Jak co roku, czas na gościnny wpis autorstwa zaprzyjaźnionego Wróżbity Macieja. Jakie trendy i nowości sprzętowe czekają nas w 2020?
Zanim jednak oddam głos Wróżbicie, chciałbym Wam gorąco podziękować za dziesiątki mega-motywujących komentarzy pod poprzednim wpisem – to naprawdę duży zastrzyk pozytywnej energii, do której zawsze będę mógł wrócić w razie kryzysu.
A do tego licytacja wspólnego wyjazdu dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w chwili kiedy piszę te słowa przekroczyła 1600 zł – JEST DOBRZE! Do końca zostało zaledwie parę godzin, więc zapraszam!
No dobra, przejdźmy do tego, co najważniejsze, czyli do drogich rowerów, elektryków i nowych standardów ;)
1. Enduro jeszcze bardziej wyspecjalizowane
Rozwój rowerów enduro chyba ostatnio spowolnił, a na pewno zmienił kierunek. Kategoria ta skupiła się przede wszystkim na wygrywaniu zawodów Enduro World Series, więc pojawiły się takie sprzęty jak nowy Specialized Enduro, który jeszcze bardziej przesuwa granice tego, co możliwe na rowerze tej kategorii.
Lada moment pojawi się też nowa fala uber-sztywnych widelców jednopółkowych (Fox 38 i duchowy spadkobierca Rock Shoxa Totema), a odważniejsi producenci może nawet w końcu zdecydują się na dwupółki (co jest znacznie sensowniejszym rozwiązaniem, niż pogrubianie goleni w nieskończoność). Ale czy są to zmiany z korzyścią dla zwykłego ridera jeżdżącego sobie po górach? Niekoniecznie.
2. Zamiast enduro – ścieżkowce
Dla nieścigających się coraz ciekawsza jest kategoria rowerów o mniejszym skoku. Dopracowane projekty zawieszenia w połączeniu z rozwojem damperów powodują, że wcale nie potrzebujesz już 160 mm ugięcia do szybkiej, agresywnej jazdy po górach. Zwłaszcza, że w kategorii rowerów 120-140 mm standardem stały się koła 29″, a teraz zaczyna je uzupełniać geometria żywcem przeniesiona z rowerów enduro.
3. Sprężynowe dampery
Ta nowinka łączy się z powyższą – wzmianka o coraz lepszych damperach w dużym stopniu dotyczy modeli ze sprężyną stalową. Popularyzacja sprężyn progresywnych i jednoczesne zmniejszenie ich masy powoduje, że coraz częściej trafiają one do ścieżkowców. Dzięki temu nawet rama o skoku 120 mm może „kleić” do podłoża w technicznym terenie, jednocześnie zachowując zabawowy, dynamiczny charakter na łatwych trasach.
4. Masa coraz mniej istotna
Jakieś 20 lat temu wszystkie rowery MTB miały taką samą geometrię, komponenty (opony, mostki, kierownice) i zawieszenie (tzn. jego brak). To oczywiście duże uproszczenie, ale chyba zgodzisz się, że w porównaniu z dzisiejszą ofertą, realne różnice na szlaku były kosmetyczne. Doprowadziło to do kupowania rowerów na wagę – bo skoro każdy rower jeździ podobnie, to jedyną porównawczą metryką pozostaje masa. Lżejszy = lepszy, czego nie rozumiesz?
Takie myślenie utrzymało się dość długo, ale chyba już dojrzeliśmy, żeby traktować ten parametr jako wynikowy, a w pierwszej kolejności patrzeć na walory praktyczne: wytrzymałość, stabilność przy szybkiej jeździe, trakcję opon czy pracę zawieszenia. Ta ostatnia – razem z modą na stromy kąt rury podsiodłowej – pokazała, że nawet na podjazdach masa nie jest najważniejszym czynnikiem. Dlatego rowery enduro coraz częściej ważą 16-17 kg. I nikomu (kto na nich jeździł) to nie przeszkadza.
5. Mullet bike, czyli mieszane rozmiary kół
W 2019 rynek zdominowały 29ery, natomiast 2020 będzie rokiem przedniego koła 29″ w duecie z tylnym 27.5″. Stojąca za tym logika jest taka: trakcja i sprawność przetaczania 29″ najbardziej pomaga na przednim kole, a z tyłu mniejsza średnica daje większą swobodę w projektowaniu ramy, a także większy prześwit względem… tyłka ridera, zwłaszcza przy dużym skoku (sztywność też jest nie bez znaczenia). Póki co, „mullety” testują głównie zawodnicy, ale biorąc pod uwagę ich sukcesy (zarówno w EWS, jak i w Pucharze Świata DH), zapewne lada moment pojawią się w sprzedaży. Choć w sumie już się pojawiły – w elektrykach, do których taka konfiguracja pasuje idealnie.
6. Gravele z prostymi kierownicami i zawieszeniem
Powyższy nagłówek to taki żarcik (na pewno…?) – tak naprawdę mam na myśli po prostu rozwój rowerów XC, które pójdą w podobnym kierunku, jak ścieżkowce. Nowoczesna, stabilna geometria i wytrzymałe komponenty (kosztem ciut wyższej masy – patrz punkt 4) pozwoli nie tylko na sprawne zdobywanie szczytów, ale też zachowanie pełnego uzębienia w drodze powrotnej. Przepowiadałem to już rok temu, ale nie uwzględniłem jednego niezwykle istotnego czynnika: Olimpiady. Wielu producentów wstrzymuje się z premierą nowych modeli do tegorocznych Igrzysk, więc w lipcu spodziewam się prawdziwego wysypu nowości w tej kategorii.
7. Bezprzewodowy napęd Shimano
Coś czuję, że również Shimano wykorzysta olimpijskie zbrojenia do pokazania ważnej nowości: elektronicznego napędu. Póki co, wraz z premierą nowych grup XTR i XT, japoński gigant po cichu ubił projekt Di2 w MTB, co widać też po nowych rowerach, coraz rzadziej przystosowanych do montażu tego systemu.
8. Lekkie drgnięcie w temacie skrzyń biegów
Rozwój napędów zintegrowanych w ramie wieszczę już od zarania dziejów 1Enduro, więc chyba najwyższy czas przestać się kompromitować i uznać klasyczne przerzutki i olbrzymie kasety za przyszłość MTB na wieki wieków amen. Wtem! Wypływa nowy patent Shimano, w którym skrzynia biegów składa się zasadniczo z dwóch kaset, dwóch łańcuchów i prostego mechanizmu do przesuwania ich względem siebie.
Czy taki układ rozwiąże wszystkie problemy trapiące skrzynie biegów? Na pewno nie, ale fakt, że pomysł wyszedł od Shimano i że wykorzystuje on doskonale znane elementy, na pewno działa na jego korzyść. Bo choć nie lubię teorii spiskowych, naiwnie byłoby zakładać, że Shimano i SRAM-owi nie zależy na utrzymaniu doskonale rozwiniętej produkcji kaset i łańcuchów. Na tym opiera się ich biznes i zastąpienie go skrzyniami biegów (opartymi na kołach zębatych) byłoby im bardzo nie na rękę. Ale zamknięcie doskonale znanych i dopracowanych technologii w skrzynce? To dałoby się zrobić.
9. Spowolnienie rozwoju elektryków
W poprzednim zdaniu nie bez powodu napisałem „napędzały” w czasie przeszłym – odnoszę wrażenie, że ekspresowy rozwój e-bike’ów w 2019 dotarł do ściany. Owszem, pojawienie się nowej generacji napędu Boscha zaowocowało wysypem nowych modeli z wbudowaną baterią o dużej pojemności, a wielu producentów ma jeszcze sporo do zrobienia jeśli chodzi o spójność i integrację całego systemu. Ale mówimy tu o detalach.
Jeśli nie wypali temat skrzyń biegów zintegrowanych z silnikiem, kolejną rewolucję przyniesie dopiero popularyzacja zupełnie nowego rodzaju ogniw – obecnie wszystko wskazuje na baterie półprzewodnikowe (ze stałym elektrolitem). A jeśli miałbym naprawdę mocno zamieszać w fusach, powiedziałbym że nastąpi to jednocześnie – dopiero kompaktowe akumulatory kolejnej generacji zrobią w ramie miejsce dla zintegrowanej skrzyni biegów. A to „raczej” nie nastąpi w 2020, ani nawet 2021.
Jedyne co w międzyczasie może trochę namieszać na rynku, to nowa generacja e-napędu Shimano. Póki co jest o niej cicho, ale systemy E8000/E7000 mają już swoje lata i Japończycy na pewno chcieliby odzyskać przewagę, którą odrobił w tym roku ich arcyrywal – Bosch.
10. Rowery jak wino (dobre i tanie)
Ten trend wiąże się z punktem 6 (tym o nowościach w XC), bo nie mam tu tylko na myśli coraz lepszych niedrogich rowerów trail/enduro. Jasne, dobra geometria, tanie sztyce regulowane, comeback aluminium i nowinki w amortyzacji (między innymi Rock Shox 35, który zastąpi wątłego Recona/Sektora) to wszystko dobre wiadomości. Tyle że wczorajsze. Już od paru lat mamy na rynku rowery za kilka tysięcy złotych, które możliwościami dorównują modelom kilkukrotnie droższym.
Tyle że „kilka tysięcy złotych” to w dalszym ciągu kwota, jaką większość społeczeństwa przeznacza na samochód (ewentualnie telewizor…), a nie rower. Dla jednośladów domyślnym przedziałem wciąż pozostaje 1500-2000 zł. Na pewno nieraz znajomi prosili Cię o pomoc w wyborze roweru za taką kwotę. I na pewno nieraz miałeś problem z poleceniem im czegokolwiek, co spełniałoby współczesne wymagania względem geometrii MTB (podpowiedź: nie ma, nie da się, nawet nie próbuj).
Mam nadzieję, że ktoś mi w komentarzu wytłumaczy, dlaczego w rowerach „dla ludu” standardem są kąty żywcem przeniesione z wyścigów XC. Ale jeszcze silniejsza jest we mnie nadzieja, że kiedy wyścigowe rowery XC w końcu pójdą z duchem czasu, pociągnie to za sobą najtańsze i najpopularniejsze rowery MTB. Zainspiruje to „niedzielnych rowerzystów” do zapuszczania się w coraz ciekawszy teren, czy nawet do weekendowych wypadów na singletracki.
A Ty co o tym myślisz?
Zobacz też:
- Rower XC – hit sezonu… 2019?
- Jak e-bike uratuje świat MTB
- Jak kupić pierwszy rower MTB – 8 porad dla początkujących
Po pierwsze, stare formy do ram etc. musza sie zwrocic. Po drugie, skoro mozna za ten sam material policzyc wiecej, to wszyscy tak robia. Po trzecie, „lud pracujacy za 1500-2000” jest przyzwyczajnony do normalnej geo i dziwnie mu sie siedzi czy jedzie na nowej.
Takie sa moje z fusow czytania.
Od dłuższego czasu się nad tym zastanawiam. Przecież „ścieżkowa” geometria hardtaili byłaby dużo bardziej przyjemna (bardziej wyprostowana pozycja na rowerze) i bezpieczna na zjazdach. A nie spotkałem się z przypadkiem żeby ktoś wsiadł na ścieżkowca i powiedział, że nie da się tym pojechać do lasu albo do pracy.
Faktycznie w tym przedziale jest masa topornych rowerów MTB, ale rozglądając się za rowerem dla córki trafiłem na Marina u którego myślę, że z lekkim rabatem uda się wyrwać rower z porządną geo za 2k. Tak powinny wyglądać rowery dla ludu w przyszłości. Obczajcie sobie Wildcat 3 dla kobiet – świetny rower za w sumie niewielką kasę. Bez porównania z innymi topornymi propozycjami. Chyba, że ktoś mógłby polecić coś innego ?
Zgadza się, Marin jest pod tym względem wyjątkowy (nie bez powodu znalazł się na zdjęciu), ale to kropla w morzu – klient masowy ma stosunkowo niewielką szansę trafić na Marina w sklepie, prędzej będzie to Kross, Giant, Merida, Romet… Wszystko ogarnięte marki, a najtańsze rowery MTB dalej mają słabe.
@Froggg: obczaj ofertę rowerów Liv. W zeszłe wakacje kupiłem dla córki i imho modele bardzo spoko za rozsądne pieniądze.
Bardziej bym to tłumaczył tym, że większość ludzi kupujących rower MTB tak naprawdę nie potrzebuje roweru MTB, więc szosowa geometria nie będzie im przeszkadzać.
Tyle że mamy 2020 a nie 2005 i klienci są znacznie bardziej świadomi – nauczyli się kupować rowery trekkingowe, miejskie, crossowe, szosowe… Więc rowery górskie mogłyby faktycznie być górskie.
Odnośnie pozostałych sugestii: zmiana geometrii to nie jest jakiś wielki koszt, bo ramy nie są spawane w formach, które muszą się zwrócić. Części o liczeniu więcej za ten sam materiał nie rozumiem :P Właśnie gdyby któryś producent z tego samego materiału zaczął robić ramy z fajną geometrią, miałby szansę wybić się na rynku i zarobić więcej (mam wrażenie, że rozumie to np. Marin czy Calibre).
Ramy są spawane we formach. Nie sa to jednak takie same formy jak dla carbonu. Cieniowane i profilowane rury aluminiowe też są robione we formach. No chyba, że ktoś robi ramę z rur kupowanych na metry.
Ramy nie są spawane w formach, bo forma z definicji odzwierciedla zewnętrzny kształt produktu końcowego. To na czym spawa się ramy bardziej bym nazwał stelażem, często z możliwością regulacji. A nawet jeśli nie, to z mikroskopijnym kosztem produkcji w kontekście rowerów masowych produkowanych w dziesiątkach tysięcy.
Natomiast forma do formowania rur – oczywiście, jak najbardziej. Tyle że właśnie urok aluminium jest taki, że te wymyślnie uformowane rury można pospawać pod różnym kątem ;)
Rurek hydroformowanych są pierdyliardy dostępne z katalogów. Trymowanie końcówek laserowo, wodą, skrawaniem, różnie. Spawanie w przyrządach spawalniczych, ale koszt takiego oprzyrządowania dla jednej ramy może zamknąć się w 10 000-30 000 złotych +VAT licząc w polskich realiach, zakładając narzędziownię z roboczogodziną na poziomie 120 złotych +VAT (W zależności od stopnia uniwersalności i zautomatyzowania. Można mieć kilkanaście dociskaczy dźwigniowych, a można mieć kilkanaście pneumatycznych sterowanych jednym zaworem).
Wszyscy moi (nie wkręceni) znajomi, którym nie tylko do miasta, radziłem budżetowego HT, a którzy zakupili jednak rower trekkingowy/miejski/”zwykły”, wracali po roku jeżdżenia z pytaniem czy nie poszukałbym im jeszcze tego MTB… Resztę stanowią zadowoleni użytkownicy Treków X-Caliber i Roscoe z najróżniejszych roczników i specyfikacji.
Dodałbym do tego to że z płaskim kątek główki nie zadziała dobrze tani amortyzator
Cześć
Jeśli mnie pamięć nie myli to nasz rodzimy NS Bikes ma w mojej ofercie „mullety”.
Ma! Swego czasu myślałem o nim bardzo intensywnie :)
Tak, jest Nerd HD, a od tego roku też topowy Define będzie dostępny w takim wariancie. Od wielu lat taką kombinację proponuje też Liteville. Tyle że to są małe firmy szybko reagujące na trendy – moim zdaniem dopiero wprowadzenie danego rozwiązania do masowej produkcji przez marki „korporacyjne” jest dowodem na to, że nie są tylko przelotną modą czy eksperymentem.
Pierwszego mulleta jakiego pamiętam to zrobił Unibike z hardtailem w 2013 roku i totalnie się nie przebił – może dlatego, że to nijaka marka dla widzów Szajbajka
unibike miał też reverse mullet – 26 z przodu i 29 z tyłu, sztywny singlespeed.
To byl prawdyiwy mullet, krotko z przodu, dlugo z tylu. brakuje tylko wasa na przedzie. Te obecne mullety to reversy ,)
Jak już sięgamy do historii, to żal byłoby nie wspomnieć Big Hita z okolic 2002-2003 :) No i w koło 2010 był jeszcze Trek 69er, czyli jak się okazuje, kolejny wizjonerski pomysł Garego Fishera.
Unibike miał tez w ofercie rowerki miejski na pasku pare lat przed wzrostem trendu, ktoś tam kombinuje dobrze :)
mullety – to mi raczej wygląda na wizje kogoś kto nie jeździ na rowerze ale umie te wizje ładnie przełożyć na marketingowe dyrdymały.
Chciałbym zobaczyć tanią elektryczną grupę Sram AXS oraz Shimano, i carbonowe ramy z prowadzeniem przewodów jedynie dla hamulców.
Myślę, że na bank nas to czeka, i to niedługo :) Ramy często mają wymienne przelotki do wewnętrznego prowadzenia kabli (np. opcja ze sztycą regulowaną lub bez, albo tylny hamulec z lewej/prawej), więc dla niektórych producentów wariant na sam hamulec to nie problem.
Jak tylko wleci tańsza alternatywa AXSa – biorę bez chwili wahania. :)
Niech wlatuje! Ale ja nie biorę, bo choć działa bajerancko, to konieczność ładowania baterii dla mnie eliminuje ten wynalazek, zostaję przy mechanice.
No i odpada satysfakcja z perfekcyjnie ułożonego cable-porna ;)
Ja w sumie jestem niezdecydowany, bo też staram się ograniczać rzeczy wymagające ładowania. Ale z drugiej strony, to nie smartfon żeby trzeba było go podpinać codziennie, a do tego sygnalizuje rozładowanie z wyprzedzeniem, więc kto wie…
Wiadomo, że nie trzeba ładować tak często, ale znając życie przynajmniej parę razy w roku zdarzyłby mi się moment „O szajs, zapomniałem naładować baterii od przerzutki!”
Druga kwestia jest taka, że zestaw manetka xt + przerzutka slx + łańcuch kmc + kaseta Sh/Sunrace działa tak dobrze i tak niezawodnie, że zmiana na elektronikę to dla mnie tylko niewielki zysk w jakości zmiany biegów, za to jednak spora strata w bezobsługowości.
Więc jak dla mnie ten sektor może się nie rozwijać zbyt intensywnie, za to może skrzynie biegów mogłyby jednak drgnąć:) Za jakieś 4 lata jak bedę zmieniał rower mogłoby coś już być na rynku sensownego:)
Odnośnie punktu 4, czyli masy dodam jeszcze scenkę z bikeparku w Saalbach: podjazd, trochę stromy, ale krótki i bez trudności technicznych. Na 40 osób, które zaobserwowałem, tylko dwie go podjechały, z czego jedna była na e-bike’u, a reszta podprowadzała swoje rowery. Z kolei na szlakach poza bike parkiem zdecydowanie dominują elektryki.
Prawda jest taka, że obecnie większość rowerów enduro użytkowanych jest w bike parkach, gdzie masa jest sprawą drugorzędną, a może i jeszcze mniej istotną dla ich użytkowników, którzy i tak nie zamierzają atakować każdej ścianki, ani też cisnąć kilometrami pod górę. Producenci mają dobre rozeznanie rynku i projektują rowery pod takie zastosowania. Ot, takie czasy ;)
To prawda w każdym calu. W Austrii w tym sezonie elektryków po za parkami było sporo. a rowery enduro w znaczącej większości gondolka i z górki w dół. Sam jako czterdziestolatek podjazdy traktuje jak męki u kata . To jeden z bardziej rozwijających się sportów, ścieżek i parków przybywa. Kolejki na wyciągach w Weekendy coraz większe…
Pewnie chodzi Ci o podjazd na Schattberg-West gdzie startuje Hackl i Bergstadl? Jeśli tak – to nie nazwałbym tego bike parkiem, ale kompleksem ścieżek. Pewnie też stąd Twoja definicja bike parku w zdaniu „obecnie większość rowerów enduro użytkowanych jest w bike parkach”.
Rowery „enduro” już od ładnych paru lat nadają się do jazdy po bike parkach, mało jest tras na których wymagać można by zjazdówki. Nawet współczesna grupa super-enduro spokojnie mogłaby rywalizować z 2-3 letnimi zjazdówkami.
Moim zdaniem rowery enduro wracają tam gdzie je projektowano – do ścigania się. Skok zawieszenia jest zmniejszany na rzecz 29″, co dodatkowo przy dobrze zaprojektowanych zawieszeniach wspomaga efektywność na podjazdach.
Ścieżkowce – trochę lepiej w dół, tak samo dobrze pod górę.
Enduro – trochę lepiej w dół, trochę lepiej w górę.
Super-enduro – trochę lepiej w górę, tak samo dobrze w dół.
Podjazd na Schattberg-West, o którym wspominasz jest jednak dość solidny i tam nie jest wstydem odpuścić ;) Wspomniana przeze mnie sytuacja miała miejsce w dolnym, leśnym odcinku Hacklberg-Trail. No, w każdym razie jest to na szlaku należącym do bike parku i naród rowerowy dostaje się tam za pomocą gondoli.
W sumie ciekawe podejście, nie myślałem o tym w ten sposób. Pewnie dlatego, że w Polsce jeszcze to tak nie wygląda, ale w Alpach faktycznie po szlakach jeżdżą głównie elektryki, a rowery bez prądu to głównie wyciągi/shuttle.
Ale tak czy siak, nawet na zupełnie naturalnych szlakach te ciężkie rowery sprawdzają się bardzo dobrze.
Hmm, nie oddałem głosu w ankiecie. :) Dlaczego? Mam wrażenie, że większość tych 10. punktów to podsumowanie roku 2019 za oceanem. Kto śledzi choćby Pinkbike’a już od dawna jest oswojony z przynajmniej sześcioma punktami z podsumowania, reszta to hipotetyczne oczekiwanie na premierę nowego sprzętu.
Co do archaicznych geometrii w rowerach z przedziału 1-2k – wypłaszczanie kąta główki powoduje zwiększenie nań obciążeń, co niekorzystnie przekłada się na żywotność roweru jeśli nie zainwestujemy z jego odpowiednie wyprofilowanie, dobór materiałów czy po prostu przeprowadzenie testów w praktyce poza MESem (o ile w ogóle projektują te rowery analizując naprężenia…). Niech dowodem będzie popularna nowość w droższych rowerach sprzed 10 lat – „wzmocniona główka”, Overdrive czy inne dospawane kawałki blach w okolicach sterówki. Przy tanich rowerach nie opłaca się wprowadzać zmian w procesie technologicznym.
No nie wiem… 1500-2000 zł to nie 150-200 zł i ramy w tych rowerach wyglądają już naprawdę sensownie – hydroformowany profil wzmacniający główkę miałem w Giancie z 2003, który kosztował właśnie 1500 zł. A do tego tanie ramy nie są tak wylajtowane.
Uważam, że tanie rowery z mega geometrią już istnieją i powoli będą się przebijać do mainstreamu. Marin Bobcat Trail, którego wrzuciłeś tutaj na zdjęciu przeszedł metamorfozę na 2020 i ma kozacką geometrię ze skokiem widelca 120 mm, możliwość podłączenia myk-myka i na takim rowerze niedzielny rowerzysta polata sobie nawet po Twisterze.
Marin jest chlubnym wyjątkiem potwierdzającym regułę :) Mam nadzieję, że inni producenci go zauważą.
Niejaki Wiewiór, budowniczy sławnej Trasy Wilkowickiej, pierdolnął Twistera w klapkach na kolarce ! Tru story :D
Myślę, że niejaki Wiewiór równie dobrze zrobił by Twistera na Wigrach ; Tylko tu nie chodzi o ludzi którzy potrafią jeździć na MTB i dokładnie wiedzą czego potrzebują. Chodzi o rowerzystów, którzy nie jeździli wcześniej po górach lub po prostu ich nie stać na rower za 15k PLN-ów. I chwała tym producentom, którzy to rozumieją dając możliwość kupna roweru, który pozwoli na czerpanie radości z jazdy.
Już jakieś pół roku temu a po prezentacji Reigna byłem pewny, że to właśnie układ Enduro (koła 29, skok 155-170 i geo 65-64st) to rowery do hardcoru i ścigania. A wszystko poniżej to ścieżkowce czyli do 150mm skoku i główka 65-66st. Dlaczego wspomniałem Reigna? Bo pasuje w tym momencie do ścieżkowców. Takich ostrych ścieżkowców. Może Giant zrobi jakieś coś do Hardcoru jak coraz więcej marek, bo na razie są tak raczej krok styłu można powiedzieć.
Masa się przestanie tak liczyć bo wytrzymałość musi być chociażby do długowieczności i bez problemowej jazdy.
A tanie rowery z mega geo będą miały wzięcie bo takie geo samo w sobie wcale wiele nie kosztuje,
No z tym Giantem to ciekawe – widać, że mają nieco inne podejście do tematu skoku/przeznaczenia, albo po prostu ktoś na decyzyjnym stanowisku jest wielkim fanem Ibisa ;)
A co do trendów w rowerach elektrycznych dużo się mówi o producentach silników. Jednak oni leżą i kwiczą bez dostawców ogniw. Dla Shimano robi Sony, dla Boscha m.in BMZ. Jednak zapomina się tutaj o Samsungu, który jest potentatem w tanich ogniwach (wykorzystywanych w tańszych rowerach z Bafangiem). Ten jednak poszedł bardzo mocno i wskoczył w ogniwa z grfenem w smartfonach. Chcąc odzyskać swoją „pozycję” w wolumenie baterii do e-bików może przywalić projektem do OEMów dla któregoś producenta silników i dostarczyć baterie o mniejszej objętości, wadze i szybciej ładujące się co może pójść z dwie strony: zwiększyć zasięgi, albo mozno obniżyć wagę rowerów elektrycznych.
https://www.spidersweb.pl/2019/08/samsung-grafen-bateria-akumulator.html
Podobno te grafenowe baterie będą dostępne już nazajutrz po tym jak każdy będzie miał przydomową elektrownię opartą o zimną fuzję. :D
Też liczę na jakąś rewolucję w tym temacie, ale nie wiem, na ile akurat technologia ze smartfonów ma odniesienie do rowerów. W końcu akumulatory w telefonach w zasadzie od zawsze mają inną konstrukcję – gdyby zastąpić standardowe ogniwa 18650 takimi płaskimi z telefonów, już teraz dałoby się znacząco pomniejszyć pakiety lub powiększyć ich pojemność. A jednak nie jest to możliwe (pewnie bardziej z przyczyn ekonomicznych, niż technologicznych).
Dlatego moim zdaniem lepszym punktem odniesienia przy przewidywaniu przyszłości są samochody elektryczne.
Wszystko rozbija się o szybkość oddawania prądu.
Z tym czeskim hokeistą jednak odwrotnie, to nie zady i walety ;)
A z tryndów na 2021 – powrót aluminium.
Czeski błąd ;)
To ja się pokuszę o odpowiedź dlaczego MTB dla początkujących nie mają geometrii „low and slack”.
Bo początkującym się trudniej jeździ na progresywnych rowerach.
Kiedyś posadziłem moją dziewczynę na Giancie Reign i puściłem na Twistera – oględnie mówiąc był to błąd życia. Pozostałe ścieżkowe fulle na jakich miała okazję jeździć to Trek Remedy WSD i Marin Hawk Hill. Najlepiej został zapamiętany Trek, czyli ten najmniej progresywny. Na pozostałych było poczucie braku sterowności, dezorientacja pracą zawieszenia i uczucie spadania z siodełka do tyłu na podjazdach. Na Reignie skończyło się to dość przykrą glebą.
IMO winę ponosi tu zjawisko wheel flop. Im bardziej płaski kąt główki, tym silniejsza tendencja przedniego koła do obracania się pod własnym ciężarem. My tego nie odczuwamy bo przy wyższych prędkościach górę bierze efekt żyroskopowy i wheel flop jest nieodczuwalny. Ale początkujący jeżdżą wolno, czyli w tym zakresie prędkości, gdzie w rowerze enduro kierownica robi się jak z waty, znika jakakolwiek precyzja sterowania i wyzwaniem jest utrzymanie kierunku na wprost. Zwłaszcza jeśli nie utrzymujesz równowagi całym ciałem tylko po prostu siedzisz na siodełku – jak początkujący.
Do tego dochodzi coś, co dla osoby od dłuższego czasu jeżdżącej na ścieżkowym fullu jest przezroczyste, ale dla kogoś, kto przesiada się z normalnego roweru już nie: dłuższy front center wymaga bardziej siłowego stylu jazdy, mocnego pochylania w zakrętach, pracy całym ciałem. Tymczasem niezaawansowanemu rowerzyście łatwiej jest sterować przez skręt kierownicą i nie pochylać się za mocno.
W sumie moje osobiste doświadczenia są podobne. W latach ’90 jeździłem na rowerze XC ze sztywnym widelcem i uważałem że mogę na tym rowerze przejechać przez wszystko. W tym czasie kolega z liceum kupił Sintesi Bazookę z Bomberem Z1 BAM z przodu. Hardkor. Dla mnie ten rower nie nadawał się do niczego. Zero czucia terenu, zero sterowności. Jazdę na nim uważałem za masochizm.
Sześć lat temu kupiłem mojego pierwszego i jak dotąd jedynego fulla. Fabrycznie miał kąt główki 68 st. i prowadził się podobnie jak mój hardtail XC tylko trochę spokojniej. Dlatego go kupiłem. Gdyby wszystkie ścieżkowe fulle były jak dzisiejsze wyczynowe endurówki (Reign, Ibis Mojo… ) pewnie do dzisiaj jeździłbym na hardtailu XC.
Ten mój sześcioletni full ma dzisiaj kąt główki 65 (dłuższy widelec i stery Angleset), ale do takiej geometrii musiałem dojrzeć i nauczyć się ją ogarniać. Wsadź kogoś kto w ogóle nie miał do czynienia z MTB na Reigna a znienawidzi Cię do końca życia. A tamtego hardtaila XC (rok produkcji 2004) mam do dzisiaj i dalej uważam że się fajnie na nim jeździ, zwłaszcza po leśnych ścieżkach wokół miasta i takie tam ogólne „lekkie urban DH”.
Tak się składa, że miałem okazję pojeździć na Reignie 29 z kolekcji 2020. Uważam że ten rower daje przewagę tylko w jednej sytuacji: podczas napieprzania z prędkością Warp 4 po kamieniach wielkości telewizorów. Dla zwykłego zjadacza Twistera to po prostu rower na którym trudniej zrobić bunny hopa, poderwać przednie koło, ciężej skręcić. A stromizny – cóż. Jeśli dobrze stoisz na pedałach i nie zwalniasz za bardzo to nie wywalisz się nawet na rowerze XC.
I dlatego właśnie MTB dla początkujących mają 69-71 st. główki ramy i roztaw osi 1050 – 1080 mm. Bo taki rower prowadzi się podobnie jak zwykły trekking/mieszczuch, pozwala zjechać z utwardzonych dróg i łatwo i komofortowo nauczyć się podstaw, nie zniechęcając się przy tym.
Bonus: Ciekawe doświadczenie mojego kolegi szosowca. Szosa mu się znudziła bo w okolicy nie ma nadających się do jazdy asfaltów, więc kupił nowoczesnego hardtaila z progresywną geometrią. Pierwsze wrażenia z jazdy: „Przecież na tym się nie da poderwać przedniego koła” :D
Dzięki za solidny komentarz! :) Podoba mi się podsumowanie, bo też wydaje mi się, że duże znaczenie mają tu przyzwyczajenia klientów, którzy tak naprawdę potrzebują szosy z możliwością zjechania w teren.
Tyle że tak jak pisałem już w jednym z wcześniejszych komentarzy, takie rowery są na rynku (cross/gravel) i klienci nauczyli się je kupować – rower MTB już dawno nie jest uważany za najbardziej uniwersalny wybór dla każdego (jeszcze 10-15 lat temu tak właśnie było).
A co do radykalnej geometrii, to muszę uzupełnić. Absolutnie nie miałem na myśli główki 65 stopni i bazy kół jak z Whyte czy Mondrakera. Nie pisałem nigdzie, że rekreacyjne rowery MTB mają mieć geometrię enduro, tylko że mają odzwierciedlać zmiany zachodzące na pograniczu kategorii XC/trail. Co dokładnie mam przez to na myśli, pisałem w podlinkowanym artykule:
https://www.1enduro.pl/rower-xc-hit-sezonu-2019/
Przy takich średnich wartościach – podobnych do wspomnianego przez Ciebie Treka Remedy (albo nawet trochę mniej „low and slack”) myślę, że każdy początkujący od razu poczułby się pewniej, niż na rowerze z główką 71 stopni, w którym wheel flop może nie jest tak wyraźny, ale kierowanie jest dużo mniej stabilne z innych powodów.
„Tyle że tak jak pisałem już w jednym z wcześniejszych komentarzy, takie rowery są na rynku (cross/gravel) i klienci nauczyli się je kupować – rower MTB już dawno nie jest uważany za najbardziej uniwersalny wybór dla każdego (jeszcze 10-15 lat temu tak właśnie było).”
Niestety cały czas MTB jest synonimem roweru dla przeciętnego Polaka, a o gravele jest wojna że to marketing i wciskanie kitu itp. Na crossy od biedy jest jakiś rynek, ale to osoby które nadal oczekują w sumie takiego MTB ze wszystkimi jego atrybutami (amortyzator!) tylko nieco „lajtowszego”.
Miałem bardzo podobnie po przesiadce z przymaławego dc amstaf na reigna 2015. Nie umiałem endurakiem skręcić, nie kleił i cierpiałem. Jak sie przestawiłem to amstaf ma przewagę tylko na pumptraku.
Falconek, madrze prawisz. Na piwo byś się nie wybrał gdzieś w BB?
Marin bobcat trail 4 to mój typ na tani rower dla ludu chcącego roweru GÓRSKIEGO.
business in the front, party in the back ? No to jest piękne… :D
Hej Michał,
Czy pracujesz już może nad zestawieniem rowerów w danych przedziałach cenowych? Jeśli tak, to kiedy można sie spodziewać artykułu?
Rozglądam sie za nowym sprzętem i chciałbym zobaczyć, co tam przygotowałeś.
Chcemy enduro na igrzyskach olimpijskich!
I czy będą skrzynie biegów z bezprzewodową zmianą przełożeń ładujące się podczas pedałowania?
Przydałby się też system zmiany ciśnienia w oponach podczas jazdy. Na przykład na trasie DH zawodnik startuje kamienistą sekcją z ciśnieniem 2.7 bar, potem wjeżdża w las w korzenie na ciśnieniu 2.0 a bikeparkowa meta z wysokimi bandami i dużymi lotami już na ciśnieniu 3,5.
Lepiej! Niech się ładuje poprzez przechwytywanie energii hamowania :D
Zastosowanie skrzyni w końcu teoretycznie* by umożliwiło odzyskiwanie energii hamowania, o które w pierwszej kolejności każdy napotkany turysta widzący elektryka. W takim układzie łańcuch może kręcić się cały czas (bez wolnobiegu w piaście). Czyli może kręcić napędem, działającym wtedy jak prądnica.
* „teoretycznie”, bo wymusiłoby to zastosowanie znacznie mocniejszego łańcucha, a najlepiej paska – nietrudno sobie wyobrazić, jakie dodatkowe obciążenia musiałby znosić napęd przy hamowaniu… No i trzeba by jakoś sensownie zgrać to z klamką hamulcową (w samochodach hybrydowych pedał działa dwustopniowo – najpierw hamuje napęd elektryczny, a dopiero po mocniejszym depnięciu hamulce).
Ogólnie skomplikowany temat, ale na pewno wpisuje się w rozwój elektryków w perspektywie 5-10 lat.
Ta fraza do zgooglowania pod obrazkiem „mulleta” to chyba odwrotnie :)
Dzięki :)
NS Synonim w werjsi alu, gorszy osprzet i cena do max 10K bylby hitem!
Niby tak, tylko czy w takiej wersji nie ważyłby tyle co ścieżkowce…?
Szymon mówił, że może za dwa sezony będzie alu z przodu i węgiel z tyłu….. hmmm w zeszłym roku mówił, to jużw 2021 jest taka opcja :)
Ta opcja 29 front 27,5 rear maja sens , no i nie ma ciśnień że 29er jest lepszy od 27,5 czy 26 ,głupiego gadania ,skoro lubię kolor zielony ,to nie lubię czerwonego. Wiec powiem tak że fajnie się na tym jedzie inaczej niż na klocu 29er który jest hiper ,super najlepszy na świecie w całej galaktyce ,bo tak powiedział rynek i tak ma być ,mixujemy i dostosowujemy rower do swoich potrzeb ,kto wie jak się uda może do mojego „kanjona” wcisnę taki set,póki co jestem miło zaskoczony.Kibicuje tej naszej marce aby zaczęła robić dłuższe ramy bo póki co zostawiam hajs i zachodnich „somsiadóf” gdyż maja dłuższe ramy i mniejsze ceny. hmm czy to paradox ?
Zainspirowany dyskusją o mulletach i rowerze „dla ludu”, wpadł mi do głowy taki pomysł na tani i przyjemny rower do eksploatacji w lekkim terenie. Bierzemy taniego sztywniaka na kole 27,5 o w miarę współczesnej geo (chodzi mi głównie o to, żeby nie był to całkiem przedpotopowy „kwadrat”). Wywalamy badziewny sprężynowy trzepak i zastępujemy go sztywnym widelcem pod koło 29. Dodajemy przednie koło 29 na obręczy TR i solidną oponę, tak z 2,40 przynajmniej. Zalewamy mlekiem. Jak wybieramy się t teren obniżmy ciśnienie. Taki mullet dla ludu… Ma to jakiś sens?
Jakiś sens ma, eksperyment byłby ciekawy, ale jednak większe koło nie wynagrodzi braku zawieszenia, o ile widelec „wyjściowy” to przynajmniej jakikolwiek Rock Shox.
Myślałem raczej o 2.5 kilowym produkcie firmy suntour… Zastąpienie go sztywnym widelcem ale z większym kołem to uzysk conajmniej 1,5 kg na masie roweru. W połączeniu z większą precyzja prowadzenia takiego roweru, to już powinno się poczuć….
W teorii plan jest dobry. W praktyce Suntour Suntourowi nierówny – modele, które faktycznie więcej szkodzą niż pomagają trafiają do rowerów z przedziału cenowego do 1500 zł. A w nim ciężko będzie o rower o „w miarę współczesnej geo” :(
Mam zamiar wykonać ten eksperyment na bazie starego roweru mojego syna gt avalanche z 2015 wyposażonego w suntour xtc hlo. Teraz juz jest miało używany, bo w tym roku dostał fulla. Jak na mój gust geo avalanche jest świetne, zwłaszcza w tegorocznej odsłonie w wersji na 29′. W najtańszej wersji sport kosztuje to coś koło 2600 katalogowo, ale na koniec sezonu spokojnie do wyhaczenia poniżej 2000…
Trendy, rewolucje czy ewolucje… idzie to dość wolno. Przynajmniej w dobrym kierunku. Od 99r śmigam bez przedniej przerzutki, zawsze szukałem jak najdłuższych ram, Gary Fisher przyszedł z pomocą. Koła mieszane miałem zanim w europie było 29 cali dostępne. 26×24 – 28×26 – 24×28 każda chyba kombinacje testowałem z różnym skutkiem. Ale jedno muszę przyznać, że po wprowadzeniu fulli na kołach 29 cali wszyscy chcą na nich jeździć… tego nie ogarniałem. sam bym nie wpadł na taki pomysł ani o nim nie myślałem. Połączenie 160 mm skoku zawieszenia z progresywną geometrią i niskim kokpitem daje radę, niesamowicie dobrze się prowadzi taka krowa w ciężkich warunkach (twistera jeżdżę w klapkach). Jednak zauważam nagły wzrost wagi, producenci zaczynają olewać ten aspekt. Rowery na kole 29 z półki do 4-5tys ważą po 13-14kg to tyle co trailowy full. Waga to nadal ważny element wpływający na szybkość pokonywania technicznych tras.
Tak sobie czytam Wasze komenty i w sumie sam już nie wiem. Może wyjdę na dyletanta, może na ignoranta. Ale spróbuję. Jakim ja klientem jestem? Obecny rower to Rockrider 540. Jeżdżę nim dosłownie wszędzie. Asfalty, las, leśna droga. Zjazdy, podjazdy, kamulce, hopy, dropy(boszszsz jaki jestem bajker), korzenie dookoła jeziora itp. Jak trzeba to podpinam fotelik z tyłu i 40km z brzdącem robię krajoznawczo(lubuskie brukoszutry, Łagów, Pliszka, Lubniewice). Wjeżdzam wszędzie i zjeżdżam po wszystkim. W tym roku po raz pierwszy jadę na singla z kolegą( Trek Roscoe ileśtam) i w sumie nie wiem sam po artykułach i komentarzach, czy dobrze robię sobie i b’twinowi. Nie mam mykmyka, mam napęd 3×9(ależ mnie on pasuje), mam tak pogardzany widelec Suntour, ale mam za to pedały Dartmoora( sztosik co nie). Planowałem zmianę roweru, na lepszy, ale zgłupiałem. Czy wyjazd na single do Świeradowa zweryfikuje moje poglądy(potrzeby), czy jestem jednym z tych outsiderów, którzy nie odpowiadają na potrzeby rynku? Help
Nie zweryfikuje Twoich poglądów bo na każdym kroku będziesz szukał potwierdzenia, że masz wystarczający rower i… pewnie będziesz miał rację, bo oczywiście ten rower da sobie radę.
Kiedy jednak mam w planach zakup roweru, na którym spędzam 90% wolnego czasu, wyjeżdżam kilkadziesiąt razy w roku w często wysokie i trudne góry itd, mam przeznaczony jakiś rozsądny budżet, to kupuję najlepszy i najładniejszy jaki mogę mieć, a nie „wystarczający”.
Ja myślę, że najlepiej to pożyczyć rower, który ma wszytskie wspomniane przez ciebie nowinki i samemu spróbować. Pamietam, jak sam w rozmowie z kolegą na temat myk myka kreciłem nosa i twierdziłem po co to komu, do czasu jak sam nie zacząłem go użytkować. Teraz nie wyobrazam sobie go nie mieć. Tak samo mleka w oponach i wielu innych. No tak jest poprostu. Inna sprawa, że mam kolege który jest całkowicie odporny na jakiekolwiek nowinki i z urzedu je odrzuca jako niepotrzebne, no ale to juz kwestia absolutnie indywidulana. Pozdrawiam
Podpisuję się pod komentarzami Cypriana i Pawła :)
Z tego co rozumiem, jeżdżenie „absolutnie wszędzie” dotyczy jakiegoś konkretnego obszaru, a nie dotyczy gór (jeśli się mylę, to proszę, popraw mnie). A to zwykle góry pokazują, na ile dany rower jest faktycznie „górski”, a także pozwalają docenić wszystkie nowinki (typy wspomniana sztyca regulowana i tubeless, że o geometrii nie wspomnę).
Dlatego nie powinieneś się zastanawiać, czy jesteś jakimś dziwakiem ;) Jeśli jeździ Ci się dobrze, to jeździ Ci się dobrze. Z drugiej strony, przy okazji wyjazdu w jakieś ciekawe miejsce warto wypożyczyć coś bardziej „fancy”, żeby przekonać się na własnej skórze, czy czegoś nie tracisz – może odkryjesz jazdę na nowo, a może uznasz że „komu to potrzebne?”.
Panowie Cyprian, Paweł, oraz Michal.
Dzięki za odpowiedzi.
Faktycznie. Gór prawdziwych rower mój jeszcze nie widział. Lokalne wyżyny(227m.n.p.m), drogi na szage po lesie itp. Wnioskuję, że poza paroma sytuacjami, które wymieniłem w swoim poście, tzw. Gravel dałby radę. W okresie między świętami a nowym rokiem był u mnie kuzyn i miałem okazję karnąć się najwyższym carbonowym modelem Superiora. Poza wagą(szok), nie czułem aż tak wielkiej różnicy. Ale specyfika terenu(swoją drogą polecam i zapraszam), zrobiła swoje. Przejadę singla swoim rockriderem, i spróbuję fulla z wypożyczalni. Pozdrawiam
Najwyższy carbonowy Superior to dalej rower ze stromą, oldschoolową geometrią, a do tego wąską kierownicą, delikatnymi oponami itd. więc w sumie nie dziwię się, że nie czułeś różnicy ;)
Różnicy nie odczujesz na gładkim singlu. Ale już w momencie gdy nachylenie przekroczy w dół powiedzmy te 7 procent i zaczną się korzenie albo uskoki większe niż 10 cm, to okaże się że gravelem będziesz modlił się o dobrego dentystę a na Twoim rockriderze będzie jeszcze okej.
Potem przyjdą łupanki na niedużych kamieniach, większa prędkość, powiedzmy powyżej 25 km/h w dół, mocniejsze zakręty gdzie wciska Cię w bandę, uskoki na powiedzmy 20-40 cm, konieczne będzie obniżenie zadka, a długi mostek Rockridera będzie ciągnął Cię w przód i zacznie przeszkadzać…
I wtedy poczujesz największą potrzebę zmiany roweru. To moja opinia, a podpieram to swoim doświadczeniem. Pierwszy raz w górach byłem na Rychlebskich Ścieżkach na Peaku z carbonową sztycą i mostkiem 10 cm.
Było super, ale nie umiałem tym rowerem manewrować tak żeby sztycą nie zrobić sobie krzywdy w siedzenie i żeby nie hamować przed każdym zakrętem w obawie czy nie przelecę przez kierę.
Zmiana geometrii urządzenia które jest w miarę ściśle dopasowane do parametrów ciała ma bardzo duże znaczenie które odczuwa się po zmianie, a zmiany zaczyna się potrzebować gdy zbliżysz się do limitu sprzętu który masz.
Nie oznacza to jednak, że na Rockriderze nie można mieć superfunu z jazdy w górach. Myślę, że jest ekstra bo i ja na moim Peaku 29 bawiłem się doskonale :)
Pierwszy rower na którym zacząłem więcej szaleć po singlach i pojechałem w góry – Spec Rockhopper z mostkiem 100mm i takimże skokiem z przodu oraz węziutkimi oponami. I co? I było super, naprawdę dobrze się bawiłem. Potem mój kolega kupił sobie Krossa Dusta, przejchałem się pare razy i potestowałem dropper, szeroka kiera, napęd 1×11 większy skok i najważniejsze – nowocześniejsza geometria. W kolejnym HT (NS Surge) już to wszystko miałem, I co? I zabawa stała się jeszcze lepsza :D Potem zmiana na fulla, i co? Zabawa wcale nie lepsza ;) Powiedziałbym taka sama ale szybciej i mniej kolana bolą :)
Pozdro Gandalf i bądź otwarty na nowe, pojedź w góry, przetestuj jakąs trailówkę czy endurówkę pobaw się trochę i się przekonasz co i czy jest Ci potrzebne żeby się dobrze bawić (czy to będzie Rockrider, czy graverl, czy full enduro, czy może kilka rowerów :D – ostatni punkt polecam najbardziej).
W temacie nowych rozwiązań elektryków to te rozwiązania ze zintegrowanymi przekładniami są już wynalezione, jedynie nie przez wielkich graczy ;) polecam zajrzeć na stronę Kervelo z napędedm Quarz https://www.kervelo.com/quartz/ no i przewracający całkowicie koncepcję napędu Revonte z dwoma silnikami i przekładnią bezstopniową!! https://revonte.com/revonte-one/automatic-transmission/ . Także ogólnie dzieje się ale na razie nie w sklepach ;)
Zmieniłem w tym roku enduro Lapierre Spicy na All Mouintain Orbea Occam (140mm więc chyba ścieżkowiec?). I potwierdzam, że jazda na mniejszym zawieszeniu w połączeniu z nową geometrią daje rower równie dobrze radzący sobie w terenie co stary 160mm… W dodatku wyprostowane rury podsiodłowe dają niezłego kopa na podjeździe. Trzeba się tylko przyzwyczaić (jeśli jeszcze nie jest się przyzwyczajonym) do innego pedałowania na większych (29) kołach.
Pytanie z innej beczki, chce kupić rower niemieckiej firmy wysyłkowej, jak ominąć płacenie podatku? Wiem, ze się da, tylko co jest konieczne?
Zakup na firmę. Tylko w taki sposób nie płacisz vatu. Oczywiście licz się z tym że powyzej pewnej kwoty ten zakup poleci w środki trwałe i jak będziesz chciał sprzedać to i tak zapłacisz. Chyba że będziesz kombinował i robił z ludzi pracujących w urzędzie skarbowym debili (z doświadczenia wiem że nie są i nie rozumiem dlaczego sporo ludzi za takich ich uważa ). Pozdrawiam
Michał, żyjesz? Czytałem że miałeś ostatnio chwile zwątpienia, ale są jeszcze niedobitki które chętnie poczytają twoje wywody i wizje lepszego świata enduro. Luty się kończy, nowe TOP-y by się przydały!
Wstawaj chłopie i dalej rób dobrą robotę!
Tomasz.
Cóż Michale, nie byłem aktywny na forum, natomiast od lat regularnie śledziłem fajne artykuły i dyskusje. Faktycznie tych goownianych wpisów ostatnio było co raz więcej i zaczęło to psuć, niezależnie od tego, że też fanem elektrycznych artykułów nie byłem. Dzięki Tobie kilka lat temu zdecydowałem się po mailu na Krossa Dusta jako drugi rower po enduraku i do dziś sobie chwalę. Zaglądam tu praktycznie codziennie z nadzieją na wpis. Szanuję Twoją decyzję jakaby ona nie była, daj tylko znać czy to już faktycznie „this is the end”. Pozdro, dzięki za pomoc w wielu rowerowych kwestiach i szacun za to co robiłeś. Ride your way & stay true!
Napisz proszę parę słów jak Dust podjeżdża, bo w możliwości zjazdowe nie wątpię. Masz Dusta na 27,5 czy już na 29′?
27,5. W wersji 3.0 jest lekki, zbiera się. Weissner czy Daglezjowy na raz nie jest straszny mimo sporej liczby zębów z przodu. Tyle, że jak chce zjeżdzać to i na enduraku podjeżdżam, bo żeby zjechać trzeba wjechac;). Takie jest odwieczne prawo natury, a z natury wolę jechać póki się da 2km/h niż iść 4… Na Smrka zdecydowanie wolę dusta niż enduraka. Więcej zabawy i łatwiej całodzienną jazdę ogarnąć. Velryba na Rychlebach też się ogarnia tym sprzętem, a skill rośnie z każdym unikniętym nurkowaniem w głazach.
Dzięki za podsumowanie, może to będzie dziwne co napiszę na tym blogu, ale obawiałem się czy nie jest to zbyt agresywna konstrukcja trailowa. Chodzi o to, ze mam już trailowego fulla o skoku 140 i rozglądam się za drugim rowerem łączącym funkcje roweru miejskiego z lajtowymi wycieczkami po wygładzonych interwałowych „rodzinnych” singlach których pełno teraz powstaje na Dolnym Śląsku. Full na tych ścieżkach to overkill, olbrzymy, rychleby, enduro trails to jego miejsce. Chcę, żeby te dwa rowery się uzupełniały, a nie konkurowały między sobą. ..
A tegoroczny Dust nawet w wersji 1.0 to kusząca oferta. ..
Po uzbrojeniu w bagażnik na sztycę (oczywiście na ten czas zamieniłem mykmyka na zwykłą rurę) i sakwy użyłem Dusta do 3 dniowego tripa wokół Bornholmu, więc mogę potwierdzić, że jest bardzo uniwersalny
Przestańcie już go wywoływać – chłop się obraził na wszystkich …
…a może kwartalnik?
Czytam Twoją stronę od niedawna i powiem tak- robisz po prostu świetną robotę, co jest naprawdę nieczęste jeśli chodzi o polskie media rowerowe w internecie. Trzymam kciuki, byś znalazł siły i chęci by to kontynuować
Jakby ktoś szukał dobrych NAJTAŃSZYCH rowerów:
https://www.walmart.com/ip/Schwinn-Axum-Mountain-Bike-8-speeds-29-inch-wheels-black/288838682
https://www.youtube.com/watch?v=fkAEmb1MOZ4&lc=z22ujjpjgwikdpbjd04t1aokgp2menoqok1gr4ggvehdrk0h00410.1583131538903475
A doliczyłes cło do tej jego taniości? Wallmartu nie ma w PL
Cło na sprzęt sportowy to zdaje się 3% wiec nie ma znaczenia. Co innego koszt transportu pewnie ze 100$ w najtańszej opcji, a na koniec vacik 23% od całego kosztu zakupu łącznie z kosztem transportu.
A gdzie tręd wykorzystania innych parametrów włókna węglowego w karboniakach? Od 2020 gdy powstał pierwszy Trek z damperem w ramię (i brakiem osi wachacza) który to działa wykorzystując giętkość/pracę karbonu ma skok ramy (po prostu Rama się wycina o 6cm….)
Ten sposób podłapała już druga firma która zrobiła karbonowy rowerek bez tylnego zawieszenia, a jednak sprawiła że wachacz ugina się na 80mm skoku (tylni trójkąt w kształcie łuku, zamiast prostej rury, odpowiednie typy włókna eewualaa, full bez Dampera.
Oczywiście ma swoje zalety, i wady (do których nie należy trwałość, bo włókno węglowe ma zerowe właściwości zmęczeniowe materiału, od pracy nie pęknie, od przedawkowania raczej nie powinien pójść sztywny wachacz.
Uważam że jest to tręd, bo nie bez powodu kolejne duże firmy naśladują rywala którym jest Trek…..
A triki z nadaniem giętkości karbonu to tylko dobrane kieronkowe włókna, i ewentualnie zmieniony utwardzacz aka żywica.
To już jest od wielu lat stosowany zabieg, w końcu ktoś go wykorzystał.
Tak jak sam w podsumowaniu napisałeś, nie jest to nic specjalnie nowego – w rowerach XC to dość często stosowane rozwiązanie. Czy to jako jednozawias (brak punktu obrotu przy osi koła), czy bardziej ekstremalnie – jako softtail (brak głównej osi obrotu). W rowerach o większym skoku jakoś tego trendu nie dostrzegam ;)
„Zainspiruje to „niedzielnych rowerzystów” do zapuszczania się w coraz ciekawszy teren, czy nawet do weekendowych wypadów na singletracki.”
Chyba żart albo słabo się orientujesz do czego „niedzielny rowerzysta” kupuje rower górski :D