Elektryczny Marin Alpine Trail E2 drugiej generacji to duży przeskok względem poprzednika, zarówno w kwestiach elektrycznych, jak i „rowerowych”. Co się zmieniło i dla kogo jest to rower (spoiler: zdecydowanie nie dla każdego)?
Marin Alpine Trail E2 – co to za rower?
To druga generacja elektrycznego enduro Marina (w ofercie jest jeszcze Rift Zone E o mniejszym skoku). Podobnie jak poprzednik, wyróżnia się ultra-agresywną geometrią, ale na tym podobieństwa się kończą.
Dwie najważniejsze zmiany względem pierwszej generacji to:
- przejście na czterozawiasowy system zawieszenia z ogniwem Horsta (przy okazji o nieco większym skoku 170/160 mm), ochrzczony MultiTrac 2 LT;
- wspomaganie Bosch Smart System (z dużą baterią 750 Wh) zamiast dotychczasowego Shimano (póki co, dotychczasowe modele zyskały dopisek „Shimano” i zostają w sprzedaży).
Rama
Geometria i dobór rozmiaru
W elektrycznej wersji Alpine Traila dostępne są trzy rozmiary (M-XL), pokrywające zakres reacha około 455-515 mm, teoretycznie odpowiadający wzrostowi 175-200 cm. „Teoretycznie”, bo ja testowałem najmniejszy rozmiar M, którego długość na moje 170 cm wydawała się idealna.
Duża w tym zasługa bardzo stromego kąta rury podsiodłowej (zależnie od ustawienia, w okolicach 78-79°), który efektywnie mocno skraca pozycję na siedząco. Tu trzeba też zauważyć, że Marin podaje efektywny kąt rury podsiodłowej dla wysokości siodła typowej dla danego rozmiaru – na przykład dla M-ki jest to 721 mm.
Jest to o tyle ciekawe, że minimalna wysokość, na jakiej da się w tej ramie ustawić siodło, to… 735 mm. Niestety, rura podsiodłowa jest tu krótka tylko na papierze, bo głębokość wsunięcia sztycy ogranicza idiotycznie położone gniazdo ładowania. Jest to o tyle duży problem, że 735 mm to wysokość siodła typowa dla ridera o wzroście ok. 182 cm, który raczej myśli już o rozmiarze L. Więc zdecydowana większość nabywców M-ki (osoby z zakresu 170-180 cm) będą musiały ratować się sztycą o mniejszej długości/skoku. Szkoda, że obchodzenie tak ewidentnego błędu w projekcie/specyfikacji Marin zrzucił na klienta – wystarczyłoby zamontować sztycę umożliwiającą wewnętrzne skrócenie skoku.
Reszta geometrii to dość skomplikowany temat, przez dwie niezależne metody regulacji (flip-chip na ogniwie Horsta i wymienne miski sterów). Jednak niezależnie od ustawień, geometria Alpine Traila należy do wybitnie agresywnych, z długim reachem, bardzo płaską główką i bardzo stromą podsiodłówką.
Do pełni szczęścia brakuje mi tylko dłuższego chainstaya. O ile ustawienie długie (443 mm) nieźle pasuje do M-ki, to przy potężnej bazie kół większych rozmiarów, opcja wydłużenia byłaby zdecydowanie bardziej użyteczna, niż możliwość skrócenia do absurdalnych 435 mm.
Osprzęt
Na szlaku
Podjazdy
Paradoksalnie, wysoka masa nie jest wielkim problemem na podjazdach – przynajmniej dopóki nie trzeba przerzucić roweru przez drzewo. Również wpychanie Marina pod pionowe ścianki, których nie udało się podjechać, przypomina wydarzenia, jakie około dwa tysiące lat temu miały miejsce na wzgórzu Golgota… Ale dopóki Marin jedzie, jedzie naprawdę dobrze.
Przesiadka z łagodniejszego wspomagania Shimano na bardziej brutalną moc Boscha zdecydowanie pasuje do charakteru Alpine Traila. Choć w kwestii naturalności działania, Bosch przeszedł długą drogę – dwa progresywne tryby TOUR+ i eMTB (lub w języku diodowym: niebieski i fioletowy) działają bajecznie przewidywalnie. Nawet bez żadnej personalizacji w aplikacji, można przejechać całą wycieczkę bez mieszania trybami – na pierwszym, jeśli jest to epicka wyrypa wymagająca oszczędzania prądu (pozwala wtedy na przewyższenia w okolicach 2000 metrów), a na drugim, kiedy dystans pozwala cieszyć się pełnią możliwości silnika (bliżej 1500 metrów w pionie). Do takiej filozofii pasuje minimalistyczna, bezprzewodowa manetka – w zasadzie można by z niej nie korzystać.
Miłośnikom podjazdów polecam też sprawdzić ustawienie flip-chipa w pozycji „High”. Wprawdzie skraca ono tylny trójkąt, ale ultra-stroma podsiodłówka powoduje, że przednie koło i tak jest przyklejone do ziemi. W ustawieniu „Low” lekkie odciążenie przodu jest odczuwalne i w połączeniu z bardzo płaską główką, prowadzenie na stromych, technicznych sekcjach wymaga nieco więcej uwagi. Można za to wtedy w pełni docenić krótką korbę (160 mm), która sprawdza się rewelacyjnie.
Niezależnie od ustawienia, stroma pozycja i rozłożenie masy pozwalają bardzo dobrze kontrolować rower – przesuwanie środka ciężkości do przodu i do tyłu daje łatwo wyczuwalny efekt, więc podrzucenie przedniego koła na próg, a potem szybkie przeniesienie masy do przodu nie stanowi problemu. A jednocześnie przez długą bazę kół, bardzo trudno jest wytrącić Marina z równowagi.
Specjalnością Alpine Traila jest jednak podjeżdżanie z dużą mocą i z dużą prędkością. I nie mam (tylko) na myśli pałowania po szutrach! Efektywne zawieszenie wspomagane wybitną pluszowością sprężyny pozwala utrzymywać wysokie prędkości na podjazdach w bardzo naturalny sposób, niezależnie od nawierzchni – dopiero na szczycie zaczynasz się zastanawiać, gdzie się wszyscy podziali.
Zjazdy
Niektóre rowery świetnie ukrywają swoją masę. Alpine Trail E2 do nich nie należy. Potężna masa w ewidentny sposób definiuje tu wrażenia z jazdy… na dobre i na złe.
Na złe, bo próbując jechać aktywnie, skocznie i podrywając rower na nierównościach terenu, miałem chwilami obawy, że dłonie wypadną mi z nadgarstków. Można ratować sytuację geometrią „High” (tak zacząłem test, bo nowoczesne elektryki zwykle lepiej wypadają w tym ustawieniu) i mniej stłumionymi ustawieniami zawieszenia (damper ma zaskakująco szybkie zaworowanie tłumienia). Da się w ten sposób wykrzesać z Alpine Traila nieco energii na łatwiejszych, płynniejszych odcinkach. Dużą różnicę zrobiłaby też kuracja odchudzająca lżejszymi kołami i oponami bez wkładek.
Ale prawdę mówiąc, chyba nie ma sensu walczyć z wiatrakami. Lepiej przyjąć taktykę „embrace the dark side”: przestawić flip-chipa na Low, zejść poniżej 1 bara w oponach (Cush Core robi robotę!) i wykorzystać pluszowość zawieszenia w połączeniu z mocą silnika do atakowania tras bardziej w stylu Taddy’ego Błażusiaka, niż Brandona Semenuka. Bo w takich ustawieniach Alpine Trail E zachowuje się trochę jak motocykl, ze wszystkimi tego wadami – ale też zaletami.
W zakrętach prowadzi się wybitnie płynnie i miękko, przy odrobinie techniki i siły pozwala bardzo pewnie wybierać linie i trzymać się na nich, niezależnie od tego, po jakim dziadostwie prowadzą. Wytrącenie Marina z równowagi przez jakiś zagubiony kamień czy korzeń jest bardzo trudne. Trochę gorzej, jeśli linię wybierzesz źle – szybkie korekty wymagają już zdecydowanie więcej techniki i siły. W sytuacjach podbramkowych można jednak ratować się „planem B”, tj. zamknąć oczy i jechać na wprost – zawsze działa (a przynajmniej u mnie działało – nie wysyłajcie pozwów)!
Nowością w Marinie jest też to, że przy takich atakach berserkera nie trzeba uważać na hamowanie – czterozawiasowe zawieszenie pozostaje w pełni aktywne. W połączeniu z tylnym kołem 27.5″ i miękkością sprężyny, trakcja na stromych zjazdach pozwala poczuć się pewnie, mimo ciągnącego w dół balastu.
Przestawienie się na inny styl jazdy zajęło mi trochę czasu, ale kiedy już przyzwyczaiłem się do jego możliwości, Alpine Trail regularnie inspirował mnie do atakowania miejsc, w których normalnie raczej przeprowadziłbym rower – i nie mam na myśli tylko trudnych, stromych zjazdów, ale też techniczne przeprawy na naturalnych górskich szlakach. Poczucie niezniszczalności, jakie daje połączenie masy, osprzętu i hardkorowej geometrii, może się podobać!
Marin Alpine Trail E2 – werdykt
W niektórych rowerach zakochuję się od pierwszego wejrzenia, a ewentualne wady wyławiam dopiero pod koniec testu. Z Marinem było odwrotnie: pierwsze wrażenie było fatalne, wywołane potężną masą i błędem projektowym ograniczającym zakres wysokości siodła. Dopiero po kilku tripach i dopracowaniu ustawień, Alpine Trail E2 rozwinął skrzydła i dał mi frajdę z jazdy.
Jasne, jego dwie główne wady nie zniknęły i dalej jest to rower głównie dla dużych, agresywnie jeżdżących riderów ze skillem, siłą i masą potrzebną do wyciągnięcia z niego maksimum prędkości (i prawidłowego ustawienia siodła…). Jeżdżąc na nim delikatnie, będziesz czuł się jak pasażer. Osobom drobniejszym i preferującym bardziej finezyjny styl jazdy, sugeruję poszukać lżejszego sprzętu.
Z drugiej strony, nie każdy elektryk musi udawać zwykły rower. Wrażenia z jazdy, ba nawet technika jazdy, są tu po prostu inne. A przy tym bardzo spójne i konsekwentnie. Dla kogoś, kto lubi atakowanie tras metodą „na bombowca” i w dodatku rzadko schodzi z maksymalnego wspomagania, jazda na Alpine Trailu może być bardzo satysfakcjonująca.
Walety:
- „motocyklowe” prowadzenie ma swój urok;
- progresywna geometria + użyteczne regulacje;
- przecinak na podjazdach;
- wysokiej klasy osprzęt w sensownej cenie;
- Cush Core w standardzie;
Zady:
- potężna masa dominuje wrażenia z jazdy;
- rozmiar M (dla osób 170-180 cm) użyteczny dopiero po wymianie sztycy;
- dopracowanie detali wciąż o krok za konkurencją.
Marin Alpine Trail E2 Bosch 2025
Dostępne rozmiary: M-XL
Masa: 28,1 kg (rozmiar M, z pedałami, na mleku + CushCore)
Cena: 27 000 zł
Strona producenta
Bonus: Alternatywy w ofercie Marina
Marin Alpine Trail E1 Bosch
Zastanawiając się nad zakupem nowego Alpine Traila na Boschu, trudno uniknąć porównania testowanego roweru do tańszej specyfikacji E1 za 23 tys. zł. Zwłaszcza, że na pierwszy rzut oka wygląda bardzo sensownie: rama, silnik i akumulator (750 Wh) są oczywiście identyczne, a zawieszenie Marzocchi (Z1 + CR Coil) to solidna średnia półka, która pod ciężarem elektryka powinna działać wzorowo. Hamulce to w dalszym ciągu 4-tłoczkowe TRP (choć tańszy model) z dużymi i grubymi tarczami, a oszczędności najbardziej widać w napędzie. 10-rzędowy Shimano CUES może być jednak niezłą opcją – kaseta o zakresie 11-48T z technologią Linkglide powinna wytrzymać w elektryku więcej, niż droższe grupy 12-rzędowe, w których priorytetem jest lekkość i szybkość działania, a części nie kosztują majątku. Strach tylko pomyśleć, jak ten tańszy osprzęt przekłada się na masę…
Marin Rift Zone E2
Elektryczny Rift Zone to taka trochę szara myszka w ofercie Marina – rower, którego nikt nie bierze na poważnie, głównie przez skromny skok (140/140 mm). Ale do górskich eksploracji i dynamicznej jazdy po flowtrailach, jest to wybór znacznie lepszy od testowanego Alpine Traila (i o dwa tysiaki tańszy). Zwłaszcza, że nowoczesna geometria (kąty 65/77°), koła 2×29″ i solidny osprzęt (m.in. zawieszenie klasy Performance Elite) zapewniają mu okienko zastosowań znacznie szersze, niż wynikałoby z umiarkowanego skoku. Mniej hardkorowy charakter uzupełnia silnik Shimano EP801 (wymagający od ridera więcej, niż Bosch), a akumulator 630 Wh pozwala zbić masę do bardziej akceptowalnych okolic 24 kg. Szkoda, że Rift Zone nie przeszedł jeszcze na czterozawiasowe zawieszenie – jego kolejna generacja może być killerem.
Zobacz też:
- Test: Marin Rift Zone 2 29″ 2023
- Top 10+ 2024: E-bike enduro / trail od 15000 do 30000 zł
- Systemy zawieszenia cz. 2: który jest najlepszy?
Powoli odnajduje radość z innego Marina ale ten wygląda jak jakiś kombajn przerobiony na rower… Wymaże tą premierę z pamięci i skupie się na zwykłym Alpine Trail :)
Czemu obrażasz 435mm chainstaya nazywając go absurdalnym? A Ibis Ripmo i HD6 to co?!
Obraża taką długość w elektrykach. Dla analogów to normalne wartości
Tak – głównie chodzi mi o elektryki.
Choć w analogach też nie popieram takiej krótkości w większych rozmiarach.
Ta 3 różnica w stosunku do poprzedniej wersji to tak nie bardzo – tylko mullety były z ep8. A poza tym to wygląda strasznie i waży jeszcze więcej, więc no way aby to był mój next bike (a taką miałem nadzieję)
brzyyyyydki :P
A rower?
Rower też ;)
Rysy twarzy oraz herstajl przypomina główną postać tych wydarzeń na na wzgórzu Golgota ! Przypadek ?
Rysy twarzy rowerzysty oczywiście.
Jak zobaczyłem masę tego roweru, to…mocno mnie to zaskoczyło :D
Myślałem, że mój Strive:ON to waga ciężka (24,5kg), ale tutaj Marin chyba lekko przesadził.Generalnie pełnotłuste elektryki są ok, gdy jadą – przenoszenie ich lub pchanie pod górę to zawsze koszmar.
Takie tam gadanie. Zalezy ile wazysz. Ja wole ciezszy rower zeby mi sie nie rozsypal za chwile.
Gdyby przyjąć założenie, że im cięższy, tym porządniejszy (wg mnie błędne), to najlepiej byłoby skakać czołgiem.
Skoro jednak są na rynku „pełnotłuste” elektryki ważące 22kg, na których można robić co tylko się chce, to co uzasadnia masę 28kg?
Wiecej materialu to wiecej wytrzymalosci.
22 kg przy Boschu CX z 750 Wh i na aluminiowej ramie? Nie żartuj. A bardzo dużo osób chce mieć właśnie taki system wspomagania.
>25 kg to normalna masa przy tym układzie. Więc Marin ma 2-3 kg nadwagi, które w pewnym stopniu (choć nie w całości) tłumaczy sprężyna, zjazdowe opony i CushCore.
Nie chodziło mi dokładnie o to, że musi mieć system Boscha i alu ramę – raczej porównuję do rynku i najlepszych rozwiązań.
Np Spec Turbo Levo Carbon (aku 700Wh) będzie ważył niecałe 23kg, a przecież to nie jest jeszcze absolutny top.
Swoją drogą cieszę się, że sam mam karbonową ramę i nie muszę oglądać takich „pancernych” spawów jak choćby w tym Marinie.
No to „trochę” jednak naginasz rzeczywistość. Najpierw napisałeś o 22 kg, teraz już 23 kg, w dodatku o rowerze, który według producenta waży bliżej 24 kg (chyba, że umiesz jeździć bez pedałów, to wtedy od masy Marina też możesz je odjąć) :)
https://www.specialized.com/pl/pl/turbo-levo-carbon/p/220877?color=362014-220877
Nie twierdzę, że nie da się kupić lżejszego roweru o podobnych możliwościach i w podobnej cenie, ale akurat przykład najtańszego karbonowego Levo na bazowym zawieszeniu RS-a jest totalnie odklejony.
Napisałem Levo Carbon, sprawdzałem specyfikację Comp Carbon :D Tam już jest poniżej 23 kg – z pedałami będzie trochę ponad.
Oczywiście, Marin jest sporo tańszy (27 tys wg producenta), ale w niemieckich markach wysyłkowych znajdziesz rowery na systemie Boscha (750Wh) z 4kg lżejsze i również jeszcze tańsze (sam wyrwałem na promce nowy rower o podobnej specyfikacji z karbonową ramą za 20 tys).
Nie chodzi mi o to, że Marin odwalił jakąś kaszanę, ale 28 kg to już naprawdę waga bardzo ciężka i da sie znacznie lżej, nawet na ramie alu – Comp Alloy waży niewiele ponad 24 kg z pedałami.
A dwie wkładki Cushcore to łącznie ile – pół kilo?
Spojrzałem sobie na konkurencję od niemieckich marek wysyłkowych w zbliżonej cenie (oczywiście katalogowej, żeby porównanie miało jakikolwiek sens; wagi z pedałami 400g):
(optymistycznie zakładając, że wagi katalogowe = realne)
Więc, tak, oczywiście że Marin to waga ciężka i da się sporo lżej, akceptując ryzyko zakupu wysyłkowego. Ale ponownie, nie o 4 kg, tak jak piszesz, zwłaszcza jeśli weźmiesz poprawkę na sprężynę i CushCore (razem +1 kg).
Daliby ta baterje nizej, a przy mostku port ladowania. Nie trzeba by sie klaniac przy kazdym ladowaniu, mniej syfu w porcie, nizszy srodek ciezkosci. Rozumiem ze pewnie bateria ma porty z jednej strony i jakis kabel by musial wleciec, ale poza tym to byloby zwyciestwo.
Czy tylko mnie się tak wydaje czy rzeczywiście Shimano traci rynek pełnotłustych elektryków? Większość nowych wypustów jest Boschu lub nowym napędzie Srama czyli Brose.
Właśnie zmieniam rower z Shimano steps e8000. Szukając czegoś nowego miałem okazję przejechać się na elektryku z Boschem CX ale tez Shimano EP8. Kultura pracy Boscha i wydajność energetyczna (ok 30% lepiej względem e8000) spowodowaly, że szukałem tylko po modelach z Boschem. Nie wiem jak inni, ale dla mnie Shimano aktualnie nie umywa się do Boscha.
Przyjrzyj się ofercie firmy Pole. Model Voima albo Sonni. Ich rowey, według mnie, to dzieła sztuki (na żywo robią oszałamiające wrażenie) Są bardzo przemyślane pod względem własciwości jezdnych oraz serwisu. Wykonują je w Finlandii w całości z aluminium lotniczego metodą CNC. Wszystkie są na Bosch’u, w przyszłości dojdzie Pinion.
Mam nadzieję że Michał będzie tak uprzejmy i przetestuje te elektryki.
Wyspecyfikowałem już jeden dla siebie. 12000€.
Przy okazji są też na krawędzi i szukają inwestora, więc raczej ostrożnie:)
Skąd masz te niusy?
Tak czy inaczej ich oferta skierowana jest do tych co lubią szastać pieniędzmi więc nie zdziwiłbym się że to prawda.
Mimo tego wchodził bym w to bo i tak komponenty napędowe i trakcyjne pochodzą od tych najmożniejszych.
Ze źródła: https://www.youtube.com/watch?v=COqr3TXtW40
Tak. Znalazłem właśnie. Jestem zdruzgotany.
Jednak masz rację Maciek. Pole ogłosił bankructwo.
Bugatti też wcale nie wychodziło na plus mimo horrendalnej ceny patrząc analogicznie na Pole. Miałem kiedyś nadzieję na ich maszynę ale ten budżet….
A co do Marina to masa – masssaaaakraaa jak to wytaszczyć z piwnicy??