Coś czuję, że 2021 będzie rokiem testów mniej popularnych marek, które mogą sporo zyskać na problemach z dostępnością „oczywistych” rowerów. W lewym narożniku do pojedynku z nieobecnym przeciwnikiem staje elektryczny KTM Macina Kapoho Prestige. Czy będzie to wyrównana walka? (Tak)
Rower przetestowałem dzięki współpracy z polskim dystrybutorem rowerów KTM, firmą TRW Sport.
KTM Macina Kapoho Prestige – co to za rower?
Na początek musimy sobie coś wyjaśnić, bo sam przed testem nie miałem o tym pojęcia – myślałem, że rowery KTM to odłam motocyklowej części marki, a tymczasem są to całkowicie niezależne firmy, które łączy tylko logotyp i miejscowość, w której mają fabryki… i jest tak od ponad 30 lat! Wyjaśnia to, dlaczego rowery KTM tak (pozytywnie) różnią się od wypustów marek motoryzacyjnych.
Mając to z głowy, przejdźmy do testowanego roweru. Macina Kapoho to „pełnotłusty” e-bike enduro na karbonowej ramie o skoku 160 mm, z kołami w konfiguracji mullet (29″/27+). A do tego w topowej specyfikacji, kosztującej 35 tys. zł bez złotówki.
Macina Kapoho z drugiego końca skali (najtańszy) kosztuje niecałe 20 tys. zł, a moim zdaniem najsensowniejszy – ok. 26 tys. zł (Macina Kapoho 2971 na aluminiowej ramie, ale z dobrym osprzętem). Poza Kapoho, w ofercie elektryków KTM-a jest też bardziej hardkorowa seria Macina Prowler (skok 170/180 mm) oraz nieco mniej ciekawe Macina Lycan (140 mm, 27.5″) i Macina Chacana (130 mm, 29″). Wszystkie wykorzystują napęd Bosch Performance CX.
Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten przydługi wstęp tłumaczący miejsce testowanego roweru w świecie – uznałem, że może się przydać ze względu na niewielką popularność KTM-a na polskim rynku.
Patrząc na Macinę Kapoho, trudno to wytłumaczyć – rower robi bardzo dobre pierwsze wrażenie. Przede wszystkim, jego projektanci osiągnęli najlepszą integrację silnika Boscha, jaką widziałem. Przy pierwszym kontakcie aż przyjrzałem się, czy to aby na pewno jest (dość trudny pod tym względem) Performance CX 4. generacji.
Jak to możliwe, że wydaje się tak kompaktowy, że niemal niewidoczny? Cóż, to proste, po prostu… cała reszta jest równie masywna. Kaliber dolnej rury widać rzuca się jednak w oczy dopiero po postawieniu KTM-a obok innego elektryka, np. Specializeda, który przy nim wygląda wręcz filigranowo. Widać to też niestety na wadze – pomimo zastosowania topowego osprzętu, wynosi ona ok. 25,1 kg (rozmiar L, na mleku, z pedałami). Ogółem jednak Kapoho wygląda świetnie – i nie mam na myśli „świetnie jak na elektryka”, po prostu robi doskonałe wrażenie.
Za wagę po części odpowiada akumulator o pojemności 625Wh. Można go wyciągnąć do ładowania, choć wymaga to kluczyka. W przypadku ładowania w rowerze trzeba skorzystać z dość delikatnej i nie budzącej zaufania klapki portu ładowania – przy myciu roweru lepiej trzy razy upewnić się, że siedzi na swoim miejscu.
Bardzo spodobał mi się wyświetlacz Bosch Kiox. Ogólnie nie jestem fanem wielkich kolorowych monitorów na kierownicy, ale względem podstawowego Puriona jest to potężny przeskok jakościowy. Najlepsza funkcja to… procentowy wskaźnik baterii. BARDZO ułatwia wyczucie tempa ubywania energii! Do dyspozycji są też wszystkie pozostałe dane, włącznie z nawigacją (po połączeniu z aplikacją w telefonie), pomiarem mocy, kadencji i tętna (z dodatkowym czujnikiem) dla tych, którzy wykorzystują elektryka w treningu.
Niestety system Boscha nadal nie pozwala na personalizację trybów wspomagania, przez co większość czasu jeździ się w dość „płaskim” trybie Tour – słaby Eco niespecjalnie inspiruje do jazdy, a eMTB choć działa świetnie i daje mnóstwo frajdy, dość brutalnie obchodzi się z zapasem energii. Przydałby się dodatkowy tryb progresywny, który działa jak eMTB, ale w niższym zakresie mocy (coś takiego do Boscha dodał ostatnio Trek – czyli da się).
Wspomniany wyświetlacz jest montowany bezpośrednio na mostku (o długości aż 60 mm) o dopasowanym kształcie i z portem wewnętrznego prowadzenia kabli. Po położeniu roweru do góry kołami, ekran może dotknąć ziemi, ale tylko nieznacznie – to kolejna przewaga nad mocowanym przy gripie Purionem. Zastanawia mnie jednak, jak w takim układzie wygląda kwestia regulacji wysokości kierownicy – nie widzę tu możliwości przełożenia podkładek nad mostek.
Przejdźmy jednak do ciekawszych elementów osprzętu, bo KTM nie bierze jeńców, naprawdę czuć tu piniondz! W swojej cenie może śmiało konkurować z markami wysyłkowymi, a przecież jest to rower sprzedawany normalnie w sklepach. Biorąc to pod uwagę, manetka i przerzutka Shimano XTR jest miłą niespodzianką. Kaseta i łańcuch pochodzą wprawdzie z niższej grupy, ale w warunkach eksploatacji e-bike’a, jest to bardzo sensowna oszczędność.
Żadnych oszczędności nie ma za to w hamulcach – 4-tłoczkowe XTR-y działają rewelacyjnie, zarówno pod względem ergonomii, jak i mocy i modulacji. Jedynie wybór tylnej tarczy 180 mm jest niezbyt zrozumiały.
W utrzymywaniu trakcji przy hamowaniu (i nie tylko) pomagają opony Schwalbe Eddy Current. Są one wszędzie wychwalane jako jedna z najlepszych opcji do elektryków. Przy mojej „miłości” do Schwalbe podchodziłem do tego z dystansem, ale faktycznie spełniły bardzo wygórowane obietnice.
Do logo KTM-a pasują idealnie, bo ich bieżnik jest żywcem przeniesiony z motocykli enduro. I podobnie jak tam – sprawdza się rewelacyjnie. Niby zwykła, prosta kostka, a na błocie, śniegu i wyślizganych korzeniach radzi sobie bardzo przewidywalnie.
Jak zwykle świetnie sprawdza się też rozmiar kół w wariancie „mullet”. Przednie koło (29×2.6″) pewnie i precyzyjnie pokonuje zakręty, a tył (27.5×2.8″) jest bardzo stabilny na stromych zjazdach i ułatwia walkę na śliskich podjazdach. Koła zbudowane na aluminiowych obręczach noszą logo KTM-a, ale bliższy rzut oka na napisy zdradza, że jest to produkt DT Swiss (również piasty), więc i tutaj obeszło się bez oszczędności.
Najważniejszym (i najdroższym) elementem wyposażenia jest jednak topowe zawieszenie FOX-a – z przodu powietrzny 36 Factory z tłumikiem FIT4…
…a z tyłu DPX2. Skok w obu przypadkach to 160 mm.
Wisienką na torcie jest sztyca FOX Transfer, również „w cygańskim złocie” tak kochanym przez rowerzystów (i z manetką Shimano przykręcaną bezpośrednio do obejmy klamki – elegancko). Nowy model Transfera został znacznie obniżony, dając dużo większe pole manewru w ramach o długich rurach podsiodłowych.
KTM nie wypada pod tym względem najgorzej (43 cm w M-ce, 45 cm w L), choć rury mogłyby być ciut krótsze (są za to proste, więc sztycę można bez problemu wsunąć po sam kołnierz). Reszta geometrii nie budzi jednak wątpliwości: kąty to 65/76 stopni, reach 447 mm (M), a chainstay to dość krótkie (jak na elektryka) 442 mm. Ale zamiast rozpisywać się o cyferkach, przejdę do tego, jak przekładają się one na jazdę.
Na szlaku
Na początek mały disclaimer: rower testowy był dostępny tylko w rozmiarze L, co przy moich 170 cm wzrostu jest mocną przesadą. Mimo to, KTM prowadził się bardzo pewnie i przewidywalnie i nie miałem problemu z opanowaniem go na śliskich, technicznych trasach Magurki Wilkowickiej. Na pewno jednak przyłożyło się to do wrażeń z jazdy na dużym i ciężkim rowerze.
Ale nawet pomijając kwestię rozmiaru, KTM Macina Kapoho nie jest najbardziej skocznym elektrykiem, udającym zwykły rower. O ile poderwanie do krótkiego manuala nie stanowi problemu (pomaga krótki tył), to już próby bunnyhopa przypominają skakanie krzesłem – da się, ale czujesz, że something is no yes. Potrzeba do tego sporo energii, którą najlepiej wziąć… z prędkości.
Przy szybszej jeździe Kapoho zdecydowanie odżywa i daje się łatwo kontrolować.
W szczególności dotyczy to sterowania – przednie koło i amortyzator pewnie prowadzą rower i precyzyjnie relacjonują, co akurat dzieje się na styku opony z Ziemią. W zakrętach KTM najlepiej reaguje na pochylenie i stanowcze dociśnięcie kolanem – wtedy wycina łuki jak cyrkiel, nawet jeśli pod kołami ma przykryte śniegiem korzenie.
Na liście priorytetów wiszącej w siedzibie KTM-a słowa „kontrola” i „przewidywalność” były napisane dużymi literami (i zapewne były cholernie długie, jak to w języku niemieckim).
Ceną za ten świetny feedback jest jednak ograniczony komfort – FOX 36 z tłumikiem FIT4 to zdecydowanie racingowy widelec, zwłaszcza jeśli ktoś waży tyle co nic ja. W połączeniu z uber-sztywną karbonową kierownicą, po prostu daje po łapach.
Co innego tylne zawieszenie – podczas testu zupełnie nie zwróciło mojej uwagi, po cichu robiąc co do niego należy. Nie zauważyłem żadnych kompromisów wynikających z zastosowania systemu jednozawiasowego, nie miałem też problemów ze zbyt małą/dużą progresją. Wygląda więc na to, że kinematyka została po prostu dobrze zaprojektowana, co zwykle stanowi największą zagadkę w przypadku mniej popularnych producentów.
Kwestia tylnego zawieszenia przypomina mi jednak, że wyjątkowo nie zacząłem opisu wrażeń z jazdy od podjazdów, co sporo mówi o charakterze KTM-a. Ze względu na skok zawieszenia, geometrię i osprzęt, Macina Kapoho najlepiej czuje się na zjazdach, a z podjazdami po prostu sobie radzi, jak każdy elektryk na systemie Boscha.
O zasięgu wolałbym się nie wypowiadać, bo (jak widać na załączonych obrazkach) rower testowałem w temperaturach około zera, więc moje wyniki nie są miarodajne. Ale jeśli bardzo chcesz wiedzieć: baterii wystarczało mi na 3 podjazdy na Magurkę bez specjalnego oszczędzania prądu (czyli głównie w trybie eMTB), czyli są to po prostu wyniki typowe dla Boscha z baterią 625Wh. Jednak jest to pierwszy rower na tym systemie, na jakim nigdy nie zabrakło mi prądu przed końcem wycieczki – to zasługa precyzyjnego, procentowego wskaźnika naładowania. Mała rzecz, a cholernie cieszy!
Na stromych sztajfach po luźnych kamieniach przód roweru prowadzi się wystarczająco spokojnie, choć nie wybitnie – trzeba się trochę nagimnastykować, żeby utrzymać wybraną linię. Czuć, że chainstay 442 mm to dolna granica zakresu, który uważam za optymalny w elektryku. Bardzo jednak pomaga stroma podsiodłówka (76 stopni), która w dodatku jest prosta, więc – ważna informacja dla wysokich riderów – jej efektywny kąt prawie nie zmienia się przy mocniejszym wysunięciu sztycy.
W kontekście podjazdów muszę wspomnieć o jedynym problemie, jaki miałem z KTM-em, czy raczej z Boschem, zależnie od tego, kto wyprodukował przednią zębatkę. Słabo dogadywała się ona z łańcuchem Shimano, zaciągając go po kilku kilometrach w błocie. Problem prawdopodobnie zniknie po dotarciu, niemniej jednak w nowym rowerze jest irytujący.
Powrót do właściwej pozycji względem kierownicy ułatwia dociążenie przedniego koła na stromych podjazdach, a przesunięcie bioder do przodu zapewnia efektywne pedałowanie – dawny „złoty standard” (74 stopnie) został zaczerpnięty z szosówek.
KTM Macina Kapoho Prestige – werdykt
Mój mini-test KTM-a trwał zaledwie jeden weekend, ale w tym czasie rower pomarańczowych bardzo mnie do siebie przekonał, jako jeden z najlepszych elektryków na systemie Boscha. Piękna rama i kompletny, wypasiony osprzęt w cenie na poziomie marek wysyłkowych naprawdę kuszą. Decydując się na Macinę Kapoho warto jedynie mieć świadomość, że nie jest to rower o skocznym i zabawowym charakterze – to „pełnotłusty” elektryk, który najlepiej czuje się na wymagających trasach enduro, ułatwiając szybką i agresywną jazdę każdemu ogarniętemu riderowi.
Walety:
pewny, stabilny charakter;
nowoczesna geometria;
praca tylnego zawieszenia;
wzorowa integracja napędu Boscha;
topowe wyposażenie w sensownej cenie.
Zady:
ociężałość na łatwych, skocznych trasach;
delikatna klapka portu ładowania;
problemy z zaciąganiem łańcucha przez zębatkę.
KTM Macina Kapoho Prestige
Cena: 34 999 zł Masa: 25,1 kg (rozmiar L, z pedałami, na mleku) Strona producenta
Bonus: Nowinki Fidlock
Tak się składa, że polski dystrybutor KTM-a ma też w portfolio markę Fidlock, którą możesz już kojarzyć z bloga (ich bidonu z magnetycznym mocowaniem używam od paru sezonów i uwielbiam). Testowa Macina została więc obwieszona nowymi produktami marki.Główną częścią oferty pozostają oczywiście bidony – teraz o nowym kształcie, pozbawionym dodatkowej „opaski”.Dostępne są w dwóch rozmiarach: 590 ml i „dziecięcym” 450 ml do ram z ograniczoną ilością miejsca.Oba mają zamykane ustniki, dzięki którym po jeździe w mokrych warunkach ryzyko spożycia kału jelenia jest nieco niższe.Ale najlepszą nowością jest uchwyt uniwersalny, oczywiście magnetyczny, mocowany na tej samej „bazie” (na zdjęciu w wersji „Uni”, czyli na gumowych opaskach do przyczepienia w dowolnym miejscu roweru, ale z tym samym interfejsem co normalne, przykręcane mocowanie).Ma on linki zaciskane pokrętłem BOA, którymi można zamocować cokolwiek. Producent poleca na przykład banana, ale równie dobrze może to być kurtka, etui z narzędziami, czy dowolna butelka o średnicy do 80 mm.Kształt elastycznej podstawy z miękką pianką najlepiej jednak pasuje do… sam widzisz czego. Przypadek…? Nie sądzę! Disclaimer: Autor bloga 1Enduro stanowczo nie zachęca do spożywania piwa podczas jazdy na rowerze. Za bardzo się pieni.
No nie wiem – 2 takie to drożej niż najtańsza elektryczna Dacia. A ta ma kilimę (chyba), 4 (5?) miejsc, znacznie większą baterię! I rozpędza się do (nawet nieco ponad) setki. Co prawda w prawie wieczność, ale jednak. A ten KTM biedne 25 km/h jedynie ;)
A serio, ceny rowerów ogólnie stają na głowie, porządnych elektryków zwłaszcza. Cena połowy ceny podstawowej wersji Golfa? Można się tam na wyposażenie policytować.
Nie każdy ma dochody niczym prof. Belka (marna stówa tysięcy PLN miesięcznie – mniej więcej, sam nie jest pewny) i 35 tysiaków to wcale nie są drobne zaskórniaki.
Wybacz Leszku, ale nie zamierzam brnąć kolejny raz w porównania ceny topowego roweru z najlepszymi częściami z… Dacią, produkowaną po najniższych kosztach na zautomatyzowanej linii w kilkusetkrotnie większych ilościach. Inny rynek, inna skala, inne wymagania i inne ceny.
I KTM do tanich nie należy. Jego topowe rowery (nawet nie elektryki, choć te też) kosztują w okolicach 10 tys €. Tego nawet przeciętny Austriak nie pociągnie tak łatwo.
Ps. Dacia, Dacią, ale w dalszym ciągu to prawie połowa ceny bazowego Golfa ;)
kurde, ni cholere nie umiem przetlumaczyc sobie tych cen…
Dodo
3 lat temu
A jak się ma ten KTM do Focusa Sam2. Nie chodzi mi o osprzęt oczywiście tylko o geo czyli ogólnie co z cyferek wg Ciebie wynika. Co powinno być lepsze do ogólnie pojętego orania. Dzięki pozdro
Początek tych marek jest wspólny, ale w latach 80. rowerowa część biznesu została sprzedana i od tej pory są to zupełnie niezależne byty.
Tomek
3 lat temu
No żeby się nie rzucał w oczy to bym nie powiedział, można się wyróżnić w tłumu za poł ceny S-Works ;))
Jak na elektryka to wygląda na sprzęt kompletny, jeśli akceptujemy napęd. Ta ociężałość to raczej cecha każdego pełnoprawnego elektryka, producenci lubią udawać w spotach reklamowych, że nie różnią się one od typowych „skocznych i zwinnych” maszyn do bike parku ale sami w to nie wierzą. Przecież prawie każdy z nich będzie używany do włóczęgi po mniejszych lub większych pagórkach. Bądźmy szczerzy target tych maszyn to najczęściej „przyzwoicie” zarabiający 40+ który raczej nie będzie skakać 5m hop na 25kg rowerze bo szkoda mu tych 3 miesięcy w gipsie i reakcji żony ;)
Tomek Twoje podsumowanie jest bardzo celne. Sam jestem przedstawicielem 40+, a raczej już 50+ i po 5 latach na Giantach (Trance, Reign) uzupełniłem swoją stajnię o elektryka. Zjeżdżam w Bielsku i okolicach prawie wszystko i myślałem, że na tym elektrycznym „kowadle” już tak lekko nie będzie w dół, ale nie jest źle. Synowie przed zakupem mówili mi, że nie jestem jeszcze taki stary, aby ujeżdżać elektryka, ale ich nie posłuchałem. Teraz już go pożyczają :) . Otwiera się przede mną przede wszystkim szersza eksploracja naszych Beskidów (dlugie „wycieczki” z dużymi przewyższeniami) z czego się bardzo cieszę i co mi elektrk z całą pewnością umożliwi.
Sprzęt pewnie ekstra, ale zjedź takim ze szlaku na jakąś dziką wyrypę z błotem i kałużami, że buty na pedałach zakrywa… Nie to, że by sobie nie poradził, ale trochę to tak, jakby nowym Rangem z białymi skórami w środku wybrać się na przejały po Bieszczadach. Może i da radę, ale kto by próbował…
Bez przesady, to nie jest delikatny sprzęt za pół miliona… Jeśli ktoś się boi porysowania lakieru, to za kilkadziesiąt złotych można okleić porządną folią i heja – cała reszta jest przystosowania do hardkorowego ciorania w błocie (w przeciwieństwie do Range Rovera ;)).
Mój Scott praktycznie nigdy nie jest czysty bo każde mycie jest daremne.
No taki mamy klimat co wyjazd to babranie się w błocie.
Do tego nie ma fajnych błotników to i szmaty ubabrane.
Jak to mówią „dzieci dzielą się na czyste i szczęśliwe…”
Z nami chyba jest podobnie.
Michał, jestem przekonany że ten KTM przystosowany jest do charatania bagienkami tylko mam swoje spostrzeżenia i obserwacje. Znam gościa, co Moonem po błocie nie jeździ, bo mu szkoda. Ja jeżdżę w każdą(dosłownie) pogodę i widzę, że jak zrobi się już lekko chłodniej, to już jest dużo luźniej na szlakach, a niech spadnie jeszcze trochę deszczu to już wogóle hasam jak mi się podoba, a gdzie tam jeszcze ebika spotkać po drodze…
Krzysztof, no powiem Ci, że u mnie w zasadzie każda jazda(jeżdżę tylko w soboty) kończy się myciem roweru. No sorry, taki mam klimat i okolice. Najzwyklejszego szlaufa podpinam szybkozłączką do kranu w kuchni + szczotka + 10min roboty i rower jak nowy. Bez żadnej żrącej chemii itp. Później kolejne 10min wycieranie do sucha i czyszczenie napędu + smarowanie i tak odstawiam rower do kolejnej soboty. Musi być wyjątkowo sucho w mojej okolicy(przedgórze Sudeckie) żeby po jeździe wystarczyło jedynie przetrzeć wilgotną szmatką. No tak już mam. Ale by utopić buty i przerzutki w wodzie i błocie w trakcie jazdy, to nie mam żadnych zahamowań, Remedy 8 jedzie jak czołg ;)
No ok, masz przemyślenia, ale nie za bardzo potrafię ich odnieść do sprzętu ;)
Sam piszesz, że dla Twojego znajomego ubłocenie Moona to problem, a Ty nie masz problemu z ostrym cioraniem Remedy. Ale już topienie w błocie KTM-a za 35k to taki sam problem, jak dla ziomka od Moona. Więc chyba nietrudno wyobrazić sobie osobę na tej samej skali, która również z tym nie będzie miała problemu?
To nie jest kwestia rowerów, tylko ludzi i ich podejścia do życia i – nie ukrywajmy – majętności.
Ależ ja tego KTMa zaorałbym w okolicach Śnieżnika, nie miałbym skrupułów, ile by on nie kosztował :) Ale mnie na niego poprostu nie stać więc oram, co mam. Piszę tylko, że nie widuję takich czy podobnych sprzętów na moim rejonie. Nie dlatego, że się do tego nie nadają, a raczej „podejścia do tematu” właścicieli takich rowerów.
Piotr
3 lat temu
O mocy silnika cisza. Szkoda bo to podstawowy parametr elektryków
Biorąc pod uwagę, że:
a) moc znamionowa jest ograniczona przepisami (250W);
b) każdy rower z silnikiem Boscha 4. generacji ma dokładnie taką samą moc maksymalną (nie różniącą się znacznie od rowerów z Shimano, Brose czy Yamahą);
…to raczej trudno uznać moc za „podstawowy parametr”.
Kolega myślał że jak to robi firma KTM to wsadzili silnik od jakiejś 600 albo 1200
Matt
3 lat temu
Spoko maszyna dla ludzi 60+ (trzy razy na Magurkę to ja bez prądu wjeżdżam latem przy 30 stopniach) ;P ale przeszkadzałby mi ten inny odcień pomarańczowego na ramie i widelcu.
Trochę czepialstwa językowego:
– logotyp i logo to nie to samo,
– „niemniej jednak”: wybierz jedno ;)
Gratuluję kondycji, mało kto się takową może pochwalić. Ja mam 35 i mimo że trochę brakuje do 60, to jednak dobrze mi służy elektryk, szybko wyjadę na Magurkę i zjadę np. Borówą czy Krychą.
RiderOnTheStorm
3 lat temu
1.Co to za okulary i jak się w nich jeździ?
2.Co to za waginosceptycy i jak się w nich jeździ? ;)
2. HT PA01a lub podobne – mam je już tak długo, że nie pamiętam modelu. Nic specjalnego, ale robią robotę bez zarzutu :)
Jarek
3 lat temu
nic dziwnego, że o erowerach mówi się, że są w większości dla starszych panów, trzeba w końcu dorobić się siana i siwych włosów a na to potrzeba czasu:)
W jednej recenzji zrobiłeś temu rowerowi więcej zdjęć, niż kiedykolwiek swej kobiecie/kobietom. Co ostatecznie rozumiem, ponieważ zapewne jest od niego brzydsza i mniej ciekawa.
Wykorzystuję pliki cookies do prawidłowego działania serwisu, aby oferować funkcje społecznościowe, analizować ruch na blogu i prowadzić działania marketingowe. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies?
Czy będą jeszcze testowane rowery bez silnika?
Bez silnika tak, bez piwa i bananów – nie.
cena :P haahahahahahahah
Masz na myśli, że jest tak śmiesznie niska, biorąc pod uwagę wyposażenie? :P
No nie wiem – 2 takie to drożej niż najtańsza elektryczna Dacia. A ta ma kilimę (chyba), 4 (5?) miejsc, znacznie większą baterię! I rozpędza się do (nawet nieco ponad) setki. Co prawda w prawie wieczność, ale jednak. A ten KTM biedne 25 km/h jedynie ;)
A serio, ceny rowerów ogólnie stają na głowie, porządnych elektryków zwłaszcza. Cena połowy ceny podstawowej wersji Golfa? Można się tam na wyposażenie policytować.
Nie każdy ma dochody niczym prof. Belka (marna stówa tysięcy PLN miesięcznie – mniej więcej, sam nie jest pewny) i 35 tysiaków to wcale nie są drobne zaskórniaki.
Wybacz Leszku, ale nie zamierzam brnąć kolejny raz w porównania ceny topowego roweru z najlepszymi częściami z… Dacią, produkowaną po najniższych kosztach na zautomatyzowanej linii w kilkusetkrotnie większych ilościach. Inny rynek, inna skala, inne wymagania i inne ceny.
I KTM do tanich nie należy. Jego topowe rowery (nawet nie elektryki, choć te też) kosztują w okolicach 10 tys €. Tego nawet przeciętny Austriak nie pociągnie tak łatwo.
Ps. Dacia, Dacią, ale w dalszym ciągu to prawie połowa ceny bazowego Golfa ;)
Czy ocenianie, czy marka jest droga tylko na podstawie ceny najdroższych modeli ma jakikolwiek sens…?
Sensowny HT z hubdrivem Brose to 7-8 tys. FS z midem to nie progi Dacii ;o)
Zdjęcia z trasy rewelka!
Dziękuję w imieniu fotografa, czyli swoim ;)
kurde, ni cholere nie umiem przetlumaczyc sobie tych cen…
A jak się ma ten KTM do Focusa Sam2. Nie chodzi mi o osprzęt oczywiście tylko o geo czyli ogólnie co z cyferek wg Ciebie wynika. Co powinno być lepsze do ogólnie pojętego orania. Dzięki pozdro
Sam2 to odpowiednik bardziej hardkorowego KTM-a Macina Prowler, więc względem Maciny będzie lepiej „orał” ;) Choć nie jestem w nim fanem kół 2×29″.
Natomiast Sam2 vs Prowler to już mocno wyrównane porównanie, cyferki są bardzo zbliżone.
Dzięki za wyczerpującą odpowiedź :). Pozdrawiam
Będziesz miał Levo 3 na testach ? Pozdrawiam
Biorąc pod uwagę skuteczność załatwiania testu Levo SL, może być ciężko :(
W takim razie może udałoby Ci się przetestować nową Orbea Rise – ten sam lekki kaliber co SL a z nowocześniejszą geometrią i mocniejszym silnikiem.
ebajk srebajk dajmnienoroweraniekufamotory!
Początek tych marek jest wspólny, ale w latach 80. rowerowa część biznesu została sprzedana i od tej pory są to zupełnie niezależne byty.
No żeby się nie rzucał w oczy to bym nie powiedział, można się wyróżnić w tłumu za poł ceny S-Works ;))
Jak na elektryka to wygląda na sprzęt kompletny, jeśli akceptujemy napęd. Ta ociężałość to raczej cecha każdego pełnoprawnego elektryka, producenci lubią udawać w spotach reklamowych, że nie różnią się one od typowych „skocznych i zwinnych” maszyn do bike parku ale sami w to nie wierzą. Przecież prawie każdy z nich będzie używany do włóczęgi po mniejszych lub większych pagórkach. Bądźmy szczerzy target tych maszyn to najczęściej „przyzwoicie” zarabiający 40+ który raczej nie będzie skakać 5m hop na 25kg rowerze bo szkoda mu tych 3 miesięcy w gipsie i reakcji żony ;)
Tomek Twoje podsumowanie jest bardzo celne. Sam jestem przedstawicielem 40+, a raczej już 50+ i po 5 latach na Giantach (Trance, Reign) uzupełniłem swoją stajnię o elektryka. Zjeżdżam w Bielsku i okolicach prawie wszystko i myślałem, że na tym elektrycznym „kowadle” już tak lekko nie będzie w dół, ale nie jest źle. Synowie przed zakupem mówili mi, że nie jestem jeszcze taki stary, aby ujeżdżać elektryka, ale ich nie posłuchałem. Teraz już go pożyczają :) . Otwiera się przede mną przede wszystkim szersza eksploracja naszych Beskidów (dlugie „wycieczki” z dużymi przewyższeniami) z czego się bardzo cieszę i co mi elektrk z całą pewnością umożliwi.
I następnych 6 rehabilitacji, wiem coś o tym
Sprzęt pewnie ekstra, ale zjedź takim ze szlaku na jakąś dziką wyrypę z błotem i kałużami, że buty na pedałach zakrywa… Nie to, że by sobie nie poradził, ale trochę to tak, jakby nowym Rangem z białymi skórami w środku wybrać się na przejały po Bieszczadach. Może i da radę, ale kto by próbował…
Bez przesady, to nie jest delikatny sprzęt za pół miliona… Jeśli ktoś się boi porysowania lakieru, to za kilkadziesiąt złotych można okleić porządną folią i heja – cała reszta jest przystosowania do hardkorowego ciorania w błocie (w przeciwieństwie do Range Rovera ;)).
Mój Scott praktycznie nigdy nie jest czysty bo każde mycie jest daremne.
No taki mamy klimat co wyjazd to babranie się w błocie.
Do tego nie ma fajnych błotników to i szmaty ubabrane.
Jak to mówią „dzieci dzielą się na czyste i szczęśliwe…”
Z nami chyba jest podobnie.
Michał, jestem przekonany że ten KTM przystosowany jest do charatania bagienkami tylko mam swoje spostrzeżenia i obserwacje. Znam gościa, co Moonem po błocie nie jeździ, bo mu szkoda. Ja jeżdżę w każdą(dosłownie) pogodę i widzę, że jak zrobi się już lekko chłodniej, to już jest dużo luźniej na szlakach, a niech spadnie jeszcze trochę deszczu to już wogóle hasam jak mi się podoba, a gdzie tam jeszcze ebika spotkać po drodze…
Krzysztof, no powiem Ci, że u mnie w zasadzie każda jazda(jeżdżę tylko w soboty) kończy się myciem roweru. No sorry, taki mam klimat i okolice. Najzwyklejszego szlaufa podpinam szybkozłączką do kranu w kuchni + szczotka + 10min roboty i rower jak nowy. Bez żadnej żrącej chemii itp. Później kolejne 10min wycieranie do sucha i czyszczenie napędu + smarowanie i tak odstawiam rower do kolejnej soboty. Musi być wyjątkowo sucho w mojej okolicy(przedgórze Sudeckie) żeby po jeździe wystarczyło jedynie przetrzeć wilgotną szmatką. No tak już mam. Ale by utopić buty i przerzutki w wodzie i błocie w trakcie jazdy, to nie mam żadnych zahamowań, Remedy 8 jedzie jak czołg ;)
No ok, masz przemyślenia, ale nie za bardzo potrafię ich odnieść do sprzętu ;)
Sam piszesz, że dla Twojego znajomego ubłocenie Moona to problem, a Ty nie masz problemu z ostrym cioraniem Remedy. Ale już topienie w błocie KTM-a za 35k to taki sam problem, jak dla ziomka od Moona. Więc chyba nietrudno wyobrazić sobie osobę na tej samej skali, która również z tym nie będzie miała problemu?
To nie jest kwestia rowerów, tylko ludzi i ich podejścia do życia i – nie ukrywajmy – majętności.
Ależ ja tego KTMa zaorałbym w okolicach Śnieżnika, nie miałbym skrupułów, ile by on nie kosztował :) Ale mnie na niego poprostu nie stać więc oram, co mam. Piszę tylko, że nie widuję takich czy podobnych sprzętów na moim rejonie. Nie dlatego, że się do tego nie nadają, a raczej „podejścia do tematu” właścicieli takich rowerów.
O mocy silnika cisza. Szkoda bo to podstawowy parametr elektryków
Biorąc pod uwagę, że:
a) moc znamionowa jest ograniczona przepisami (250W);
b) każdy rower z silnikiem Boscha 4. generacji ma dokładnie taką samą moc maksymalną (nie różniącą się znacznie od rowerów z Shimano, Brose czy Yamahą);
…to raczej trudno uznać moc za „podstawowy parametr”.
Kolega myślał że jak to robi firma KTM to wsadzili silnik od jakiejś 600 albo 1200
Spoko maszyna dla ludzi 60+ (trzy razy na Magurkę to ja bez prądu wjeżdżam latem przy 30 stopniach) ;P ale przeszkadzałby mi ten inny odcień pomarańczowego na ramie i widelcu.
Trochę czepialstwa językowego:
– logotyp i logo to nie to samo,
– „niemniej jednak”: wybierz jedno ;)
Gratuluję kondycji, mało kto się takową może pochwalić. Ja mam 35 i mimo że trochę brakuje do 60, to jednak dobrze mi służy elektryk, szybko wyjadę na Magurkę i zjadę np. Borówą czy Krychą.
1.Co to za okulary i jak się w nich jeździ?
2.Co to za waginosceptycy i jak się w nich jeździ? ;)
1. Tripout Endo: https://www.1enduro.pl/gogle-i-okulary-na-rower-tripout-optics-trx-i-endo/
Choć teraz wszedł nowy model Infinity, zacząłem test i jest jeszcze fajniejszy :)
2. HT PA01a lub podobne – mam je już tak długo, że nie pamiętam modelu. Nic specjalnego, ale robią robotę bez zarzutu :)
nic dziwnego, że o erowerach mówi się, że są w większości dla starszych panów, trzeba w końcu dorobić się siana i siwych włosów a na to potrzeba czasu:)
Integracja z silnikiem świetna, ale Moondraker Crafty z Boshem też lekko wygląda https://www.mondraker.com/pl/en/2021-crafty-r
W jednej recenzji zrobiłeś temu rowerowi więcej zdjęć, niż kiedykolwiek swej kobiecie/kobietom. Co ostatecznie rozumiem, ponieważ zapewne jest od niego brzydsza i mniej ciekawa.