Jak może wiesz, byłem jednym z prelegentów* występujących podczas II Podhalańskich Cyklo Warsztatów. Idea była taka, żeby przekazać uczestnikom łyk teoretycznej wiedzy, która mogłaby się przełożyć na radość na szlaku. A ta zaczyna się już na etapie wybierania idealnego roweru, co było tematem mojego mini-wykładu. W końcu kto lepiej się zna na teoretyzowaniu o sprzęcie, niż ja? ;)
Moja prezentacja była skondensowanym podsumowaniem informacji i opinii, wokół których kręci się ten blog. Pomyślałem więc, że może ona zainteresować też kogoś z nie-uczestników II PCW (shame on you!). Więc oto i ona.
Pod slajdami znajdziesz mniej więcej to, co mówiłem. A częściej – to co chciałem powiedzieć (więc jeśli widziałeś live, i tak możesz rzucić okiem).
* jak na opowiadanie o rowerach, brzmi dość poważnie… Ale zostańmy przy tym.
Jako autor bloga traktującego głównie o sprzęcie do MTB, hobbystycznie zajmuję się doradzaniem innym riderom, jaki mają sobie kupić rower. A tak naprawdę, zazwyczaj staram się ich przekonywać, żeby kupili taki, jaki im się podoba…
Ogólnie jednak nie jest to aż takie proste – przez zmiany, jakie nawiedziły kolarstwo górskie.
Kiedyś Hans Rey w ciągu jednego weekendu, na jednym rowerze (!) z powodzeniem startował w zawodach XC, DH i w trialu. Kupowało się więc po prostu rower MTB.
Wraz ze wzrostem oczekiwań pojawiła się coraz większa specjalizacja. Dziś typów rowerów MTB jest tak dużo, że nie da się ich nawet wszystkich wymienić.
Ten wybór wbrew pozorom nie jest (tylko) efektem marketingu, ale przede wszystkim odpowiedzią na zmiany w tym, jak i gdzie jeździmy.
- Zmieniły się trasy: dziś mało kto jeszcze jeździ po rąbankach, vertach i agrafkach, a coraz więcej powstaje singli czy „tras enduro” łączących flow z naturalną nawierzchnią i elementami rodem z bikeparków.
- Zmieniła się też technika jazdy, a zwłaszcza pozycja na rowerze – nie wisimy już dupą za siodłem na byle zjeździe (a w każdym razie, nie powinniśmy!).
- Pojawiły się nowinki sprzętowe, które mocno ułatwiły jazdę: sztyce regulowane, dobre hamulce, opony bezdętkowe…
Przede wszystkim jednak zmieniło się nasze nastawienie – dziś hardcore i racing nie są już na topie. Liczy się przede wszystkim fun, eksploracja i powrót do korzeni.
Rozwój sprzętu za tym podąża. Na rynku namnożyło się coraz więcej, coraz lepszych rowerów, przez co coraz trudniej jest wybrać coś dla siebie.
Pojawiły się takie opcje, jak nowe rozmiary kół, różne warianty szerokości opon (27+, 29+ a już niedługo 26+), geometria progresywna z krótkimi mostkami i coraz lepiej działające zawieszenie. Dzięki temu, nie potrzeba już ponad 160 mm skoku do ambitnej jazdy po górach.
Ile potrzeba? Nie ma sensu się nad tym zastanawiać, bo nie kupujesz systemu zawieszenia, nie kupujesz geometrii, ani nie kupujesz rozmiaru koła. Kupujesz kompletny rower – idealnie zgrany pod kątem danego przeznaczenia system, który ma zadbać o uniesioną pozycję kącików Twoich ust.
Wszystko to spowodowało, że „wybór domyślny” dla ambitnych górali – czyli „klasyczny” rower enduro – przestał być wyborem jedynym.
Jeden rower do wszystkiego nadal istnieje, ale dla każdego może on być inny. Dla niezdecydowanych pojawiła się nowa generacja rowerów ze skokiem i geometrią regulowanymi w czasie jazdy, które łączą w sobie różne zastosowania.
Odrodzenie przeżywają ścieżkowce o mniejszym skoku, ale wykorzystujące wszystkie nowinki, jak nowe rozmiary kół czy progresywną geometrię.
Dzięki kołom „plus” do świata żywych wróciły też hardtaile, które swoimi możliwościami zahaczają teraz o terytorium fulli.
Krok dalej w tej kategorii są faty, które obiektywnie wydają się bez sensu, ale mają taką siłę przyciągania i dają taki fun z jazdy, że niektórzy nie chcą się z nimi rozstawać przez cały rok.
Kontrowersyjną, ale coraz bardziej dostępną opcją są też rowery wspomagane elektrycznie, które „wyrównują szanse” i pozwalają np. pracownikom uwięzionym w korpo obrócić Twistera 3 razy w ciągu godziny, bez poświęcania czasu na trening.
Przytaczam akurat te grupy rowerów dlatego, że w ostatnim czasie miałem okazję przetestować prawie każdą nich. Doprowadziło mnie to do niepokojącego wniosku: nie można kupić szybkości (szok!).
To znaczy, można, ale w ograniczonym stopniu – o Twojej sprawności na szlaku gdzieś tak w 20% decyduje sprzęt, reszta to Twoje umiejętności i oczekiwania.
Chodzi o to, że jeśli masz jakiś podstawowy ogar w kwestii skilla, na pewno nie trafisz na sytuację, że jakąś przeszkodę (ściankę, trawers, dropa…) pokonasz na rowerze enduro, a np. nie dasz rady na fatbike’u czy ścieżkowcu z mniejszym skokiem.
Oczywiście, jeśli Twoje oczekiwania są takie, żeby pokonać trasę jak najszybciej – prawdopodobnie i tak najlepszy będzie dla Ciebie klasyczny, racingowy endurak. Jeśli jednak w jeździe cenisz sobie co innego, warto rzucić okiem na inne – mniej oczywiste – opcje.
Pamiętając więc, że przy danych umiejętnościach i nastawieniu, jesteś w stanie pokonać dany szlak na dowolnym rowerze, pozostaje kwestia tego, jaki typ wybrać.
Oczywisty wybór to rower zoptymalizowany do tego, co lubisz najbardziej. Wyobraź sobie na przykład typa, który uwielbia zjazdy, ma srogiego skilla, ale taką sobie kondycję – podjazdy traktuje wyłącznie jako środek do celu. To oczywiste, że powinien kupić enduro, superenduro czy nawet lekką freeride’ówkę, prawda?
Może i tak. Drugą opcją jest jednak zakup roweru, który wzmocni jego słabości, czyli np. lekkiego trailbike’a na kołach 29″, który znacznie ułatwi mu dotarcie do ulubionych tras, a przy odpowiednim skillu, na zjazdach też świetnie sobie poradzi.
Która droga jest lepsza? Tego nie wiem. Warto jednak się nad tym chwilę zastanowić – a najlepiej przetestować.
No dobra, zakładam że wiesz już mniej więcej jaki typ roweru chcesz kupić, może nawet znalazłeś podobający Ci się model. Pytanie, czy warto dopłacać do jak najlepszej specyfikacji? Czy rower może być za drogi?
Kiedyś panowało przekonanie, że lepiej kupić najdroższy rower, na jaki można sobie pozwolić. Bo będzie jeździł lepiej, a przynajmniej zaoszczędzi się na późniejszych upgrade’ach. Ja jednak nie do końca się z tym zgadzam. Wydając cały budżet (i jeszcze trochę) na zakup roweru może się okazać, że zabraknie Ci kasy na:
- serwis – utrzymanie wysokiej klasy fulla kosztuje. Osoby wydające np. 20 patoli na rower, później są zdziwione, że po sezonie muszą wyłożyć kolejne dwa na serwis zawieszenia, sztycy czy nową 11-rzędową kasetę i opony.
- części zamienne – szprychę do standardowych kół kupisz w każdym sklepie rowerowym za 2 zł. Za szprychę do wypasionych kół systemowych dasz 10 razy tyle i przy dobrym wietrze uda się ją ściągnąć od dystrybutora w przeciągu tygodnia.
- wyjazdy – zbyt często słyszę, że ktoś nie ma kasy na wakacje w Alpach albo na wpisowe na zawody, bo właśnie kupił nowy damper albo przerzutkę. Bez komentarza. Jeśli z powodu zakupów rowerowych musiałeś odpuścić choćby jeden dzień jazdy – wydajesz za dużo!
- kolejny rower – w myśl zasady, że N+1 jest wzorem na liczbę potrzebnych rowerów, gdzie N jest liczbą posiadanych rowerów. Czasem lepiej kupić niższej klasy „rower główny” i zostawić sobie w budżecie miejsce np. na szosówkę czy hardtaila do jazdy po bułki.
Do tego dochodzą nieco bardziej płynne kwestie siedzące w głowie:
- eksploatacja drogiego roweru jest trudniejsza, niż taniego roweru. Wie to każdy, kto próbował ustawić damper Cane Creeka lub zniszczył sobie carbonową kierownicę za 5 stówek przez brak klucza dynamometrycznego.
- kupując zwłaszcza swój pierwszy rower MTB niekoniecznie musisz znać swoje oczekiwania. Co, jak wydasz 20 tysi na wymarzone enduro na XTR-rze, a po miesiącu okaże się, że do Twojej jazdy dużo lepiej pasuje trailbike na kołach 29″, i w dodatku wolisz pracę napędów SRAM-a?
- nie wiem jak Wy, ale ja boję się na swoim rowerze enduro jeździć po katowickich lasach – już raz zostałem zrzucony ze sprzętu przez panów w sportowym ubiorze. Nie wspominając np. o strachu przed uszkodzeniem carbonowej ramy przez bagażnik samochodowy czy innych tego typu bzdurach.
- panuje przeświadczenie, że jak ktoś ma zajebisty rower, musi zajebiście jeździć. „Jak to, najnowsze Foxy, a takiej hopy nie skoczysz?!” – czasem lepiej oszczędzić sobie tego typu komentarzy, zwłaszcza jeśli dopiero stawiasz pierwsze kroki.
Kupieniu za drogiego, za taniego, albo po prostu niedopasowanego roweru, najlepiej zapobiega odpowiednia perspektywa podczas podejmowania decyzji.
Jest to perspektywa siodełka.
To na szlaku najlepiej wiesz, co w posiadanym (lub pożyczonym do testownia) rowerze Cię wkurza, co Ci się podoba, co chciałbyś zmienić i w jakim kierunku pójść z nowym sprzętem. Podejmując decyzję siedząc na tyłku przed monitorem, widzisz głównie tabelki, reklamy i uśrednienia.
To w czasie jazdy wybierzesz rower najlepiej dopasowany DO CIEBIE.
No dobra, wiesz już jaki rower i za ile, pojawia się ostateczna przeszkoda przed zakupem. Szerzej temat opisałem w poradniku o wybieraniu rozmiaru, tu znajdziesz najważniejszą wiedzę w pigułce.
Bezdyskusyjnie najlepszą metodą dobierania rozmiaru są testy. Okazji do pojeżdżenia na cudzych rowerach jest w Polsce coraz więcej i nawet jeśli nie uda Ci się trafić na swój upatrzony model, zawsze możesz pojeździć na podobnym i z tak zdobytym doświadczeniem usiąść do kompa i porównać cyferki.
Które konkretnie cyferki? Najwięcej o rozmiarze roweru mówi odległość od suportu do kierownicy. Problem w tym, że jeszcze nigdy żaden producent tego wymiaru nie podał, a w dodatku jest on uzależniony od ustawień kokpitu. Więc jedziemy dalej…
Bardzo dobrym wymiarem jest też długość dolnej rury – tą przynajmniej bardzo łatwo zmierzyć i porównać. No tak, tylko co jeśli nie masz możliwości zmierzenia, bo np. kupujesz rower wysyłkowo?
Jedyne zbliżone wymiary, jakie producenci podają w swoich tabelkach, to reach i stack. Każdy osobno niesie ograniczoną informację, ale jeśli je połączyć, robi się ciekawie – zbliżamy się bardzo do idealnego wymiaru pokazanego na poprzednim slajdzie. Żeby je połączyć, przyda się oczywiście pomoc Pitagorasa!
Jeśli jednak tak skomplikowane operacje matematyczne przerastają Twój poziom zaangażowania, możesz na wstępnym etapie wybierania rozmiaru zdać się na tabelkę. Ale nie na byle jaką tabelkę! Na moją tabelkę! :)
Jest ona owocem długiego ślęczenia nad wymiarami ram producentów kojarzonych z nowoczesną geometrią (Canyon, Mondraker, Giant, Santa Cruz, Whyte, Mojo…). Okazało się, że można w nich znaleźć wspólny mianownik, jakim jest ta właśnie uproszczona rozpiska.
Tabelka jednak „podpowiada” geometrię dość progresywną, czyt. „długą”. Korzystając z niej, prawdopodobnie trafisz na rozmiar ramy większy, niż się spodziewałeś. Musisz więc bardzo uważać na ograniczenie, jakim jest długość rury podsiodłowej.
Przy zbyt wysokiej ramie może się okazać, że nie będziesz w stanie odpowiednio głęboko wsunąć sztycy regulowanej. Na obrazku widać taką sytuację – Reverb jest maksymalnie wsunięty, więc jeśli wysokość siodła (czerwona strzałka) jest dla Ciebie dalej zbyt duża, musisz poszukać sobie innego roweru…
Dotyczy to zwłaszcza osób o wzroście wypadającym na granicy rozmiarów.
Jak więc to sprawdzić bez przymiarki? Twoją potrzebną wysokość siodła (pomarańczowa strzałka) możesz wyliczyć mnożąc przekrok (długość nogi na stojąco, bez butów) przez 0,883. Na wszelki wypadek odejmij 1-2 cm, zwłaszcza jeśli jeździsz na platformach.
Z kolei minimalną wysokość siodła w danej ramie uzyskasz sumując długość rury podsiodłowej (z tabelki producenta), długość sztycy (zwykle ok. 195 mm) i „długość” siodełka (40-50 mm). Jeśli wyjdzie mniej, niż Twoja oczekiwana wysokość, wyregulujesz ją wysunięciem sztycy. Jeśli wyjdzie więcej – patrz poprzedni slajd…
Podsumowując, wybierając rower warto testować nowinki i ekstrema, bo może się okazać, że niekoniecznie oczywisty rower może idealnie pasować do CIEBIE. Ostatecznie i tak dużo więcej zależy od Twoich umiejętności i oczekiwań, więc możesz kupić rower, który idealnie uzupełni Twoje mocne strony… lub wręcz przeciwnie – wspomoże słabości. A w każdym razie: śmiało możesz kupić taki, jak Ci się podoba.
Pamiętaj tylko, żeby decyzje zawsze warto podejmować na szlaku, a nie przed komputerem. A potem kupić rower, na który Cię stać bez wydawania całego 500+ i… w największym rozmiarze, jak to możliwe.
Tak właśnie wyglądała moja prezentacja na II Podhalańskich Cyklo Warsztatach. Nie była może zbyt szczegółowa, ale bardziej chciałem się skupić na zachęceniu do ściągnięcia klapek z oczu i nieco bardziej przychylnego spojrzenia na wszystkie nowinki, jakie zalewają rynek.
Oczywiście te wszystkie nowości nie powodują, że Twój rower w jakiś magiczny sposób stał się gorszy i natychmiast trzeba go wymienić. Ale jeśli akurat w tym czy przyszłym roku planowałeś sprawić sobie nową zabawkę, czemu nie skorzystać z wyboru, który obecnie jest większy, niż kiedykolwiek?
Więcej o Cyklo Warsztatach znajdziesz w mojej relacji.
Jeśli zainteresowały Cię poruszone tu kwestie, zachęcam Cię do przejrzenia artykułów z kategorii Sprzęt, gdzie wszystkie liźnięte tu tematy rozwijam dużo bardziej szczegółowo.
Kiedy i gdzie Cię napadli?
Dawne dzieje… Początki jeżdżenia.
Chyba faktycznie dawne, bo od kilku sezonów intensywnie penetrują nasze lasy, czasami jeżdżąc po ledwie przetartych ścieżkach, i akurat dresiarze to na szczęście, póki co, moje najmniejsze zmartwienie.
Dlatego ja na wszelki wypadek zawsze wożę ze sobą spory nóż (również na wypadek dzików i innego bydlęcia )
Chyba lepszy od noża jest gaz tudzież jakiś spray (osobny na dresiarza, osobny na niedźwiedzie)…
jak nie jesteś jakimś komando fokiem z delta force albo innym chuckiem norrisem, to wkurzonego dzika nożem nie zaciukasz, to silne szybkie zwierze które jak zechce to rozdupi ludzia. Ale z reguły są niegroźne ;)
Zastanów się nad tym: co zrobisz z tym nożem i jakie będą tego konsekwencje jak cie dresy albo dzik zaatakuje ? Umiesz pchnąć nożem żywą istotę, a co będzie jak dresy lepiej umieją noża używać i cie własnym nożem ciężko ranią ? Albo co będzie jak zobaczą ten nóż i się dopiero wkurzą i postanowią ci udowodnić, że się na nich noża nie wyciąga i upewnią żebyś tego naprawdę pożałował ?
Nóż to jest broń, a broń nie służy do straszenia (bo uważam, że tak myślisz pokaże im kose to się wystraszą i uciekną) tylko obrony swojego życia jak już inne metody już nie działają.
Kup sobie chłopie dla SWOJEGO bezpieczeństwa odpowiedni gaz który działa na ludzi i zwierzęta.
W 100% się zgadzam. Ten nóż fajnie mieć… ale jak się go wyjmie to już musisz go użyć… przedmówca argumenty podał już… Dzika natomiast nie ubijemy nożem raczej ;) nieproporcjonalną siłą dysponujemy my i te zwierzaki ;) Gaz za to warto mieć i czy to dzik czy rycerz ortalionu, da to troszkę czasu :D
Gdyby przeciętny 16-sto latek miał taki budżet, aby myśleć nad długością rury podsiodłowej, reach’u i wielu innych rzeczach nie męczyłbym się latając po lesie na rowerze z 2008 roku na zamałej ramie, z zepsutym tylnym heblem, złmaną szprychą, bijącym kołem, zarysowanymi latami w amorze, kierą 810mm ktora jest cholernie niewygodna ale jest szacun na dzielni i na wygiętej w cztery strony świata x7’ce której kółeczka są już dosłownie okrągłe :p Myślę, że wybieranie nowego roweru pod siebie będę mógł dopiero przeżyć za jakies 15 lat, jesli skończę studia i w ogóle dożyje tego czasu :)
Nawet dla dobrze zarabiającego 25-30-latka wydatek na rower rzędu 6-8-12 tysięcy to sporo, chyba że ktoś wie czego oczekuje, bo sporo jeździ.
No bo na co Ci hardtail za 10 tyś którym zrobisz 25km tygodniowo?
Ale full za 15 tyś do jeżdżenia po płaskich ścieżkach w lesie?
Ale warto zerknąć za używanymi rowerami, Michał mi tak doradził, kupiłem na początek Gianta Trance’a jako dobry wstęp do enduro.
Kosztował stosunkowo niedużo jak za taki sprzęt, a teraz wiem co mógłbym mieć innego i na przyszłość będę mądrzejszy.
Nie od razu Rzym zbudowano! Ja też zaczynałem od Gianta Rincona za 1500 zł. Potem to już małymi kroczkami leci. Dzięki temu jak już uzbierasz tyle kasy, żeby w miarę swobodnie wybrać sobie rower, będziesz miał taką wiedzę i doświadczenie, że niczyje porady nie będą Ci potrzebne :)
Alternatywnie, można też przepracować wakacje na wyspach i bach – enduro gotowe ;)
Wszyscy mieliśmy 16 lat (ja nawet nie tak dawno) i też katowaliśmy taki sprzęt. Szprychy, łancuchy i olej latały aż miło :P
Jednakże jak w końcu dozbierasz, dostaniesz, zarobisz czy się wymienisz na swój ukochany nowy albo prawie nowy rower to go docenisz.
Sprawny napęd, widelec który wybiera, hamulce które hamują a nie tylko blokują koła itd. potem jeszcze nauczysz się o to wszystko dbać i już w ogóle będzie super :P
aaa i za długą kierę to możesz obciąć :P
No wiem, że można obciąć ale nawet fajnie się lata na 810 :D z tym, że niestety sposobów zarabiania nieletnich jest stosunkowo mało i niedawno słyszałem że nusze miec na 16 lat, a jak przyszedłem i powiedziałem ze mam 16 to bylo nakrzekanie, że nie mam 18… :/ takie życie
Może znajdziesz inspirację: http://jakoszczedzacpieniadze.pl/wnop-011-praca-dodatkowa-poza-etatem
Ja zarabiałem na tworzeniu stron WWW i innych projektów graficznych – nikt nie pyta o wiek ;)
Po złych lasach jeździsz. W lasach na styku Katowic, Rudy i Mikołowa nie ma takich niespodzianek. :)
Fajna prezentacja, jednak taka uwaga do fragmentu o geometrii: w przypadku rowerów dla kobiet producenci zakładają, że kobiety są inne (co może i jest prawdą) ale i mają inne proporcje i jeżdżą jakoś inaczej. Przez co wybierając żonie Cuba WLS 29 ze sklepu wysyłkowego poległem na cyferkach i po prostu wybraliśmy się do SkiTeama. Tam sprzedawcy w końcu mieli jakieś zajęcie, a my po dopasowaniu rozmiaru dokonaliśmy zakupu w H&S :)
Przymiarka zawsze jest lepszym sposobem od cyferek – niezależnie od płci :)
Kobiety mają dłuższe nóżki od mężczyzn!
Swojego Snabba E1 złożyłem na spoko osprzęcie i systemie 1 x 10 (cel: łyda jak szkocki góral) zamknąłem się w 10 tysiach , choć składałem cały rok. Jest pancerny -bo ważę koszmarne 88kg . Do tego mam miejskego CUBEHyde za tysiaka i jestem przeszczęśliwym N+1 :)) Na ścieżki muszę wyjeżdżać na południe z Gdyni, ale bardzo mnie to cieszy bo zaawsze mam niedosyt i cenię sobie każdą godzinę :) Fajna prezentacja i mega wyczesany blog , który jest dla mnie kopalnią wiedzy!
fajnie przemyślane i napisane
gratulacje
Ja w przypadku rowerów notorycznie kupuje/składam takie, które na papierze wyglądają super, a w praktyce okazuje się że coś mi w nich nie pasuje :D
Fajna prezentacja :) Na szczęście tylko mnie utwierdziła w przekonaniu że składam sztywnego trailbike’a na średnim kole ;) bardzo pomógł mi też artykuł o doborze rozmiaru- okazało się, że mój ghost se1202 na którym w tym momencie pomykam jest o 2 rozmiary (tzn. jakieś 5cm) za mały i nagle stało się jasne, czemu mam problem z dociążeniem równomiernie obu kół i wciąż bolą mnie plecy ;)
Swój pierwszy „poważny rower” szukałem ROK czasu…przed tym, rok czasu gadałem ze go sobie kupię. Zarywałem noce przed monitorem na wybraniu czegoś, przewertowaniu for internetowych, i znalezieniu sklepu gdzie jeszcze był dostępny model. Skończyło się na tym że niewiele brakowało abym pozwał sklep do sądu za niewydanie towaru (błąd w cenie na stronie www) mogę powiedzieć że byłem trochę sfrustrowany .. w między czasie z ciekawości odwiedziłem sklep aby zobaczyć Gianta Trance … ze sklepu wyszedłem z rowerem :)
Złamałem wszystkie zalecenia z prezentacji… za drogi, na wyrost z do moich umiejętności, wg tabelek za duża rama, rowerem do enduro jeżdżę po asfalcie i polnych drogach :P …może wykorzystuję jego potencjał w połowie.
Dzisiaj mogę powiedzieć że hardtail 29er mógłby być lepszym wyborem… ale nie żałuje i nie zamieniłbym go:). Dlaczego(?) bo czas który bym zmarnował przed komputerem „przejeździłem” i jestem zadowolony.
Michał z ciekawości pytam. Jakiś czas temu zauważyłem, że w garażu na forumrowerowe masz Mongoose Sabrose jako urban bike :) czym wcześniej bujałeś się po mieście ? Pytam bo stoje przed dylematem Djambo jako rower do wszystkiego czy urban bike + ukulanie jakiegoś primala na kołach 27,5 cala
Wcześniej po mieście bujałem się Fordem Focusem :P
Bierz Djambo i coś za grosze na miasto.
Robienie focusem podjazdów to bajka, aczkolwiek pewnie z hopkami już gorzej :D Zamawiam Djambo :) Jak znam życie pewnie i tak temat dodatkowe roweru oleje i będę ciorał NS wszędzie – w sumie kiedyś przez pół roku za szosowe opony robiły mi Ardenty 2,4 :P
Ale rozpiska o rowerach, jak doktorat z poważnej dziedziny. hehe. Przecież to proste jak drut albo jak rower . Kto jezdzi od lat to wie co potrzebuje, a dla niekumatych to hardtail najlepszy bo tani i uczy techniki. Sztyca hydrauliczna to jest mega patent polecam.
Hej Michał! Powiedz mi jak to jest z tym największym możliwym rozmiarem? Czy rzeczywiście jeśli mieszczę się w XL (podsiodłówka) mając 185cm, będę czerpał z niej więcej frajdy niż z Lki? Rozumiem, że chodzi o zforwardgeometryzowanie rowerku, który zachowywać się będzie podobnie jak modne ostatnio Mondrakery…
P.S. Nie lubię nowomowy korporacyjnej ale ze fowardgeometryzacji jestem dumny :p
Szczerze mówiąc, trochę się to zdezaktualizowało (jak już szalejemy z trudnymi wyrazami ;)), bo producenci znacznie lepiej już ogarniają stosunek długości ramy do jej wysokości (tzn. długości rury podsiodłowej), dzięki czemu najlepiej po prostu kupić właściwy rozmiar ;) Wybór większego ma sens głównie w przypadkach, kiedy jesteś na granicy.