Pier****j wszystko i jedź w Bieszczady, mówili. To pojechałem. I okazało się, że Bieszczady wcale nie są takie dzikie, jak mówią: tłumy na szlakach, kolejki do (drogich) knajp, a na domiar złego, zakaz jazdy na rowerze w najciekawszych miejscach… Jeśli chcesz jechać gdzie oczy poniosą i mieć szlaki tylko dla siebie, mam dla Ciebie alternatywę: niedoceniany, a leżący zaraz obok Beskid Niski.
Zrobiłem film!
Wpisuje się on w gatunek „mój pierwszy film z wakacji”, ale stanowi centralną część tej relacji/przewodnika, więc sorry, ale przed lekturą musisz obejrzeć!
Jak już się otrząśniesz, przejdź do części praktycznej:
Gdzie to jest?
Beskid Niski, leżący między Beskidem Sądeckim a Bieszczadami, oficjalnie (według Wikipedii!) nazywany jest najbardziej dzikim pasmem górskim w Polsce. Możesz go kojarzyć z zawodów Dukielska Wyrypa lub z pierwszego „poważnego” polskiego filmu o enduro: „Enduro Me” (jest to produkcja znacznie wyższych lotów od mojej, więc polecam wyszukać).
Ale to tylko skromny wycinek, bo choć Beskid Niski faktycznie jest niski, to na pewno nie jest mały – jest to najrozleglejsza część polskich Beskidów.
Jak zaplanować trasę?
My bazę mieliśmy w malutkiej osadzie Puławy Górne, której główną atrakcją jest stacja narciarska KiczeraSki (wyciąg działa też latem). Jej zaletą jest to, że leży na Głównym Szlaku Beskidzkim i… ma dobrą restaurację, co jest szczególnie istotne w górach, w których schroniska i knajpy zdarzają się rzadziej, niż optymistyczne nagłówki w gazetach.
Ale nie musisz się jakoś szczególnie przywiązywać do tej miejscówki, bo…
Istotą Beskidu Niskiego jest eksploracja i szukanie własnych tras, zaplanowanych palcem po mapie wieczorem przy piwie.
Warto przy tym skorzystać z mapy przygotowanej przez Zagłębie Ambitnej Turystyki – oczywiście z piwem najlepiej współgra wersja papierowa, ale można ją też przeglądać online w przeglądarce, jak i offline na telefonie (w aplikacji Locus Map). Skupia się ona na wschodniej części Beskidu Niskiego (na wschód od Dukli) i fajnie oddaje charakterystykę terenu, która potrafi tu zaskoczyć. Problemem na niektórych szlakach bywa błoto praktycznie uniemożliwiające jazdę (skutecznie wkleja koło w ramę i blokuje napęd), więc korzystanie z „utartych szlaków” (niekoniecznie oznakowanych!) zwiększa szansę na płynną wycieczkę.
Mapa w przeglądarce / Mapa do Locusa
Ważnym elementem mapy ZAT-u są zaznaczone na szaro trasy dostępne na rowerze. Jak to zwykle bywa, są to głównie drogi leśne/szutrowe i asfaltowe, więc pod kątem enduro jest to raczej wskazówka, gdzie nie jechać. Przynajmniej w dół, bo chętnie korzystaliśmy z nich na łącznikach i dłuższych podjazdach – więc mimo wszystko ułatwia to planowanie.
Jak wyglądały nasze wycieczki?
Dzień 1: szlak graniczny
Plan na dzień pierwszy obejmował szlak graniczny na odcinku od Kamienia do Kanasiówki, na terenie Jaśliskiego Parku Krajobrazowego. Do szlaku dotarliśmy asfaltem i szutrem (da się to zrobić ciekawiej, ale nam zależało na jak najszybszym dorwaniu się do dania głównego), a do bazy wróciliśmy Głównym Szlakiem Beskidzkim. Jak widziałeś na filmie, szlak graniczny ma zarówno nudne fragmenty doubletrackiem szeroką leśną drogą, jak i bardzo przyjemne sekcje po singlach, kamieniach i korzeniach. Ogólnie jednak jest to łagodna i przyjemna grzbietówka, idealna dla kogoś, kto w górach stawia dopiero pierwsze kroki – na takich szlakach rodzi się miłość do enduro. To spora różnica względem większości szlaków w Bieszczadach, które początkujących zjadają na śniadanie przewyższeniem, nachyleniem i błotem. Tutaj zjeść Cię może ewentualnie niedźwiedź.
Dzień 2: Główny Szlak Beskidzki i Dukla
Główny Szlak Beskidzki, na którym zakończyliśmy dzień pierwszy, to drugi ważny szlak komunikacyjny w Beskidzie Niskim (obok granicznego) – a w zasadzie pierwszy, biorąc pod uwagę, że ciągnie się od Ustronia w Beskidzie Śląskim aż do Wołosatego w Bieszczadach. Zapoznanie z jego fragmentem w stronę Dukli było planem na dzień drugi. Na rozgrzewkę podjechaliśmy obejrzeć przełom Wisłoka (dla niewtajemniczonych geograficznie: rzeka w kanionie), a potem wskoczyliśmy na GSB i skierowaliśmy się w stronę Cergowej – chyba najbardziej rowerowej góry w Beskidzie Niskim. To tutaj odbywają się zawody Dukielska Wyrypa, więc w planie mieliśmy odszukanie choć jednego odcinka specjalnego. Udało się! Tyle że pod górę… Ale cóż, od czego są e-bike’i? Ogólnie jednak dukielską część tej wycieczki dałoby się rozegrać znacznie lepiej: zjechać z Cergowej na zachód szlakiem czerwonym, wbić się na grzbiet Czerteża, a na deser jeszcze zaatakować od południa Piotrusia. Ale to już jest w zasadzie odtworzenie trasy zawodów i epicki trip sam w sobie, a nam został jeszcze powrót do bazy dzikimi ścieżkami prowadzącymi po tapecie z Windowsa.
Zaznaczam jednak, że opisane wyżej wycieczki to NIE są wybitne, reprezentacyjne trasy Beskidu Niskiego, które absolutnie musisz przejechać. Po prostu mając do dyspozycji e-bike’i, wymyśliłem sobie takie pętle. Elektryk pozwala na duży luz w planowaniu, bo 10-kilometrowy podjazd asfaltem można po prostu „przewinąć” na mocniejszym wspomaganiu. Dlatego niektóre fragmenty to po prostu swobodna jazda przed siebie, bez zastanawiania się, czy na pewno jest to opcja najlepsza z najlepszych.
Jeśli Tobie z jeżdżenia palcem po mapie wyjdzie coś zupełnie innego, prawdopodobnie będzie to równie dobry plan. A jeśli jeszcze poprosisz o radę lokalsów – na pewno znajdziesz lepsze trasy. Moim zdaniem właśnie na tym polega Beskid Niski.
Podsumowanie
Beskid Niski to taka trochę enduro-piaskownica. Nie ma tu żadnych przygotowanych singli, które jakkolwiek sugerowałyby wybór konkretnej miejscówki, są za to setki kilometrów naturalnych, dzikich szlaków. Tę dzikość naprawdę się tu czuje. Nawet drogi asfaltowe są tu puste, a szanse na spotkanie kogoś na szlaku są nieporównywalnie niższe, niż np. w Beskidzie Śląskim czy Żywieckim. Do tego stosunkowo niewielkie przewyższenia pozwalają na układanie długich tras pokrywających rozległy teren. Ba, można tu nawet zaplanować kilkudniową wyprawę w stylu transalpejskim, taką jak ta opisana przez Anię i Wojtka z 43RIDE.
Obowiązująca danego dnia definicja enduro może się różnić, ale chyba zgodzisz się, że prawdziwe, rdzenne enduro wygląda właśnie tak: ślęczenie wieczorem nad mapą w poszukiwaniu najciekawiej wyglądających zjazdów po pieszych szlakach i „dzikusach”, a potem łączenie ich w całodniowe tripy z wykorzystaniem łagodnych podjazdów.
Mamba on bike nazwała to kiedyś „enduro romantycznym” i taka definicja do Beskidu Niskiego pasuje idealnie.
Bonus: Na czym jeździliśmy?
Ha! Już myślałeś, że od tego całego dzikiego romantyzmu zapomniałem o bikepornie? Niedoczekanie!
PS. Jak Ci się podobał „mój pierwszy film z wakacji”? Jeśli masz jakieś przemyślenia na ten temat, koniecznie nie pisz o nich w komentarzu! Wolę nie wiedzieć ;)
Zobacz też:
- Test: KTM Macina Kapoho Prestige 2021
- Miejsca: Trójmiejskie enduro z EasyBike.pl
- Retro-enduro – powrót na Wielką Raczę
- Najlepsze aplikacje rowerowe na smartfona (co nieco o wspomnianym wyżej Locusie)
Częstotliwość wpisów ostatnio jest oszałamiająca:)
Tak trzymać!
Tak, mam nadzieję utrzymać jakiś sensowny poziom, bo już za dużo osób pyta, czemu nic nie publikuję ;P
Osobiście jako dawny mieszkaniec Beskidu Niskiego mogę jedynie zgodzić się z artykułem – cały Beskid Niski to rowerowa, romantyczna piaskownica na dodatek odpowiednia na każdy rodzaj roweru ;). Jednak warto odwiedzić nie tylko wschodni Beskid Niski lecz także ziemię gorlicką, gdzie znajdziemy bardzo szybkie i ciekawe naturalne single(ot chociażby niebieski szlak z Magury Małastowskiej do Owczar). Poza tym w Gorlicach powstał mini park do enduro na Górze Cmentarnej znany jako Gorlickie Ścieżki. Co daje Beskid Niski w porównianiu do innych pasm górskich? – spokój. Na 17 sezonów mojej jazdy po górach tylko kilka razy spotkałem w Beskidzie Niskim kogoś na szlaku – na dodatek zazwyczaj śmigam tam maksymalnie 20 km od rodzinnego domu w Gorlicach, które są nakwiększym miastem regionu.
Dzięki za rekomendację – ten obszar póki co jest dla mnie białą plamą na mapie, więc trzeba będzie się wybrać :)
Michał prima aprilis już był.
Jezeli baiki byly za free nocleg za free i pasza za pól free to rozumiem.
Jezeli obiecales zonie romantycznego tripa z plenerkiem rozumiem.
Ale jezeli to bylo na serio serio to eeeee WTF to było?
A konkretniej?
Przepraszam jezeli to zabrzmialo zbyt powaznie albo w jakis sposob Cie urazilo. Generalnie przyzwyczailes nas do raczej takich bardziej męskich postow opisujesz maszyny do ciężkiego haratania miejscowki tez raczej takie dla tych co wiedza po co rowery maja amortyzacje a tu nagle pojawia sie opis wycieczki po krzakach na rowerach ktorych zaden z czytelnikow Twojego bloga nie kupi. Moze ktos kto mieszka w tamtych okoliach ucieszy sie móc poczytac o swoich zakamarkach i ok to rozumiem ale dla 90% ludzi ktorzy czytaj 1enduro i na weekend zastanawiaja sie czy srebna czy bielsko kouty czy czarna gora miejscowka totalnie bez sensu.
Ale podkresle jeszcze raz to tylko moja baaardzo subiektywna opinia szanuje 1enduro jestem fanem i doceniam prace ktora wkladasz i może masz racje czasami trzeba napisać o czymś innym.
Wiesz, mam wrażenie że jednak lepiej znam swoich czytelników po 7 latach prowadzenia bloga ;) I zdecydowanie nie są to tylko osoby, które nie wyobrażają sobie enduro bez przygotowanych tras czy wręcz bikeparku (WTF), jak sugerujesz.
Mam też wrażenie, że wyraziłeś swoją opinię po obejrzeniu fotek z zachodem słońca, bo umknęło Ci np. że:
Kolego Macieju , polecam sprawdzić dowolną pętlę 30+ Beskidu Niskiego, może w porze deszczowej ;)
Warto mieć na uwadze o czym nie było miejsca we wpisie , iż w przypadku poważnej awarii na większości ścieżek jesteśmy totalnie zdani tylko na siebie , bez kondycji i zapasowego oświetlenia nie polecam. Dla mnie Niski to nr 1 w kraju , ale co kto lubi :)
Oczywiście: co kto lubi rozumiem intecje Michała rozumiem tak jak napisał że zna lepiej swoich czytelników i to też jest jego blog i może publikować co tylko zechce. A z drugiej strony jesteśmy my odbiorcy, którym Michal prawo do wypowiadania sie i wyrazania swoich opini. Moja opinia jest taka ze miejscowka dla rasowego enduraka jest slaba ale rozumiem to ze nie każdemu pasuje przywołana Srebna i woli coś takiego
Tak jest! :)
Pięknie! Beskid Niski sercu bliski. Wędrowałem pieszo, wspaniałe wspomnienia z samotnych wędrówek i z kursu przewodnickiego. Na rowerze nie byłem nigdy, ale widzę, że następnym razem gdy się tam wybiorę, zabiorę dwa kółka. Koniecznie ze śpiworem i hamakiem.
Michał dzięki za artykuł. Chociaż ostatnio jestem częstym użytkownikiem bike parków tak zawsze lubiałem czytać o Twoich wycieczkach- wreszcie jakaś odskocznia od typowo sprzętowych artykułów :) ja doceniam :) pozdrowienia
Miło poczytać o znajomych regionach z Twojej perspektywy. Graniczny, Cergowa i Piotruś, ech, zatęskniłem. Co do roweru, zgoda co do elektryka. Na tych szlakach „robi sens”. Za to co do Srebrnej: w ostatni weekend zaobserwowałem dwie osoby na elektrykach grzecznie stojące w kolejce do tarpana Zaduma o losie ludzkości mnie ogarnęła..
Tak z ciekawości co do elektryków – jesteś pewien że stali do kolejki a nie na przykłąd obok niej ? :D
Pytam bo słyszałem jak chłopaki ze Srebrnej wyraźnie mówili że tarpany nie wożą elektryków , na stronie też wyraźnie o tym piszą: „Tarpan i bus nie wozi rowerów elektrycznych. Prosimy to uszanować.”
Może tak być jak mówisz. Miałoby to o tyle sensu, że wyjazd na górę szutrem jest szybszy niż podjazdówką, szczególnie z silnikiem. Mogę odszczekać :-)
Otóż to – zawsze warto zapytać, zanim się kogoś oceni, jeśli już tak bardzo Cię to rusza (a widzę, że rusza, skoro zwróciłeś na to uwagę, zadumałeś się i jeszcze piszesz o tym w internecie). Też zdarzało mi się stać przy kolejce do tarpana, bo zawsze kogoś się tam spotka, a czasem po prostu do towarzystwa z resztą ekipy na analogach.
Rok temu tam pojechałem na xc z torbami bikepackingowymi. W pierwszy dzień tak się pogubiłem se namiot rozbiłem na słowackiej stronie – na pastwisku wiec rano krowy podziwiały składanie namiotu ;) A w drugi dzień wylądowałem nagle na zboczu góry i po 1h błądzeniu znalazłem się w punkcie wyjścia. W końcu dojechałem do szlaku którym nikt w tym sezonie nie szedł wiec po 100m się wycofałem z metrowej łąki xD
Ogromna ilość błota zadziałała jak papier ścierny wiecz lakieru pod torbami niewiele zostało.
Podsumowując: gorąco polecam, jeden z bardziej udanych weekendów 2021 (wyłączając Silk Road Mountain Race). Jedyne góry gdzie spotkasz dziennie 10x więcej dzikich zwierząt niż ludzi w ciągu tygodnia
Haha, piękna rekomendacja :D
Można też oczywiście rzucić okiem na mapę w telefonie i jechać tam gdzie się chce, ale trzeba przyznać, że wizja zgubienia się w trybie bikepackingowym też jest mega kusząca :)
Miałem Garmina z wbita mapa – miejscami w niczym nie pomógł bo zwyczajnie drogi na mapie nie istniały… (jechałem trasa lemkowska która nie zawsze korzysta ze szlaków) – jak widzisz ze jesteś na śladzie idąc na wskroś lasem to ten ślad gps nic nie daje :D
Cześć,
Fajne trasy na odpoczynek i przyjemną przejażdżkę :) Wrzucam do listy gdzie chce pojechać. Jak wyglądała kwestia wypożyczenia rowerów? Cena, kaucja?
Hej, o aktualne warunki najlepiej pytaj bezpośrednio w http://www.mobilnerowery.pl
Jak już tam byłeś to trzeba było odwiedzić Czarnorzeki
Moje tereny <3
Bedzie jakis rabat na wypozyczenie roweru, jesli powolam sie na 1enduro? :) Chetnie sprobowalbym elektryka :)
A nie rzucił byś śladu gps z tej wycieczki?
Kliknij na mapie w logo „Mapy.cz” żeby otworzyć w nowym oknie > Export.
Nooo maszyny przepiękne :) W zachodnim Beskidzie Niskim rozwijamy projekt Rowerowa Radocyna, bardziej pod gravele. Wpadaj.
Cześć, fajnie porównanie Bieszczad i Beskidu Niskiego (moich rodzinnych stron, 9 km do Magurskiego Parku Narodowego więc jako dziecko na wakacjach co drugi dzień XC po parku).
Mam tylko nadzieję, że gdy coraz więcej ludzi odkryje te rejony to się nie „zbieszczadyzują”.
Mam tylko tylko żal do władz Parku, że jest tak mało tras rowerowych a jazda rowerem po szlakach turystycznych jest zabroniona, na szczęście zamiast mandatu częściej panowie strażnicy spuszczają powietrze z kół.
Zjazd na Zawadkę z Piotrusia niestety na razie należy wykreślić z wszelkich planów. Od Białego Potoku, po linię najwyższego napięcia jest rozwalony w sposób nie do opisania. Żółty szlak i las wokół jest przejeżdżony ciągnikami leśnymi z koleinami głębokimi na ponad metr, tak że nawet ciężko iść na przełaj wzdłuż drogi. W połowie tego odcinka, w miejscu gdzie nienazwany potok ma źródła wyrąbano wielką polanę w lesie. Jest zawalona niezebranymi kłodami i konarami – po omacku w trawie po pas trzeba w tym labiryncie szukać przejścia suchą nogą, żeby móc szukać drogi na drugim końcu polany.