytuacja, w której w środku wycieczki kończy Ci się prąd. Nie da się ukryć, że zostajesz wtedy z całkiem normalnym rowerem, tyle że ważącym 20 kg. Czyli innymi słowy: w czarnej dupie z ręką w nocniku. Mało kto kiedykolwiek jeździł po górach na takim klocu, bo już 16-17 kg, to w enduro waga ciężka.
Uzupełnienie zapasu energii trwa zwykle około 2,5-5 godzin (i kosztuje 1-2 zł), więc nie ma problemu z ładowaniem przez noc, jednak „tankowanie” na trasie jest kłopotliwe (pomijając czas ładowania, musiałbyś wozić ze sobą niemałą ładowarkę). Aktualnie sprzedawane rowery nie potrafią też odzyskiwać energii hamowania.
Jak daleko można więc zajechać? Nie macie pojęcia, jak trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie. Żaden z producentów jakoś się tym nie chwali, ale z testów wynika, że można ogarnąć kilkugodzinny, 30-40-kilometrowy wypad z przewyższeniem rzędu 1000-1500 m.
I całe marzenia o epickiej, 150-kilometrowej wyprawie z 3-kilometrowym przewyższeniem – w pizdu.
Zasięg to moim zdaniem jedyna, poza ceną, ewidentna wada e-bike’ów i producenci zdają sobie z tego sprawę. Np. Specialized stworzył aplikację na smartfony, w której przed wyjazdem z domu planujesz trasę, a software sam dobiera intensywność wspomagania tak, żebyś na pewno dojechał do celu. Star Trek. Dopóki nie padnie Ci bateria… w smartfonie.
No i co ze swobodną eksploracją, do której e-bike’i idealnie się nadają? Pozostaje nerwowe spoglądanie na stan naładowania i oczekiwanie na nową generację akumulatorów…
Podsumowanie
Nazywanie e-bike’ów dopingiem i oszustwem to bzdura. Tak samo trzeba by nazwać korzystanie z wyciągów czy dojeżdżanie w góry samochodem. No ale OK – rozumiem, że możesz byś rozgoryczony, kiedy wyciskając z siebie siódme poty na podjeździe, wyprzedza Cię pedałujący z uśmiechem „dziadek” w akompaniamencie elektrycznego silniczka. Tylko czy w enduro nie traktowaliśmy zawsze podjazdów z przymrużeniem oka…?
e-MTB to po prostu nowa kategoria rowerów, do jazdy którymi nadal potrzebna jest kondycja i technika. Możesz jeździć nimi jak do tej pory, ale w nowych miejscach i dłużej.
Niestety tylko na tyle dłużej, na ile starczy Ci prądu. Przy nowych możliwościach, jakie daje wspomaganie, aż się prosi o epickie wyprawy od wschodu do zachodu słońca, bez liczenia przewyższeń, z podjazdami równie fajnymi jak zjazdy. Niestety, póki co prądu wystarcza na wycieczkę o raczej standardowej długości. Fajne podjazdy jednak pozostają.
Pewnie dlatego we wszystkich opiniach testerów – nawet tych mocno sceptycznych – przewija się stwierdzenie, że…
Jazda na górskim e-bike’u u każdego wywołuje większego banana na twarzy, niż przypadkowo znaleziona paczka żelków.
A o to chyba chodzi w enduro?
Warto więc otworzyć się na nowe myślenie: o planowaniu tras, o stylu jazdy i o rowerach z bateryjką w ramie.
A nawet jeśli nadal totalnie Cię to nie przekonuje, pamiętaj że rowery ze wspomaganiem z całą pewnością nie zastąpią tych klasycznych. Nie ma więc sensu oburzać się na nie bardziej, niż na nowe standardy w rowerach, którymi faktycznie jeździmy.
Zobacz też:
- Jak e-bike uratuje świat MTB
- SRAM EX1 – jeden krok wstecz, dwa kroki do przodu?
- Trendy: MTB A.D. 2017
Ten laPierre w ciąży wygląda pokracznie.
Wooyek przestaw zegar na blogu na czas letni.
dzięki za esensję! na pocieszenie informuję, że mam 37 lat i dalej daję radę gadać o dupach na podjazdach ;), tak że no worries guys!
to już wiem skąd się wzięło emtb.pl ;) jak oni tyle lat temu to przewidzieli ? :D
Dokładnie, ich nazwa wpisuje się we wszystkie nowe trendy ;)
Ja tam dzielnie pokonywałem zawody ET na 20,5kg Specu BH (jak zapewne pamietasz), wiec sama masa ebike’a mnie nie przeraża, ale cena i ilość prądu skutecznie zniechęca.
Dla mnie na razie wygląda to jak beta testy. Sporo rzeczy pozostaje do poprawienia.
W zeszłym roku widziałem na Rychlebskich Ścieżkach elektrycznego (chyba) Haibika. Silnik „doczepiony” pod suportem skutecznie zmniejszał prześwit, nie zauważyłem żeby pruł pod górą jak dziki, z góry zresztą też.
W segmencie rowerów MTB jakoś nie widzę popularności tego rozwiązania. Za to w rowerach miejskich wspomaganie elektryczne może okazać się bardzo powszechne.
Tylko że właśnie w MTB dynamika rozwoju jest największa, między innymi przez największe wymagania. To taka trochę Formuła 1 w porównaniu do mieszczuchów, które nie muszą być ani specjalnie lekkie, ani szybkie, ani nie muszą oferować dużego zasięgu.
Oczywiście dotyczy to rynków, na których ludzi na to stać, bo tak jak piszesz, póki co były to beta testy. Przede wszystkim ze względu na mizerny zasięg, ale też np. nieogarniętą geometrię, ograniczenia prawne itp. Standardy dopiero się tworzą.
Jednak przykład Speca Turbo Levo Pravo pokazał, że producenci zaczynają do czegoś dochodzić. Myślę, że eksplozją będzie tegoroczne Eurobike, które moim zdaniem zostanie zdominowane przez e-MTB, jak Sea Otter przez 27,5+.
Dzięki za zbadanie tematu,jak pamiętasz przy okazji Strive’a wspominałem, że e-bike docelowo może być dla mnie „ostatnim” rowerem. Ponieważ jestem już raczej leciwym riderem, za jakieś 10-15 lat nabędę taki rower, z powodów jakie wymieniłeś w artykule. Do tego czasu technologie potanieją, i mam nadzieję, zmniejszy się masa a wzrośnie zasięg.
PozdRower
Złożyłem sobie do testów takiego budżetowego e-bika. Stara rama od dbr x6. Kit typu „mid drive” Cyclone 1680 watt (to samo co EGOkit). Akumulatory modelarskie lipo. Koła 24′ aby podnieść moment obrotowy. Wrażenia: szok i banan na twarzy. Teraz trochę teorii. Otóż silnik elektryczny ma to do siebie, że ma praktycznie stały moment obrotowy niezależny od obrotów. Zatem zbiera się od samego dołu. W rowerze przekłada się to tak, że w połączeniu z małą masą taki elektryczny rower nie ma zbyt wielkich prędkości ca.50km/h ale ma NIESAMOWITE przyspieszenie. Coś jak tryb Insine w samochodach Tesla. E-bike nie jest jeszcze stricte motocyklem ale to już jest coś więcej niz rower. Ja przyrównuję to „coś” do motocykla trialowego. Wąskie kamieniste szlaki to co dotąd zjeżdżaliśmy bierzemy tym razem pod górkę. Mam oczywiście świadomość że moje 1680w to jest różnica niż haibaikowe 250w, ale na endlessie (takie forum od elektrycznych rowerów) już są mody do zwiększania mocy silniczki można przewoltować. Choć ja uważam ze to 1680W jest zbyt wyrywne i do górskich wędrówek starczył by mi jakiś lżejszy, popularny kit 8Fun. Oczywiście nie jest tak różowo. Waga całości to ok 25 kg, zasięg na 10Ah to 20km na pełnej pace. Choć to 10Ah lipo to mała kosteczka więc swobodnie drugą można wozić w plecaku. Podsumowując silniki elektryczne dają nowe możliwości. O ile tego nie zakażą:)
Poniżej przesyłam link do filmików pewnego Niemca, gdzie można zobaczyć „z czym się je” elektryki.
https://www.youtube.com/watch?v=_q3z_7Xcxd0
Proponuję b.wypasiony wlasnej konstrukcji napęd (waga roweru gotowego na każdą okazję i w kazdej chwili to około 32 kg) może ktoś powie że b.ciezki , no cóż albo gotowy za 10 tys.o zasięgu do 30 kilku km albo za około połowę ceny ciezszy ale o zasiegu powyżej 100-150 km , to wszystko jest dla tych którzy mają problemy ze zdrowiem ale nie chcą wolnego czasu spędzać przed TV- e-pozdrower
Skoro wydawca takich tytułów jak „Motocross Action Magazine”, „Dirt Wheel”, „ATV Action” zaczął wydawać gazetę „Elektric Bike Action” oznacza, że nadchodzi rewolucja w MTB. Niektórzy będą się podśmiechiwać, będzie wojna analog vs electric jak narty vs snowboard, czy metal vs techno ale ona tylko napędzi koniunkturę. Ja mam nadzieję, że Chińczycy zostawią pole do pewnej customizacji.
Co do filmików to ja polecam kanał słynnego Adama Merciera, który rozpoczął niszową produkcję własnych ram do elektryków.
https://www.youtube.com/watch?v=-wVeNUgWmjQ
Jutro zamawiam narty elektryczne
A ja mam blisko 67 roczków,od 3 lat męczę swoje e-biki(93kg)wagą,jeżdżę po Beskidach i okolicy,(czasem nawet z dwoma bateriami w plecaku) i to o czym tu piszecie teoretycznie, ja przerabiam praktycznie (i jeszcze żyję).Pozdrower
Ja mam 61, zacząłem 5 sezon jazdy po Beskidzie Śląskim i Żywieckim , czeem jeżdżę na Krossie z własnym napędem a czasem (jak jestem słabszy) na Cycle Craft-cie e-bike ale w tym sezonie jeździłem już w zimie właśnie na nowym Krossie X6 a na e-bike mało może 20 kilka km -pozdrawiam
GREG FALSKI – NASZ RODAK i jego kilka słów :
https://www.youtube.com/watch?v=nPlh7T4kn3o
pzdr
Co do Lappiera to oni mają technologię Ebike już dość mocno rozwiniętą. HaiBike, Lapierre i Ghost to ta sama grupa rowerowa Accell. HaiBike obecnie montuje jako bodaj jedyny dwa systemy(Bosch i Yamaha).
Co do Grega to miałem z nim okazję zamienić słowo w ubiegłym roku podczas targów domowych WinoraBikes. Najciekawsze były jego historie o niedozwolonym wspomaganiu stosowanym w czasie zawodów w ebike’ach.
Sam się czaiłem na%3Foh%3D51583b3098ff3454a016bb23ba26f7f9%26oe%3D56F3F94D&size=960%2C712 ale cena jeszcze odstrasza.
Co do skoczności – testowałem na Twisterze Treka Powerfly+ FS7. na hopach latał lepiej jak moja Kona Cadabra, byłem zachwycony. Pod górę jakieś 8 minut .. wszystko fajnie dopóki się prąd skończył.
I nie gadajcie że to oszustwo, byłem wyrąbany, i na drugi dzień zakwasy większe jak po normalnej jeździe.
Lata mijają, e-Bike coraz więcej. A jednak ciągle się spotykam z uwagą „że to oszustwo”. Zawsze się uśmiecham i odpowiadam – a co ten silniczek w suporcie to ukrywam, przesłaniam jakąś gałązką świerkową? Jak jest więcej czasu to pytam: Czy narciarz korzystający z orczyka też oszukuje? Przecież powinien choinką dreptać najpierw pod górę. Czy turysta pieszy, który nie podchodzi na górę tylko korzysta z kolejki górskiej, a później tylko schodzi – też oszukuje? Czy żeglarz jest oszustem w stosunku do wioślarza? Czy jadący na hulajnodze z napędem oszukuje? Czy korzystanie z elektronicznej mapy GPS w porównaniu z mapą papierową z kompasem – to też oszustwo?
Może kiedyś te mało przemyślane uwagi w stosunku do e-MTB się skończą, może po prostu rower hybrydowy stanie się zwyczajnie innego rodzaju pojazdem? Może kiedyś ogół zrozumie jak wielką daje przyjemność taki pojazd i że po przejechaniu kilkudziesięciu km ma się niezłe ćwiczenie „w kościach”?
No niestety, ostatnio trochę więcej jeżdżę elektrykiem i komentarze się zdarzają. Zazwyczaj po prostu w formie żartu, ale czasem ewidentnie słychać, że komentujący nie ma pojęcia i należy do grupy „nie lubię bo nie lubię, i nie spróbuję bo nie lubię”… Na szczęście frajda jest taka, że szybko się zapomina o takich pajacach ;)
Pracuję w salonie rowerowym i powiem z doświadczenia: średnio 4 tygodniowo sprzedają nam się górskie elektryki, a niemal każdy z klientów jest w kwiecie wieku. Co roku zauważam ten trend rosnący o 50%. BOSCH i Yamaha to w tej dziedzinie liderzy póki co nie do prześcignięcia, ale już widać jak Brose i Shimano Steps ma coraz większe smaki przydeptać im pięty.
Jeżdżę Haibikiem S Duro od czerwca 2015. Do dzisiaj przejechane 5500 km. Pesel 59 z przodu, waga 100 kg i 185 wzrostu, plus plecak z dodatkową baterią. Zmienione hamulce, napędy itp to co trzeba. Zaliczyłem nie tylko Beskidy gdzie mieszkam ale np Tremalzo. Kocham jazdę na rowerze , e-rowerze bo w przeciwnym razie mimo rocznika, wagi, kontuzji kolana musiałbym coś wymyslić albo bawić się pilotem i zmieniać w nim baterie. A tak moja żona też na Haibiku dzielnie mi towarzyszy (za 12 miesięcy 2200 km) Pesel podobny nie z odzysku. Nasze trasy to 50-70 km po GÓRACH dziennie. Po telefonie komórkowym to dla mnie najlepszy wynalazek. Z elektrycznym pozdrowieniem
Dzięki Andrzej za komentarz, miło widzieć opinię kogoś, kto na elektryku faktycznie JEŹDZI, a nie tylko widuje w internecie ;)
Co do tras – rozumiem, że takie 50-70 km wymaga już wymiany baterii w połowie? Zapasową udało Ci się kupić bez problemu? Ile waży?
[…] zamachem, co potrafi skutecznie odebrać chęć do życia i pozwala przemyśleć sens istnienia e-bike’ów. Podwózki busem i wyciągiem to moim zdaniem opcja, którą zdecydowanie trzeba uwzględnić w […]
Witam,
Na elektryki Haibike z silnikiem Yamahy jeżdżę od sierpnia 2015 roku. Do teraz zrobiłem już na nim ponad 16000km.
silnik pracuje bez zmian. Jedynie co, to mi nieco mgiełką zachodził wyświetlacz i czasem pokazywał krzaki chyba od wilgoci ale oddałem do na gwarancji do wymiany.
Rower spisuje się świetnie. Dojeżdżam nim 16km w jedną stronę codziennie do pracy od marca do listopada jak pogoda pozwoli. Czasem robię dziennie nawet ok 60km po mieście.
W większości jeżdżę na trybie Eco po przejechaniu 15 km moja waga 100kg plus bagaż mam jeszcze ok. 85, 80% baterii ale ostatnio częściej na Normal.
Byłem z rowerem raz w górach koło Żywca i pozwiedzałem takie miejsca, do których mieszkając tam kiedyś nigdy nawet nie dotarłem. Owszem pod bardzo stromą górę jedzie się prędkością niewiele większą niż szybki marsz ale się jedzie a nie prowadzi! :)I można w ten sposób wyjechać na sam szczyt oczywiście przy okazji zdrowo się zmachać ale nie tak, że trzeba schodzić z roweru i odpoczywać.
Jedyne co to bateria 400Wh jak na Normal i High potrafi szybko schodzić ale jak na mój dotychczasowy przebieg nadal zdaje się w ogóle nie tracić do pierwotnej pojemności.
Szkoda, że aby rower jechał szybciej niż 25km/h trzeba stosować moduły oszukujące prędkość, może Yamaha w przyszłości zniesie to ograniczenie do max 45km/h.
W tym roku planuję dokupić nową baterię 500Wh, bo na 2017 Yamaha wprowadziła pojemniejsze i wstecznie kompatybilne.
Następny rower, który bym kupił to chyba znów byłby rower elektryczny i chyba znów z silnikiem Yamahy.
Autor artukulu chyba nie zna podstawowych pojęć i od tego trzeba zacząć.
„250 W – moc maksymalna. To malutko, dla zobrazowania jakieś 0,33 KM. Podobno zawodowy kolarz potrafi wycisnąć z siebie >400 W, a amator >300 W.”
No tak człowieku, ale 250W to moc nominalna. Naładowana bateria ma 42V x sterownik 15A. Wzór na MOC (napięcie x natężenie)= 630W
Uwielbiam hejterów ebajków, ale zazwyczaj są to ludzie, których najzwyczaj nie w świecie nie stać. Polecam wam przejść się do sklepu rowerowego z dobrymi ebajkami z silnikami Bosch CX albo Brose. Zmienicie swoje zdanie od razu..
Owszem, nie jestem mistrzem od elektroniki, ale to jeszcze nie powód, żeby zwracać się do siebie per „człowieku” – nie dało się normalnie…?
Gdybyś przeczytał artykuł w całości, wiedziałbyś, że nie jestem „hejterem ebajków” – wręcz przeciwnie.
PS. Z tego co widzę, wszystkie popularne systemy (Shimano STEPS, Brose, Bosch, Yamaha) działają przy 36V. Danych sterowników nie udało mi się znaleźć – możesz podać jakieś źródło, żebym mógł sobie doczytać o „podstawowych pojęciach”?
Ciekawe tłuku na co ciebie stać? I czy chociaż raz byles rowerem na 1500m? Co z ciebie za kopyto.
W samo sendo :D
„osoby często jeżdżące w Alpach. Bijcie mnie laciem, ale kto zaliczył >1500 metrów przewyższenia w jednym asfaltowym podjeździe, ten wie o czym mówię. Widać to po ogromnej popularności wspomagaczy w krajach alpejskich.”
Jednak co do zasięgu, sam nie testowałem ale rozmawiałem w wypożyczalni na temat Treków na Boshach i mówili że spokojnie dwa razy na najbliższe wzgórze można wjechać czyli z 500m na 1550m.
Trzeba pamiętać że te rowery mają funkcje ładowania w czasie zjazdu
Ładowanie w czasie zjazdu – chyba jednak nie ;)
Wszyscy młodzi kiedyś będą seniorami a zobaczymy jak zmienią zdanie wg. mojego powiedzenia „pożyjemy-zobaczymy”-pozdrower ech e-pozdrower
Na MTB jeżdżę od 20 lat. Startowałem 6 sezonów w maratonach i etapówkach z Trans Alpem włącznie. Wygrałem kiedyś Trans Carpatię w Masters. Teraz już tylko „rekreacja”, ale z hasłem „asfalt jest rakotwórczy”. Niektórzy moga mnie pamiętać pod ksywką Łuki-cyklotyk. To tak, żeby nie było, że nie wiem, o czym piszę. ;-)
Jakby co, to była moja pierwsza jazda na jakimkolwiek „elektryku”, więc nie mam porównania z innymi rowerami tego typu. Jeździłem dziś na Specu Levo wokół Istebnej.
Waży to … dużo. ;-)
Ale było super. To idzie jak czołg.
Fajnie się podjeżdża – dużo mniej wysiłku – więc jest się mniej zmęczonym i teoretycznie można wydłużyć wycieczkę (można by, gdyby nie bateria – o tym napiszę później).
Udało mi się wjechać 2 podjazdy, o których wjechaniu na normalnym rowerze nawet bym przez sekundę nie pomyślał , bo to by było pchanie i to bardzo niewygodne – elektryk zwiększa więc ilość dostępnych tras. W zasadzie można powiedzieć, że wszystkie szlaki piesze są do pokonania pod górę!!! Może poza nielicznymi fragmentami, gdzie jest rumowisko luźnych kamieni i nie ma go jak objechać.
Specjalnie pojechałem w takie miejsce, około 30 metrów ścianki, którego nigdy nie udało mi się wjechać do końca. Jak kiedyś się ścigałem, i byłem w gazie to zawsze brakowało mi kilku-kilkunastu metrów. Teraz jak się już dawno nie ścigam – na normalnym rowerze jestem w stanie wjechać to może do połowy, jak nie jestem zmęczony. Na elektryku – nie ma tematu. Wjechał tam tak, jakby to było lekko pod górkę. A przecież to rower Enduro! Aż mi się gęba uśmiechnęła.
Ale najlepsze są trudne single. Takie niby dość płaskie, ale pełne uskoków, korzeni, kałuż z błotem, zwalonych drzew itp. Na normalnym rowerze musisz się nieźle nagimnastykować, a jak stracisz rytm to trudno ruszyć. Jest tu kilka takich w okolicy Istebnej. Np. na czerwonym szlaku z Kubalonki na Stożek. Albo na granicy ze Stożka zielonym do Istebnej. I na elektryku to jest bajka!!! Jedziesz jak czołgiem, a nawet jak gdzieś upadniesz, albo stracisz rytm, to bardzo łatwo jest ruszyć, po już po 1/4 obrotu korby dostajesz kopa. Większość płaskich, albo lekko pod górę singli jedziesz tak, jakby były „z góry”. Po prostu fruniesz. Jutro pojadę na najlepszy (moim zdaniem) singiel w naszych górach, czyli czerwony szlak z Wielkiej Raczy na Przegibek i potem Rycerzową. To będzie odlot!!!
No i elektryk ma niezwykłą „dzielność” terenową – błoto – nie ma sprawy. Zwozili drewno i zamienili drogę w błotne rowy – ogarnięte. Podmokła łąka lekko pod górę – spoko, Leży drzewo i trzeba objechać lasem pod górę po mchu – proszę bardzo. Ktoś naciął gałęzi i zostawił na drodze – czołg jedzie. ;-)
Wada – bateria. Mi padła po około 3 godzinach. Zrobiłem trasę (można sobie zobaczyć na mapie) Istebna – Kubalonka – Wisła Czarne – Wisła Głębce – Kubalonka – Stożek (oczywiście wszystko teren i to naprawdę trudny – kto nie wie, niech spyta moich znajomych, po czym ja zwykle jeżdżę ;-) ), pewnie jakiś 1000 m w pionie i bateria padła. Ale po 1 i 1/2 h ładowania na Stożku w s Schronisku odzyskała jakąś połowę wigoru i dowiozła jeszcze na Tyniok. Jak dla mnie – zapasowa bateria w plecaku to mus.
Jeżdżenie tym czołgiem bez baterii to faktycznie niezła harówa. ;-)
Jeżeli chodzi o jazdę w dół, to ten rower daje radę. W sumie sporo lepiej niż mój analogiczny spec „normalny”. Grube opony i geometria robią swoje. Waga o dziwo nie przeszkadza w manewrowaniu i całość jest dość zwinna. Ciężko jednak na tym skoczyć, ale i to mi się 2-3 razy udało, jak znalazłem w dół odpowiednie „rampy”. Ale lądowanie (ja bez roweru ważę z ekwipunkiem jakieś 110 kg) robiło w ziemi koleiny. ;-)
W sumie jestem naprawdę bardzo zadowolony. Dla mnie otworzyło to nowe perspektywy i jazda sprawia mi dużo więcej frajdy!
I co dziwne – jestem naprawdę ujechany. Ale w inny sposób – przyjemniejszy. Nie bolą mnie tylko nogi, jak ostatnimi czasy w trudnych górach, ale całe ciało. Jakby więcej gimnastyki było. ;-)
Łukasz, dzięki wielkie za tak obszerną i rzeczową relację! Jeśli chodzi o baterię i zasięg – też ubolewam, że są tak słabe… A z ciekawości, w jakich trybach wspomagania jeździłeś?
Wtedy w większości na Eco (+50%) i Tour (+100%). Turbo(+300%) tylko jak już nie ma wyboru.
Teraz mam już swój własny rower i zapasową baterię w plecaku. Więc częściej jeżdżę na Tour, a na Sport i Turbo wrzucam, jak już nie ma wyjścia.
Super artykuł. Jeżdże od 1,5 roku na e-MTB (Haibike z silnikiem Boscha) głównie po Beskidach i zaliczyłem dzięki temu wiele pięknych miejsc i szczytów które normalnie jako piechurowi zabrało by mi chyba z 5 lat. Nigdy wcześniej nie jezdziłem na MTB , za to sporo chodziłem po górach. No ale jako pracownik korpo z roku na rok miałem coraz mniej czasu i dzięki e-MTB mogłem w te góry znowu wrócić. Jest to super wynalazek i coraz bardziej widoczny w Beskidach. To kompletne nieporozumienie jak „zwykli” bikerzy mowią o e-MTB że to oszustwo (parę razy osobiście z tym się spotkałem na podjezdzie) i pewnie wynikało to z zazdrości jak widziałem ich twarze wykręcone z wysiłku – to tak samo jakby wioślarz zarzucał oszustwo żeglarzowi, a przecież oba sporty są piękne
Ebike jest stworzony do MTB. Daje taki power do jazdy że zawsze wracam z gór bardziej zmachany niż na zwykłym rowerze. A najważniejsze jest to że jadę w góry częściej i chętniej.
A to się chłopy rozmarzyły. Ale dobry elektryczny góral z Niemiec jest drogi jak szlak,więc pytam: kiedy wreszcie Polskie fabryki rowerów zrobią coś, co robią już od dawna Czesi i Węgrzy – czyli poskładają za rozsądną cenę części z całego świata w dobry polski górski e-bike i będą go sprzedawać za rozsądną cenę?
Jakieś konkretne przykłady z Czech i Węgier?
Ciężko jest przeskoczyć ceny podzespołów, kiedy większość zaopatruje się w jednym źródle…
Jeżeli jeszcze się nie doszukałeś, to: Węgry gepida.hu oraz apache-bike.cz. już robią fule na Bosch Performance CX („asgard” i „scalp”). Ja ich nie kupię, bo mam lepiej (już na Sramie EX-1 z Magurą Boltrom, Guidem RSC i „myk mykiem KS. Wyboccie Panoczku moją niefachowość w nazewnictwie ale jesce się ucę hej:)
Kupię. Ale jeszcze nie teraz. Po 70. Czyli za jakieś 19 latek :D
Strasznie żałosna ta pierwsza grafika.
Witam
zachęcam do zrobienia samemu e-bike mtb .Mam i jest super . I żaden za 20 tyś .wypas napęd jest na tylnie koło .