Dalej jak typowy polak-endurak jeździsz w krótkich spodenkach i kolorowej koszulce? „XD” jak mawiają miłośnicy diesli w BMW. Ale nie martw się, dziś porozmawiamy o tych „trendach w enduro”, które naprawdę się liczą, na przykładzie spodni TYGU Drifter i koszulki Merino. A w bonusie: test torby Sherpa, do której spodni i koszulek wejdzie bardzo dużo, niezależnie od chwilowo obowiązującej mody.
Rzeczy przetestowałem w ramach płatnej współpracy z firmą TYGU. A wstęp ma oczywiście charakter żartobliwo-ironiczny. No weź, nie obrażaj się. Na pocieszenia na końcu artykułu masz kod rabatowy.
Spodnie TYGU Drifter
Fragment, w którym tłumaczę sensowność długich spodni
Jeśli byłeś ostatnio w jakimś bikeparku (albo na YouTube), pewnie zauważyłeś, że nowa moda nakazuje użycie długich spodni, najlepiej niezbyt szerokich (żeby nie powiedzieć: obciślaków). Ja, choć w bikeparkach czuję się jak dziadek z reklamy Werther’s Original, do tego trendu ostatnio z przyjemnością dołączyłem. Bo poza freeride’owym stylem, jazda w długich spodniach (niezależnie od pogody) ma wiele zalet:
zabezpiecza nogi i ochraniacze przed błotem – po przyjściu do domu zrzucasz gacie, jersey i jesteś w zasadzie czysty, a do prania masz tylko te dwie rzeczy (sporo ochraniaczy nie lubi się z pralką, a brak syfu na piszczelach i skarpetkach bardzo zmniejsza ryzyko rozwodu przy wchodzeniu do domu po błotnej jeździe);
stabilizuje ochraniacze, zarówno przy pedałowaniu, jak i przy glebie;
chroni nogi przed podrapaniem przez krzaki i… kleszczami (śmiej się, śmiej, ale jakbyś widział moje ostatnie „eksploracje”…).
Ogólnie jest to po prostu wygodne, więc do założenia szortów motywują mnie ostatnio tylko najgorsze upały. Bo trzeba dodać, że nowoczesne długie spodnie rowerowe są całkiem przewiewne i zdecydowanie nie należy ich traktować jako odzież tylko jesienno-zimową (choć i w takich warunkach je testowałem).
No dobra, mam nadzieję, że ten długaśny wstęp zachęcił Cię do przeczytania reszty testu najnowszych spodni TYGU, modelu Drifter.
Krój i rozmiarówka
Widać, że polska marka wiąże z tym modelem duże nadzieje, bo oferuje aż 7 rozmiarów od XS (28) do XXXL (40). Nie ma oddzielnej rozmiarówki damskiej, ale myślę, że najmniejsze rozmiary mogą podejść też dziewczynom, ze względu na bardzo smukły krój (z kolei największy może w awaryjnej sytuacji posłużyć jako dwuosobowy namiot).
Nogawki są tu bardzo wąskie w stosunku do długości, zwłaszcza w łydkach. Początkowo optymistycznie zamówiłem XS, które były dobre w pasie i na długość, ale jak już udało mi się w nie wbić (co wymagało sporego rozpędu), wyglądałem w nich, jak w rajtuzach. W S-kach wyglądają tak tylko łydki, kosztem minimalnie zbyt długich nogawek.
Mimo zdecydowanie newschoolowego kroju „slim”, nie ma problemu z miejscem na ochraniacze kolan średniej grubości (sprawdzone na Troy Lee Designs Stage, Chromag Rift, IXS Flow Evo).
Pas wykonany jest z szerokiej, elastycznej taśmy uzupełnionej regulowaną klamrą. W połączeniu z dość wysokim stanem, siedzą na tyłku idealnie, również przy wygibasach, które mogłyby odsłonić „rów hydraulika”. Ta sama elastyczna taśma znalazła się na dole nogawek, co ułatwia zakładanie, jeśli nie chce Ci się rozpinać zamka (o nim za chwilę!).
Materiał
Na wszelki wypadek zacznijmy od podstaw: to nie są spodnie zimowe! Materiał jest cienki, lekki i przewiewny – zdecydowanie lepiej sprawdza się w upałach, niż przy mrozach. Jest też nieco elastyczny, co przy przylegającym kroju ma kluczowe znaczenie (nylon z 8% domieszką ukochanego przez kolarzy spandexu).
Dodatkowo na kolanach znalazł się materiał odporny na rozdarcie. Co ważne, jest on naszyty na wierzchu materiału podstawowego (a nie zamiast), dzięki czemu nie drapie kolan (jeśli zapomniałeś ochraniaczy) i ma trochę „poślizgu” przy glebie, co dodatkowo zmniejsza ryzyko rozdarcia.
Dodatkowe wzmocnienie (cienka warstwa gumy wewnątrz spodni) znalazło się też na otworach wentylacyjnych w kroku.
Materiał został też zabezpieczony ekologiczną (bez fluoru) powłoką DWR. Nie zapewnia ona wodoorporności, ale bardzo dobrze odpycha wodę (lejąc z kranu, ścieka w całości) i ułatwia utrzymanie w czystości – błoto ładnie schodzi, a spodnie szybko schną. Powłoka nie wymaga też żadnej niestandardowej dbałości przy praniu (efekt hydrofobowości oceniałem pisząc ten test, czyli po wielu wizytach w pralce). Żałuję jedynie, że zabrakło jakiegoś wodoodpornego panelu na tyłku, bo powłoka DWR nie ma szans w starciu z wodą i błotem na siodełku. Ale cóż, taka cena za dobrą wentylację – jeździłem w nich w upałach powyżej 30 stopni i dopóki mówimy o jeździe bikeparkowej lub e-bike’owej (a nie całym dniu podjeżdżania na analogu), Driftery dają radę!
Ficzursy
Najważniejszym bajerem Drifterów są boczne zamki wzdłuż nogawek ułatwiające obsługę ochraniaczy (NIE, to nie są odpinane nogawki). Na początku byłem sceptyczny, bo usztywniona przez zamek nogawka dziwnie układa się nad butami (co wynika ze wspomnianej długości, która mogłaby być mniejsza). Zmniejsza się ona jednak po naciągnięciu spodni wyżej, tak żeby luźny materiał był na wysokości kolan, co przy okazji pomaga w pedałowaniu. Ogólnie, przez ciasny krój, przy zakładaniu Drifterów trzeba poświęcić chwilę na ich odpowiednie naciągnięcie we właściwe położenie.
W założeniu, zamek na nogawce umożliwia żakładanie i ściąganie ochraniaczy bez ściągania spodni. Natomiast prawdziwym killer ficzerem jest możliwość poprawienia ich w trakcie wycieczki. Sami wiecie, że ochraniacz czasem krzywo się ułoży, albo przemieści w trakcie jazdy i po pierwszych paru kilometrach zaczyna uwierać. Szarpanie się z tym jest w długich spodniach bardzo upierdliwe – a tu wystarczy rozpiąć zamek. Dla mnie bomba!
Zamek kolosalnie ułatwia też zakładanie i ściąganie samych spodni, co przy newschoolowo rurkowatych nogawkach jest zaskakująco istotne – zdarzało mi się mierzyć spodnie, w których nie byłem w stanie przepchnąć stopy przez dolny otwór bez ryzyka jego rozerwania (tu dodatkowo pomaga wspomniany fragment elastycznego pasa na samym dole).
Dobrze zrobione są też kieszenie – tylko dwie, ale za to zapinane i wystarczająco głębokie na dużego smartfona. Ich „skarpeta” jest wykonana z elastycznego materiału, który dobrze podtrzymuje zawartość (nie ma szans, żeby np. smartfon obrócił się poziomo). Żal tylko gumowych przywieszek w kształcie gripów, którymi wyróżniały się starsze spodenki TYGU – widać, że marka ta dojrzała i trochę spoważaniała.
Trwałość
Nie ma co się rozpisywać, po ponad 2 miesiącach użytkowania i wielu praniach, spodnie wyglądają w zasadzie jak nowe (większość zdjęć zostało zrobionych bezpośrednio przed publikacją). Bez zmian działa też powłoka DWR.
TYGU Drifter – werdykt
O ile do innych produktów TYGU zwykle miałem jakieś zastrzeżenia, tak kolejne modele spodenek zawsze były rewelacyjnymi produktami. Długie Driftery kontynuują tę tradycję. Świetnie sprawdzają się w każdych – również naprawdę ciepłych – warunkach, są porządnie wykonane i wygodne, a zamek błyskawiczny z boku nogawki bardzo poprawia komfort użytkowania. Osobiście nie jestem tylko przekonany do bardzo wąskich nogawek, zwłaszcza w dolnej części, ale nie słuchajcie mnie, bo ja jestem stary – tak się teraz wygląda, tak się teraz jeździ.
Cena: 499 zł Masa: 325 g (rozmiar S) Dostępne rozmiary: XS-XXXL (28-40) Strona producenta
Koszulka TYGU Merino Jersey
Krój i rozmiarówka
Jersey Merino dostępny jest w 6 rozmiarach (XS-XXL). Rozmiarówka jest raczej normalna, a przynajmniej moja S-ka pasuje mi podobnie, jak większość innych S-ek. Krój nie jest opinający, więc osoby o sylwetce nieco odbiegającej od standardów kolarskich (czyt. bebzon) też się w niej odnajdą.
Wariant z długim rękawem dostępny jest w dwóch „kolorach” (czarny i widoczny na zdjęciach ciemnoszary). Jest też model z krótkim rękawem (jasnoszary i jedyny niedepresyjny żółty), który występuje też w kroju damskim (jasnoszary i czerwony, również 6 rozmiarów).
Cóż więcej można napisać? Niewiele, bo krój jest prosty i minimalistyczny, bez żadnych bajerów – cała koszulka jest wykonana z tego samego materiału, nie ma żadnych wszywek, szmatek itd. Tutaj całą robotę, jeśli chodzi o funkcjonalność, robi Merino.
Materiał
W zasadzie od materiału powinienem zacząć, bo w tym przypadku gra on pierwsze (oraz drugie i trzecie) skrzypce. Ba, nawet znalazł się w nazwie (thank you, Captain Obvious)! Koszulka jest wykonana w 70% z naturalnej wełny Merino, a pozostałe 30% to również bardzo ciekawy, pozyskiwany z celulozy Tencel. Daje to bardzo przyjemny, naturalny feeling, ale nie kosztem właściwości technicznych. Wręcz przeciwnie!
Główną zaletą Merino jest naturalna termoregulacja – okienko temperaturowe tego jerseya jest zdecydowanie szersze od koszulek syntetycznych. Sprawdziłem go zarówno w warunkach wczesno-wiosennych, kiedy przy szlaku leżał jeszcze śnieg, ale dało się już zrezygnować z dodatkowych warstw, ale też we wspomnianych upałach przekraczających 30 stopni. Poza komfortem na szlaku, daje to duży luz przy ubieraniu się na rower – po prostu wrzucasz Merino i wiesz, że z dużym prawdopodobieństwem będzie dobrze.
Kolejną zaletą Merino jest… nieśmierdzenie. To również, z niemałym poświęceniem, sprawdziłem w praktyce – doszedłem do 5 dni jazdy bez prania i nikt z mojego otoczenia nie umarł, ani nawet się nie wyprowadził. Nawet po takim czasie koszulka nie śmierdziała – po prostu na ostatnim z tych tripów ubłociła się już na tyle, że wypadało coś z tym zrobić. Nie jestem z tego dumny, poza testem nie miałoby to sensu i w ogóle nie próbujcie tego w domu, ale na etapówkach typu transalp (że o bikepackingu nie wspomnę), może to być decydującą zaletą.
Przejdźmy do wad. Najczęściej wymienianym minusem wełny Merino jest to, że gryzie, mimo że prawe każdy użytkownik tego materiału temu zaprzecza (zwłaszcza, jeśli mówimy o dobrej jakości nowoczesnych ciuchach z domieszkami innych materiałów). Krótko mówiąc: jersey TYGU Merino nie gryzie, nie swędzi, nie uczula. Jest miło i przyjemnie. Dużo poważniejszą wadą jest…
Trwałość
Tu niestety wszystkie moje zachwyty rozbijają się niczym Titanic o fakt, że po 3-miesięcznym teście, jersey jest w stanie nienadającym się do publicznych wystąpień… Pierwszym objawem degradacji było pomarszczenie materiału w miejscach, gdzie jest on obszyty (kołnierzyk, mankiety rękawów, dolna krawędź), później zaczęły poddawać się szwy, aż w końcu na środku brzucha pojawiła się dziura (full disclosure: o jej powstanie podejrzewam… mola, więc trudno winić producenta – ale jednak naturalny materiał to naturalny materiał). Odpadające napisy to już szczegół.
Jasne, jeździć dalej można, parametry Merino wciąż są takie jakie były, ale umówmy się – wydając ponad trzy stówy na koszulkę, trudno zaakceptować, że nie wytrzyma ona nawet sezonu w stanie nienaruszonym. Jeśli jesteś tego samego zdania, na jesień dostępna już będzie kolekcja 2025, z materiałem wzmocnionym domieszką nylonu, co powinno znacząco podnieść trwałość.
Disclaimer: jersey zawsze prałem razem z innymi ciuchami rowerowymi (30°C + płyn do odzieży sportowej). Być może pranie ręczne w łzach anioła wydłużyłoby jego trwałość, ale raczej każdy będzie po prostu wrzucał go po tripie do pralki razem ze spodniami, rękawiczkami (bez rzepów) i całą resztą. EDIT: Ale gdybyś jednak chciał zadbać o swoje Merino trochę lepiej ode mnie, dobrą poradę znajdziesz w jednym z komentarzy.
TYGU Merino Jersey – werdykt
Ach, ależ mi szkoda tego produktu! Przez niską trwałość w stosunku do ceny, nie mogę go polecić. A bardzo bym chciał, bo materiał jest rewelacyjny, a minimalistyczny krój i design idealnie pasują do tego nieco himalajskiego klimatu. Problem ma rozwiązać model 2025, który będzie wzmocniony nylonem, więc warto śledzić temat. Lub po prostu przyczaić się na dobrą promkę (o co w TYGU nietrudno) i zaakceptować fakt, że wełna nigdy nie będzie tak trwała, jak „plastik”.
Cena: 319 zł Masa: 135 g (rozmiar S) Dostępne rozmiary: XS-XXL Strona producenta
Torba TYGU Sherpa
Na osłodę produkt, w przypadku którego o trwałość zdecydowanie się nie obawiam – pewnie będę go używał do śmierci (chyba, że Wojtek z TYGU każe mi go zwrócić po teście ;)). Torba TYGU Sherpa to też produkt, którego się nie spodziewałem. Wydaje się dość niszowy (bo wiadomo, że prawdziwi bikerzy pakują się do torby z Ikei), a jednocześnie bardzo przypadł mi do gustu ze względu na dużą pojemność (55l) i rozwiązania organizacyjne dostosowane do wyjazdów rowerowych.
Najbardziej w oczy rzucają się wewnętrzne przegródki, w tym jedna duża na kask (również fullface) i jedna mięciutka na okulary (niestety nie zmieści gogli). Do tego wzdłuż przedniej ściany znalazły się kieszonki ułatwiające przechowywanie narzędzi czy innych drobiazgów, typu kable, ładowarki itd. Pedanci uwielbiający układać wszystko w zorganizowany sposób będą wniebowzięci. Z kolei miłośnicy wrzucania wszystkiego jak leci, mogą cały organizer wypiąć i korzystać z Sherpy jak z torby z Ikei normalnej torby.
Rozwiązania organizacyjne najbardziej przydają się na weekendowych wyjazdach, podczas których nie opłaca się rozpakowywać torby – przegródki bardzo ułatwiają dostęp do zawartości.
Poza przepastną komorą główną, do dyspozycji są dwie duże kieszenie boczne, w tym jedna na buty – powlekana wodoodpornym, gumowanym materiałem i wyposażona w otwór wentylacyjny.
Kolejną wielką, gumowaną i zapinaną na zamek kieszeń skrywa klapa. W założeniu jest to kieszeń na brudy, co jest całkiem sprytne, bo sam wiesz, że na wyjazdach nigdy nie ma co zrobić z zużytymi gaciami i skarpetkami. Ale dobrze też się sprawdza na większe rzeczy, typu czyste T-shirty czy bluza, na które nie ma „dedykowanego” miejsca po spakowaniu dużego kasku (można też ułożyć je na wierzchu organizera).
Przednia kieszonka jest skrojona na wymiar „podnóżka” – kawałka wodoodpornej tkaniny, na której można stanąć, przebierając się przy samochodzie. Podobnie jak w przypadku organizera, można ten element wypiąć i zostawić w domu, choć nie wiem po co, bo jest to mega przydatny bajer.
Spód torby jest powlekany wytrzymałym i wodoodpornym TPU, reszta torby to gruby materiał przypominający cordurę – pancerny i odporny na deszcz, ale do rzeki bym Sherpy nie wrzucał. Większość konkurentów stosuje śliską powłokę na całej powierzchni, ale nie mogę się zdecydować, czy jest to aż tak istotne – sam zdecyduj.
Sztywny materiał ułatwia pakowanie i korzystanie z torby, bo utrzymuje ona kształt również na pusto. Ale coś za coś – nieużywana zajmuje sporo miejsca, nie został tu przewidziany żaden sprytny sposób zwijania do bardziej kompaktowego kształtu. Przegródki zachęcają jednak do przechowywania torby „w gotowości”, czyli wstępnie spakowanej na wyjazd. Jeśli co tydzień jeździsz na rower samochodem, taka dodatkowa „szafa rowerowa” jest całkiem sprytnym rozwiązaniem.
„System nośny” jest dość podstawowy: dwa główne uchwyty „walizkowe” spinane rzepem (dość krótkie, co ułatwia noszenie np. po schodach) i regulowany pas na ramię, a do tego dwa bardzo mocne i bardzo praktycznie uchwyty po bokach, które ułatwiają pakowanie do samochodu czy przerzucanie torby na lotnisku.
Główne uchwyty można na upartego uznać za szelki i założyć torbę jak plecak, ale jest to bardzo niewygodne. Konkurencja przywiązuje do tego elementu dużo większą uwagę, oferując pełnoprawne, odpinane szelki.
Myślę, że przy tak dużej pojemności (a w efekcie: wysokiej masie po zapakowaniu do pełna) opcja przenoszenia na plecach byłaby bardzo przydatna, zwłaszcza w torbie rowerowej – zwolniłoby to to ręce do swobodnego prowadzenia roweru lub umożliwiłoby krótką dojazdówkę np. ze stacji PKP do bazy noclegowej.
Pancerność torby w połączeniu z tymi wszystkimi bajerami przekłada się na bardzo wysoką masę (ok. 2,2 kg), która może być wadą przy podróżach samolotem (większość toreb o zbliżonej pojemności waży 1,2-1,4 kg). Swoją drogą, gdybyś się zastanawiał, czy wymiary pozwalają zabrać Sherpę na pokład samolotu jako bagaż podręczny – zdecydowanie nie.
A co można do niej spakować? To zależy od długości wyjazdu. Na jednodniowy wypad do bikeparku z palcem w nosie spakujesz WSZYSTKO, włącznie z kaskiem fullface, ochraniaczami, zbroją, nerką i wszystkim, co tam jeszcze sobie wymyślisz.
A jeśli wystarczy Ci kask otwarty, bez problemu spakujesz się na 2-3 dniowy wypad weekendowy. Dłuższe wakacyjne wyjazdy mogą już wymagać zabrania kasku osobno, żeby zwolnić dużą lewą przegrodę na zapas koszulek czy spodni. Choć to już oczywiście zależy od Twoich skłonności do minimalizmu przy pakowaniu.
Ogółem, moim zdaniem Sherpa ma optymalny rozmiar. Wiem, że niektórzy wolą torby znacznie większe – 90 czy nawet ponad 100 litrów – ale moim zdaniem okolice 50-60l to górna granica dla w miarę wygodnego przenoszenia bez kółek i sensownie pasująca do większości samochodowych bagażników. A z drugiej strony, ja do tej pory korzystałem głównie z mniejszych toreb (ok. 40l) i zawsze kończyło się to noszeniem kilku pakunków (osobno kask, plecak itd.), które Sherpa połyka w całości.
TYGU Sherpa – werdykt
Siata z Ikei ma swoje zalety, ale na lotnisku wygląda się z nią średnio. Jeśli więc szukasz porządnej torby w optymalnym rozmiarze i z rozwiązaniami organizacyjnymi dostosowanymi do wypadów rowerowych, która posłuży Ci na przez wiele lat, TYGU Sherpa jest bardzo dobrą propozycją. Ale koniecznie w promocji*, bo cena wyjściowa na tle nierowerowej konkurencji (dostępnej w większej liczbie rozmiarów i z paskami plecakowymi) jest mimo wszystko przestrzelona.
Cena: 479 zł Pojemność: 55l Wymiary: 65x39x36 cm (orientacyjne) Masa: 2,2 kg Strona producenta
Obiecany kod rabatowy
*ogólnie TYGU jest jedną z tych marek, które kupuje się zawsze w promocji. Aktualnie przez całe lato działa kod „lato” na -20%.
Ja z kolei torba Sherpa jestem mocno rozczarowany. Jakoś suwaków jak i klamer do paska naramiennego jest bardzo słaba. Szczególnie suwaka na spodzie klapy. Widać oszczędności i zastosowanie maksymalnej chińszczyzny.
Organizer do środka się ciężko wpina, a jak chce się złożyć torbę to trzeba go wypiąć. Wygląda jakby to było robione na styk, bez żadnego zapasu i dlatego zatrzaski się często wypinają. Gdyby nie rzepy to byłaby kompletna lipa. W sumie to organizer bardziej przeszkadza niż pomaga.
Jak masz dużą stopę to trzeba mocno kombinować jak zmieścić buty.
Tym produktem i jego stosunkiem jakości do ceny jestem na tyle zniesmaczony, że to był ostatni produkt Tygu jaki kupiłem. Cena jak Evoca a jakość chińszczyzny. Thule, co prawda mniejsze, ale można kupić czasem za 2/3 tego.
Ja przy rozmiarze nogi 45 spokojnie mieszczę buty. Organizer akurat w moim wypadku, to super ułatwienie, bo lubię mieć wszystko poukładane. Co do zamków, to może i są „toporne”, ale działają dobrze i myślę, że będą trwałe,a chyba o to chodzi.
Mam też torby Evoc’a i ta się idealnie wpasowuje w niszę między dużą a małą.
Panie Pawle, proszę pamiętać że produkty można zwrócić np z uwagi na niską jakość wykonania. Sprzedaliśmy ok 260 toreb do teraz. Nie wiem czy to dużo ale wiem że mieliśmy dosłownie jeden zwrot (bez podania przyczyny) więc dla nas to „mały” sukces. Jeśli może Pan podzielić się większą ilością uwag/zdjęciami to chętnie naniesiemy do następnej wersji.
Do samych zwrotów też można się przyczepić. Brakuje jeszcze żebyście to załatwiali listownie. Zazwyczaj sobie czytam testy, jak coś wygląda zachęcająco to zamawiam. Potem jak się okazuje, że to jednak nie to czego się spodziewałem, to na telefon przychodzi kod do paczkomatu, przesyłkę wrzucam to do paczkomatu i kasa wraca na konto. Koniec tematu. W waszym przypadku bujam się od tygodnia z wysyłaniem meili, a teraz jeszcze walczę z drukarką i zaraz będę dymał do papierniczego po taśmę. Zamiast kilka dni temu wrzucić to do paczkomatu i zapomnieć. Mam wrażenie jak bym ten zwrot załatwiał w jakimś polskim urzędzie.
Dokładnie. Miałem tak samo.
z samym zwrotem nie ma problemu ale formalności które trzeba zrobić to przesada.
prosba do Tygu żeby coś z tym zrobili. Zwłaszcza że to marka jak sami mówią typowo internetowa. wiec czasem trzeba zamówić kilka rozmiarów i wybrać.
Wieszcz
6 miesięcy temu
Na zdjęciach masz chyba okulary Tygu. O nich też będzie jakiś wpis?
Shred to musi być udany model bo występują także jako gog okeanos. Dwie firmy nie mogą się mylić:)
swirek
6 miesięcy temu
Deca ma takie 70/30 longi i teesy za 1/3 ceny ;)
Korzystam od lat i zyja, moze teesy maja juz jakies blizny bojowe ale jak na 3, 4 lata i zakup za +- 70 cebulionow, to jestem bardziej niz happy.
Kluczem jest jednak pranko, tu nie ma wiekszej magii, welna uprana w czymkolwiek, co ja wysusza, ulega szybkiej degradacji. A wysusza ja wszystko, co jej nie natluszcza.
Dlatego warto byc prawdziwa kura domowa i zadbac o jakis plyn do welny, u mnie do swietnie sprawdza sie Wirek z lanolina zwany pieszczotliwie swirkiem. Od biedy ratowalem sie jakims lanolinowym wynalazkiem z lydla ;)
Tak ze polecam merinko prac zgodnie ze sztukooo ;))
Krzysztof Ibisz
Podziwiam cierpliwość do prania koszulki oddzielnie. Dziękuję za merytoryczne uzupełnienie :) Myślę, że wydając na koszulkę 3 stówy, trzebaby spróbować.
Mam takich 4 i jeszcze jakies 100% Brubecki ;) A jak sam wspomniales, nie sa to uzycia jednorazowe.
Piore to normalnie w pralce – welna- na 30。z reszta plastiku rowerowo sportowego, kiedy sie uzbiera.
Nie chce wchodzic w cudze buty ale skoro mamy tu taki case, moze warto pokusic sie o skromny edu edit powyzszego testu.
Dam sobie kciuka uciac, ze wiekszosc chlopow ma z praniem jak z kolorami ;))
Welna to niestety osobna kategoria a nauczka jak widac moze byc kosztowna. Potem na marce, ciazy odium chujowego produktu za miliony monet a przyczyna moze lezec zgola gdzie indziej.
Skoro mówimy o patentach… Pożyczcie od Jaśnie Pań Małżonek worek/siatkę na bieliznę do prania. Wszystko co z wełny, również tej z merynosów, nie lubi tarcia, więc jak będzie odseparowane od reszty sprzętu (zwłaszcza tego z krzywo zapiętymi rzepami), to podziękuje Wam dłuższym (współ)życiem ;)
Od siebie dodam *dwa słowa
1. pranie w workach na bieliznę to podstawa i niska temperatura (do pralki wrzucam wszystko jak leci ale merino w woreczku)
2. jeśli chodzi o degradacje merino: ciuchow z tego materiału mam cały stos – pranie za pierwszym razem zawsze jest stresujące, bez względu na dodatki „niby” wzmacniające materiał jak nylon tencel itp. Wydaje mi się, że kluczem do trwałości koszulek merino jest jakość samego surowca i tu mała reklama mam parę ciuchów z „mons royale” i każda rzecz tej marki mimo upływu czasu wygląda lepiej niż cała reszta po pierwszym praniu.
Jak się odsieje chłam, to Deca ma sporo perełek. Jak się dobrze dobierze pod swoją bryłę, to niektóre modele spodni z odpinanymi nogawkami świetnie dają rady jako ogólne do aktywności górskiej – od zimowych nart (na dodatkowym base layerze), przez wędrówki i rowery, na wspinie kończąc.
Mikołaj
6 miesięcy temu
Ciekawe jak z trwałością zamków w spodniach. Mam poprzedni model i jeden zamek zaciął się na amen po miesiącu użytkowania (musiałem wycinać kieszeń od wewnątrz żeby wyjąć telefon, a drugi się zwyczajnie wypruł. Szkoda bo przy takich wadach człowiek traci sens kupowania rzeczy z lokalnych marek szczególnie że cenowo nie stanowią dużej konkurencji dla zagranicznych firm.
Panie Mikołaju, nie wiem o które spodnie chodzi ale dlaczego Pan nie reklamował? Wymieniamy bez zająknięcia ale też, co ważne, mamy realne info o wadach i możemy pokazać je producentowi.
Trooper II. Dałem już sobie spokój, w największym rozmiarze i tak były na tyle ciasne w udach że telefon przeszkadzał w kieszeni (a chyba nie mam największych nóg), a wymieniać po to by mieć działającą kieszeń, z której nie skorzystam nie było warte zachodu.
Ja mam to samo w spodenkach Tygu Rover, trzeba wprawy aby szczelnie zamknąć. Rzepy też się szybko poddały.
Tomek
6 miesięcy temu
Od 16 lat pracuję w rowerówce i ta branża przemysłowa jest mi najbliższa jeśli chodzi o zdolność oceny tego jak produkt przechodzi przez swoje życie przedsprzedażowe. Czyli jak wygląda etap pomysłu, potem projektu, jego wykonania, testowania egzemplarzy próbnych, korekta problemów i usterek a potem wprowadzanie do sprzedaży.
Jeśli zajęło ci trzy miesiące doprowadzenie tego shirta do stanu agonalnego to znaczy że produkt nie przeszedł praktycznie żadnej realistycznej fazy testów.
Odnoszę niezmiennie wrażenie że wygląda to tak: pomysł – projekt – plik wysłany do wykonawcy w Azji – wprowadzenie do sprzedaży.
Wiele razy przekonałem się że to co ja mam w rękach na 99 procent nie było w rękach projektanta czy innej osoby po urzeczywistnieniu pliku z komputera. A od pewnego czasu mam info z pierwszej ręki pewnej firmy że, niestety, tak jest.
Otarlem sie o odziezowke – bawelna – i niestety to prawda. Proza. Malych brandow nie stac na prototypowanie i testy. Dodatkowo brak wykwalikowanych kadr na produkcji. Znalezienie kompetentnych konstruktorow graniczy z cudem. Problem jest mocno systemowy, szkolnictwo wlokiennicze zamiera. Lodz czy Bielsko Biala to byly potezne i kompletne instytucje, wypuszczajace co roku kilkuset fachowcow. Niestety po 89’ to w zasadzie umarlo.
Fajnie, ze sie komus chce, kibicuje totalnie.
Rynek i tak weryfikuje, nie myli sie ten co nic nie robi, marki dbajace o klienta maja szanse na przetrwanie i rozwoj. I tego wszystkim konsumentom zycze ;))
Co do zaorania koszuliny w 3 miesiace, stawiam orzechy, ze to nie wina koszulki a konserwacji.
Te ciuchy sa jak z muslinu a welna nie trawi niewlasciwej konserwacji. Wystarczy, ze przyslowiowa stara dorzuci pare razy do zwyklego prania, kapsulka, plyn zmiekczajacy, za duza temp. i mamy po sprawie.
Nie mam pojecia jakiej jakosci jest wspomniany produkt ale nie skazywalbym go na banicje a priori ;)
Tutaj masz rację – wełna wymaga specjalnego traktowania, specjalnego programu do prania i specjalnej chemii. Normalne pranie bardzo szybką ją „zabije”.
Jesli kupujesz merino, to musisz niestety je wyjątkowo traktować – ma specyficzne, uniklne właściwości, ale coś za coś – trzeba więcej wysiłku przy konserwacji.
Szuwarek
6 miesięcy temu
Na etykietach większości płynów do odzieży sportowej jest, żeby nie prać w nich wełny, bo są w nich enzymy.
Mike
6 miesięcy temu
No cóż… wygląd jerseya na pierwszym zdjęciu mówi wszystko o jakości tygu. I ja wiem, że to mógł być tylko „wypadek przy pracy”, tyle że nie mam zamiaru być testerem producenta, bo za takie pieniądze powinien mi zaoferować produkt przetestowany i wysokiej jakości. A co oferuje to widać na zdjęciach…
Rurek
6 miesięcy temu
Na pierwszej focie w merino wyglądasz jakbyś właśnie napisał zajebistą apkę w pythonie :D
Odnośnie długich spodni to jest bardzo podobny efekt jak na deskorolce. U mnie w jakiś sposób dodają pewności siebie i zwiększają komfort ale jest to rozwiązanie do bike parków i dla elektryków. Na analogu latem nie ma znaczenia jak bardzo przewiewne będę :)
Andy
5 miesięcy temu
Te łachy na tym drewnie już tu cały miesiąc wiszą. Chyba masz wakacje:-)
Mam 170 cm, ale rozmiar spodni bardziej zależy od obwodu w pasie – sugerowałbym się tabelą rozmiarów i ew. w razie wątpliwości zamówił dwie pary na przymiarkę.
Krzysiek
4 miesięcy temu
Torba Tygu. Fajna recenzja. Realnie zastanawiałem się nad nią dłuższy czas. Po Twoim teście myślałem, że rozwieje wszystkie swoje wątpliwości, ale jednak nie.
Nie znajduję w dalszym ciągu usprawiedliwienia dla jej ceny.
Thule RoundTrip ma tą samą pojemność 55l i rozmiary, a można ją kupić na naszym all poniżej 300zł.
Nie szedłbym w „pełnoprawne” długie spodnie wodoodporne, chyba że jeździsz nawet, jeśli od rana pada i na 100% wiesz, że będzie dalej padało. W pozostałych przypadkach będzie Cię wkurzał brak oddychalności i tyłek/nogi mokre od potu zamiast od deszczu.
Wykorzystuję pliki cookies do prawidłowego działania serwisu, aby oferować funkcje społecznościowe, analizować ruch na blogu i prowadzić działania marketingowe. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies?
Ja z kolei torba Sherpa jestem mocno rozczarowany. Jakoś suwaków jak i klamer do paska naramiennego jest bardzo słaba. Szczególnie suwaka na spodzie klapy. Widać oszczędności i zastosowanie maksymalnej chińszczyzny.
Organizer do środka się ciężko wpina, a jak chce się złożyć torbę to trzeba go wypiąć. Wygląda jakby to było robione na styk, bez żadnego zapasu i dlatego zatrzaski się często wypinają. Gdyby nie rzepy to byłaby kompletna lipa. W sumie to organizer bardziej przeszkadza niż pomaga.
Jak masz dużą stopę to trzeba mocno kombinować jak zmieścić buty.
Tym produktem i jego stosunkiem jakości do ceny jestem na tyle zniesmaczony, że to był ostatni produkt Tygu jaki kupiłem. Cena jak Evoca a jakość chińszczyzny. Thule, co prawda mniejsze, ale można kupić czasem za 2/3 tego.
Ja przy rozmiarze nogi 45 spokojnie mieszczę buty. Organizer akurat w moim wypadku, to super ułatwienie, bo lubię mieć wszystko poukładane. Co do zamków, to może i są „toporne”, ale działają dobrze i myślę, że będą trwałe,a chyba o to chodzi.
Mam też torby Evoc’a i ta się idealnie wpasowuje w niszę między dużą a małą.
Panie Pawle, proszę pamiętać że produkty można zwrócić np z uwagi na niską jakość wykonania. Sprzedaliśmy ok 260 toreb do teraz. Nie wiem czy to dużo ale wiem że mieliśmy dosłownie jeden zwrot (bez podania przyczyny) więc dla nas to „mały” sukces. Jeśli może Pan podzielić się większą ilością uwag/zdjęciami to chętnie naniesiemy do następnej wersji.
Do samych zwrotów też można się przyczepić. Brakuje jeszcze żebyście to załatwiali listownie. Zazwyczaj sobie czytam testy, jak coś wygląda zachęcająco to zamawiam. Potem jak się okazuje, że to jednak nie to czego się spodziewałem, to na telefon przychodzi kod do paczkomatu, przesyłkę wrzucam to do paczkomatu i kasa wraca na konto. Koniec tematu. W waszym przypadku bujam się od tygodnia z wysyłaniem meili, a teraz jeszcze walczę z drukarką i zaraz będę dymał do papierniczego po taśmę. Zamiast kilka dni temu wrzucić to do paczkomatu i zapomnieć. Mam wrażenie jak bym ten zwrot załatwiał w jakimś polskim urzędzie.
Dokładnie. Miałem tak samo.
z samym zwrotem nie ma problemu ale formalności które trzeba zrobić to przesada.
prosba do Tygu żeby coś z tym zrobili. Zwłaszcza że to marka jak sami mówią typowo internetowa. wiec czasem trzeba zamówić kilka rozmiarów i wybrać.
Na zdjęciach masz chyba okulary Tygu. O nich też będzie jakiś wpis?
Tak, testuję dwa modele (Flame i Shred) :)
I jak wrażenia? Sam nad Shred się zastanawiam, zwłaszcza pod kątem fotochromów.
Na razie mam mieszane uczucia, muszę jeszcze pojeździć.
Michał, jeśli to nie problem, to podaj w teście wymiary okularów. To znacznie ułatwi wybór.
Tak, zawsze podaję ;)
Shred: 150×65 mm (czyt. duże)
Flame: 155×70 mm (czyt. bardzo duże)
Jakiś update? :)
Shred to musi być udany model bo występują także jako gog okeanos. Dwie firmy nie mogą się mylić:)
Deca ma takie 70/30 longi i teesy za 1/3 ceny ;)
Korzystam od lat i zyja, moze teesy maja juz jakies blizny bojowe ale jak na 3, 4 lata i zakup za +- 70 cebulionow, to jestem bardziej niz happy.
Kluczem jest jednak pranko, tu nie ma wiekszej magii, welna uprana w czymkolwiek, co ja wysusza, ulega szybkiej degradacji. A wysusza ja wszystko, co jej nie natluszcza.
Dlatego warto byc prawdziwa kura domowa i zadbac o jakis plyn do welny, u mnie do swietnie sprawdza sie Wirek z lanolina zwany pieszczotliwie swirkiem. Od biedy ratowalem sie jakims lanolinowym wynalazkiem z lydla ;)
Tak ze polecam merinko prac zgodnie ze sztukooo ;))
Krzysztof Ibisz
Podziwiam cierpliwość do prania koszulki oddzielnie. Dziękuję za merytoryczne uzupełnienie :) Myślę, że wydając na koszulkę 3 stówy, trzebaby spróbować.
Mam takich 4 i jeszcze jakies 100% Brubecki ;) A jak sam wspomniales, nie sa to uzycia jednorazowe.
Piore to normalnie w pralce – welna- na 30。z reszta plastiku rowerowo sportowego, kiedy sie uzbiera.
Nie chce wchodzic w cudze buty ale skoro mamy tu taki case, moze warto pokusic sie o skromny edu edit powyzszego testu.
Dam sobie kciuka uciac, ze wiekszosc chlopow ma z praniem jak z kolorami ;))
Welna to niestety osobna kategoria a nauczka jak widac moze byc kosztowna. Potem na marce, ciazy odium chujowego produktu za miliony monet a przyczyna moze lezec zgola gdzie indziej.
z powazaniem
smerf madrala ;)
Skromny edit dodany ;)
Skoro mówimy o patentach… Pożyczcie od Jaśnie Pań Małżonek worek/siatkę na bieliznę do prania. Wszystko co z wełny, również tej z merynosów, nie lubi tarcia, więc jak będzie odseparowane od reszty sprzętu (zwłaszcza tego z krzywo zapiętymi rzepami), to podziękuje Wam dłuższym (współ)życiem ;)
Od siebie dodam *dwa słowa
1. pranie w workach na bieliznę to podstawa i niska temperatura (do pralki wrzucam wszystko jak leci ale merino w woreczku)
2. jeśli chodzi o degradacje merino: ciuchow z tego materiału mam cały stos – pranie za pierwszym razem zawsze jest stresujące, bez względu na dodatki „niby” wzmacniające materiał jak nylon tencel itp. Wydaje mi się, że kluczem do trwałości koszulek merino jest jakość samego surowca i tu mała reklama mam parę ciuchów z „mons royale” i każda rzecz tej marki mimo upływu czasu wygląda lepiej niż cała reszta po pierwszym praniu.
Jak się odsieje chłam, to Deca ma sporo perełek. Jak się dobrze dobierze pod swoją bryłę, to niektóre modele spodni z odpinanymi nogawkami świetnie dają rady jako ogólne do aktywności górskiej – od zimowych nart (na dodatkowym base layerze), przez wędrówki i rowery, na wspinie kończąc.
Ciekawe jak z trwałością zamków w spodniach. Mam poprzedni model i jeden zamek zaciął się na amen po miesiącu użytkowania (musiałem wycinać kieszeń od wewnątrz żeby wyjąć telefon, a drugi się zwyczajnie wypruł. Szkoda bo przy takich wadach człowiek traci sens kupowania rzeczy z lokalnych marek szczególnie że cenowo nie stanowią dużej konkurencji dla zagranicznych firm.
Panie Mikołaju, nie wiem o które spodnie chodzi ale dlaczego Pan nie reklamował? Wymieniamy bez zająknięcia ale też, co ważne, mamy realne info o wadach i możemy pokazać je producentowi.
Trooper II. Dałem już sobie spokój, w największym rozmiarze i tak były na tyle ciasne w udach że telefon przeszkadzał w kieszeni (a chyba nie mam największych nóg), a wymieniać po to by mieć działającą kieszeń, z której nie skorzystam nie było warte zachodu.
Ja mam to samo w spodenkach Tygu Rover, trzeba wprawy aby szczelnie zamknąć. Rzepy też się szybko poddały.
Od 16 lat pracuję w rowerówce i ta branża przemysłowa jest mi najbliższa jeśli chodzi o zdolność oceny tego jak produkt przechodzi przez swoje życie przedsprzedażowe. Czyli jak wygląda etap pomysłu, potem projektu, jego wykonania, testowania egzemplarzy próbnych, korekta problemów i usterek a potem wprowadzanie do sprzedaży.
Jeśli zajęło ci trzy miesiące doprowadzenie tego shirta do stanu agonalnego to znaczy że produkt nie przeszedł praktycznie żadnej realistycznej fazy testów.
Odnoszę niezmiennie wrażenie że wygląda to tak: pomysł – projekt – plik wysłany do wykonawcy w Azji – wprowadzenie do sprzedaży.
Wiele razy przekonałem się że to co ja mam w rękach na 99 procent nie było w rękach projektanta czy innej osoby po urzeczywistnieniu pliku z komputera. A od pewnego czasu mam info z pierwszej ręki pewnej firmy że, niestety, tak jest.
Otarlem sie o odziezowke – bawelna – i niestety to prawda. Proza. Malych brandow nie stac na prototypowanie i testy. Dodatkowo brak wykwalikowanych kadr na produkcji. Znalezienie kompetentnych konstruktorow graniczy z cudem. Problem jest mocno systemowy, szkolnictwo wlokiennicze zamiera. Lodz czy Bielsko Biala to byly potezne i kompletne instytucje, wypuszczajace co roku kilkuset fachowcow. Niestety po 89’ to w zasadzie umarlo.
Fajnie, ze sie komus chce, kibicuje totalnie.
Rynek i tak weryfikuje, nie myli sie ten co nic nie robi, marki dbajace o klienta maja szanse na przetrwanie i rozwoj. I tego wszystkim konsumentom zycze ;))
Co do zaorania koszuliny w 3 miesiace, stawiam orzechy, ze to nie wina koszulki a konserwacji.
Te ciuchy sa jak z muslinu a welna nie trawi niewlasciwej konserwacji. Wystarczy, ze przyslowiowa stara dorzuci pare razy do zwyklego prania, kapsulka, plyn zmiekczajacy, za duza temp. i mamy po sprawie.
Nie mam pojecia jakiej jakosci jest wspomniany produkt ale nie skazywalbym go na banicje a priori ;)
Tutaj masz rację – wełna wymaga specjalnego traktowania, specjalnego programu do prania i specjalnej chemii. Normalne pranie bardzo szybką ją „zabije”.
Jesli kupujesz merino, to musisz niestety je wyjątkowo traktować – ma specyficzne, uniklne właściwości, ale coś za coś – trzeba więcej wysiłku przy konserwacji.
Na etykietach większości płynów do odzieży sportowej jest, żeby nie prać w nich wełny, bo są w nich enzymy.
No cóż… wygląd jerseya na pierwszym zdjęciu mówi wszystko o jakości tygu. I ja wiem, że to mógł być tylko „wypadek przy pracy”, tyle że nie mam zamiaru być testerem producenta, bo za takie pieniądze powinien mi zaoferować produkt przetestowany i wysokiej jakości. A co oferuje to widać na zdjęciach…
Na pierwszej focie w merino wyglądasz jakbyś właśnie napisał zajebistą apkę w pythonie :D
Odnośnie długich spodni to jest bardzo podobny efekt jak na deskorolce. U mnie w jakiś sposób dodają pewności siebie i zwiększają komfort ale jest to rozwiązanie do bike parków i dla elektryków. Na analogu latem nie ma znaczenia jak bardzo przewiewne będę :)
Te łachy na tym drewnie już tu cały miesiąc wiszą. Chyba masz wakacje:-)
A i owszem :P
Zastanawiam się jaki rozmiar spodni przy 174cm wzrostu. Ty jaki masz wzrost jeśli można wiedzieć?
Mam 170 cm, ale rozmiar spodni bardziej zależy od obwodu w pasie – sugerowałbym się tabelą rozmiarów i ew. w razie wątpliwości zamówił dwie pary na przymiarkę.
Torba Tygu. Fajna recenzja. Realnie zastanawiałem się nad nią dłuższy czas. Po Twoim teście myślałem, że rozwieje wszystkie swoje wątpliwości, ale jednak nie.
Nie znajduję w dalszym ciągu usprawiedliwienia dla jej ceny.
Thule RoundTrip ma tą samą pojemność 55l i rozmiary, a można ją kupić na naszym all poniżej 300zł.
Tak, ja też uważam, że cena jest przestrzelona – trzeba też się czaić na promocje, jeśli już.
Hej,
może ktoś polecić spodnie tego typu ale full wodoodporne? Tak żeby można było po pełnej błota jeździe umyć się myjką ciśnieniową ;)
https://www.decathlon.pl/p/ochraniacze-spodni-na-rower-miejski-btwin-100-p-deszczowe-z-oslonami-na-buty/_/R-p-169380 ;)
Nie szedłbym w „pełnoprawne” długie spodnie wodoodporne, chyba że jeździsz nawet, jeśli od rana pada i na 100% wiesz, że będzie dalej padało. W pozostałych przypadkach będzie Cię wkurzał brak oddychalności i tyłek/nogi mokre od potu zamiast od deszczu.
Tak sądziłem, że brak oddychalnosci będzie gorszy od samego deszczu. Dzięki
No niestety, zawsze jest coś za coś – nawet najdroższa membrana wyraźnie ogranicza oddychalność.
Te zamki od nogawek nie przeszkadzają w jeździe. Albo szwy na kolanie/ochraniaczu?
Nie przeszkadzają.