Menu
Menu Szukaj

Test: zbroja TYGU Crux II + okulary Flame / Shred

W tym roku dostałem od polskiego TYGU taką porcję nowości, że musiałem podzielić test na dwie części. W pierwszej skupiłem się na odzieży (długie spodnie, koszulka Merino, a w bonusie torba), a w dzisiejszym odcinku: zbroja TYGU Crux II oraz okulary TYGU Flame i Shred.

Okulary TYGU Flame i Shred - test
Produkty otrzymałem do testu w ramach płatnej współpracy z marką TYGU.

Zbroja TYGU Crux II

Jak być może pamiętasz z artykułu o trendach na sezon 2024, jazda bikeparkowa znów jest na topie, więc zbroja TYGU Crux II to ciekawy temat dla miłośników wypadów do Szczyrku czy Srebrnej Góry. Nie jest to wprawdzie najbardziej modny buzer zakładany na jerseya (mimo sentymentu do Wojowniczych Zółwi Ninja, nie rozumiem tej mody – będę wdzięczny za próby wytłumaczenia), ale to nawet lepiej, bo oznacza to porządny, pełnej długości ochraniacz pleców. Ale o nim za chwilę.

TYGU Crux II to lekka zbroja zbudowana na kamizelce z bardzo elastycznej siateczki, która dopasuje się do każdej figury. Materiał i szwy są przyjemne dla ciała, a tkanina dobrze odprowadza wilgoć, więc idealnie sprawdza się jako base layer pod jerseyem. Tę żółtą koszulkę pod spód założyłem tylko do zdjęć, żeby oszczędzić Ci widoku moich włosów na klacie i pod pachami (wyrazy wdzięczności można składać w sekcji komentarzy).

„II” w nazwie oznacza drugą generację, w której największą nowością jest zamek (jego brak był największą wadą poprzednika). Dzięki niemu, krój może być opinający i jednocześnie nie powodować ataków paniki przy próbach wydostania się z koszulki przyklejonej do spoconego ciała.

Z ficzerów, są też dwie kieszonki w części lędźwiowej, które ze względów bezpieczeństwa najlepiej zostawić puste. Ale karnet na wyciąg, szmatkę do gogli czy ewentualnie batona, można awaryjnie spakować. Żeby zbroja nie wysuwała się spod spodni, pilnują silikonowe logo marki.

Najważniejsze są jednak ochraniacze, a konkretnie żółw, czyli pełnowymiarowy protektor pleców z materiału D3O, utwardzającego się pod wpływem uderzenia. Konkretnie jest to Furygan Viper Fury L2, czyli protektor stosowany m.in. w kurtkach motocyklowych. Oferuje on ochronę na poziomie 2 (czyli tym wyższym) według normy EN-1621-2. Zanim nastąpi uderzenie, jest miękki, bardzo elastyczny i dobrze dopasowuje się do kształtu pleców. Niezależnie od rozmiaru zbroi (dostępne są cztery, od XS do L), TYGU montuje protektor w rozmiarze XL. To w sumie dobrze z punktu widzenia ochrony, ale jakbym miał się czepiać, to w S-ce czułem, że żółw trochę za bardzo sterczy u góry, przeszkadzając w zakładaniu jerseya (aktualizacja od TYGU: w nowej dostawie rozmiary XS i S dostaną już mniejszy protektor). Żółwia można też (a w zasadzie trzeba) łatwo wyciągnąć przed praniem zbroi.

Pozostałe, pomocnicze panele ochronne (niewyciągane) są wykonane z pianki o grubości kilku milimetrów, więc oferują raczej symboliczną ochronę polegającą na rozpraszaniu punktowych uderzeń i zabezpieczeniu przed otarciami. Takie panele znajdują się na klacie, na bokach żeber i na kolcu biodrowym (szczególnie ten ostatni uważam za bardzo dobry pomysł).

Dla wielu osób wadą będzie brak jakiejkolwiek ochrony ramion i barków. Można dyskutować, że ochraniacz i tak nie ochroni przed wybitym barkiem czy, tym bardziej, złamanym obojczykiem, ale jednak trochę energii zawsze rozłoży na większej powierzchni, co może zrobić różnicę. Osobiście sporo razy wykorzystałem ochraniacze barków jeżdżąc w innych zbrojach… a konkretnie nie „jeżdżąc”, a glebiąc i waląc w drzewa. Więc ja dopisuję się do listy narzekaczy. Ale brak rękawków ma też zalety: nie wygląda się jak hokeista, można komfortowo założyć plecak, ale przede wszystkim, zyskuje na tym wentylacja – w połączeniu z otworami w protektorach, uciążliwość TYGU Crux II w ciepłe dni jest naprawdę minimalna.


TYGU Crux II – werdykt

Crux II to przede wszystkim wysokiej klasy, pełnowymiarowy żółw, uzupełniony o minimalistyczną ochronę klaty i żeber. Jeśli nie zależy Ci na ochronie ramion i barków, na pewno docenisz lepsze chłodzenie wynikające z braku rękawków. Każdy natomiast doceni wygodę zakładania dzięki dodanemu w tej generacji zamkowi.


Cena: 699 zł
Dostępne rozmiary: XS-L
Strona producenta



Okulary Flame i Shred

TYGU od jakiegoś czasu nieśmiało wchodzi w segment okularów rowerowych, czego efektem są widoczne tu dwa modele: Flame (na zdjęciach w wersji z przezroczystą i czarną ramką) i Shred (szara ramka).

Zanim przejdę do różnic, zacznę od cech wspólnych: oba modele są solidnie wykonane, bez luzów i trzeszczenia przy wyginaniu. Oba mają wymienne szyby. I oba mają dość szerokie wycięcie na nos i w miarę miękki, elastyczny, ale nieregulowany nosek (wbrew opisowi na stronie sklepu).

W zestawie dostajesz też komplet akcesoriów: sztywne etui z miejscem na drugą szybkę, miękki woreczek, mikrofibrę i jeden ciekawy, mniej oczywisty gadżet: ściereczkę zwijaną do małego woreczka z klipsem do przypięcia np. w plecaku czy w kieszeni spodni. Fajne!


Okulary TYGU Flame

Flame jest większym modelem z dwóch tutaj prezentowanych. Wymiary ramki to 155×70 mm, więc są to okulary naprawdę duże. Ramka jest jednak wyraźnie wygięta do kształtu twarzy, więc nawet na mojej XS-głowie leży znośnie (choć to może niech każdy sam oceni). Ważą równe 40 g.

Zauszniki mają elastyczne zakończenia, które można trwale formować w poziomie (bliżej/dalej głowy). Używając Mocy, da się je też trochę przegwałcić w dół, żeby zmniejszyć ryzyko kolizji ze skorupą lub systemem nośnym kasku. Moim zdaniem, to powinien być niezbędny ficzer każdych okularów rowerowych.

Ale przejdźmy do tego, co w okularach najważniejsze, czyli do szyb. W zestawie są dwie, a kolor tej głównej jest uzależniony od wybranego koloru ramki. Co osobiście uważam za dość osobliwe – o ile ramka to tylko kwestia estetyki, tak parametry szyby powinno się dobierać do warunków jazdy (i tak też niedługo będzie – info w podsumowaniu). A tymczasem:

Ale oba te warianty możesz zignorować, bo prawdziwym sztosem jest niepozorna druga szybka, którą dostaje się „gratis”. Na pierwszy rzut oka wygląda jak zwykła przezroczysta i prawdę mówiąc, na początku testu zupełnie zignorowałem jej istnienie, w dodatku podejrzewając producenta o ściemę – w zestawie miała być szyba fotochromowa, a domyślnie montowane „lustra” nijak nie chciały się rozjaśnić. I nic dziwnego, bo to ta druga, „zapasowa” szybka jest fotochromatyczna. I to jak!

Rozjaśnia się praktycznie do zera (S0), co jest bardzo pożądaną cechą na rowerze, dużo bardziej, niż maksymalny stopień przyciemnienia (choć tu jest to S3, więc też bardzo spoko). Mamy więc bardzo szeroki zakres, od night-ride’a po ostre liguryjskie słońce, co w tej cenie uważam za wypas. Niezły (jak na okulary za parę stówek) jest też czas reakcji. Nie mierzyłem go stoperem, ale po wyjściu z ciemnego pomieszczenia, po kilku sekundach na ostrym słońcu widać już wyraźne przyciemnienie. Choć w drugą stronę (rozjaśnianie) idzie im zdecydowanie wolniej.

Trochę gorzej szkła wypadają pod względem czystości optycznej. Piszę ten tekst we Flame’ach na nosie i ostrość widzenia tekstu jest zmniejszona, do tego w takich warunkach przeszkadzają refleksy światła. Czy przeszkadza to też na szlaku? Niespecjalnie, a w każdym razie nie na poziomie świadomym – choć jakiś wpływ na jazdę na pewno ma.


Okulary TYGU Shred

Najnowszy model jest mniejszy i lżejszy od Flame (150×65 mm, masa 35 g), choć na pierwszy rzut oka tego nie widać – dalej są to wielkie szyby osłaniające pół twarzy. W oczy rzuca się (na szczęście nie dosłownie) haczyk nad noskiem do mocowania wkładki korekcyjnej (dostępnej osobno).

Tylna część zauszników jest elastyczna, ale nie jest regulowana – więc ryzyko kolizji z kaskiem jest tu większe, niż w modelu Flame. Zauszniki zdradzają też kolejne kłamstewko – czy aby na pewno jest to produkt „Designed by Tygu”…? Bo ten sam kształt ramki można kupić również pod innymi markami. Myślę, że na tym etapie nikt już sobie nie robi złudzeń i ma świadomość, że okulary takie jak TYGU czy Tripout to po prostu produkty z chińskiego katalogu, a udział polskiej marki ogranicza się do optymalnego wyboru kombinacji ramek, szkieł i akcesoriów.

W przypadku Shredów, ten wybór nie do końca się udał, bo domyślna szyba ma parametry podobne, jak lustro z okularów Flame z czarną ramką. Jest bardzo ciemna i bardzo niebieska, więc jej użyteczność w MTB jest zerowa.

Podobnie, jak w przypadku większego modelu, od razu warto założyć szybę fotochromową. Tu również ma ona świetny zakres przyciemnienia – przy złej pogodzie czy na najtrajdzie rozjaśnia się prawie do zera. Nie jest to jednak ta sama bezbarwna szyba, co we Flame. Tutaj producent poszedł w lekko niebieskie zabarwienie od wewnątrz, nad czym ubolewam – taka barwa dobrze sprawdza się na asfalcie, ale na naturalnym podłożu zdecydowanie lepszym pomysłem są ciepłe odcienie, które podnoszą kontrast i przy okazji sprawiają, że świat wygląda bardziej optymistycznie. Szyba fotochromowa w Shredach ma efekt odwrotny: wszystko wydaje się odrobinę bardziej wyprane i smutne.

Co gorsze, szyba dostała też powłokę lustrzaną. Niby spoko, bo efektownie to wygląda, ale coś chyba poszło nie tak, bo szyba jest też lustrzana… od wewnątrz. Możesz sobie wyobrazić, jak potęguje to rozpraszające wzrok refleksy światła.


TYGU Flame i Shred – werdykt

Okulary TYGU mają duży potencjał, jeśli polska marka zdecyduje się mocniej pójść w tym kierunku, oferując możliwość indywidualnej konfiguracji ramek i szkieł w oparciu o realne parametry na szlaku (a nie o kolor zewnętrznego lustra)*. Póki co mam wrażenie, że TYGU traktuje okulary bardziej jako dodatek do stylizacji, niż przez pryzmat parametrów technicznych. Przydałaby się też rzetelniejsza komunikacja (regulowany nosek, „Designed by TYGU”).

Co nie zmienia faktu, że oferta skrywa prawdziwe perełki, jak model Flame ze świetną szybą fotochromową, który polecam. Z kolei w Shredach przejechałem całe Tour du Mont Blanc, więc mimo zarzutów, bardzo je polubiłem, głównie za świetną ramkę. Ale za ponad 3 stówy, oczekiwałbym lepszego doboru szyb.

* Wojtek z TYGU wziął sobie to do serca, bo po teście obiecał odpalenie (za kilka tygodni) mini-konfiguratora (w którym będą też dostępne szyby bezbarwne i żółte.) Propsuję!


Cena: 319 zł
Strona producenta




Zobacz też:

 

Subscribe
Powiadom o
guest

7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Kacper
Kacper
4 miesięcy temu

Na klacie na pewno nie ma D3O? Na zdjeciach metka sugeruje co innego (przypadek?) Co pianka pomoże jak cię niefart przy lądowaniu zrzuci z pedałów i przydzwonisz mostkiem w mostek?

Jaro
Jaro
4 miesięcy temu

Rozważałem ten ochraniacz, ale moim zdaniem brak ochrony klaty go dysklasyfikuje. Ostatecznie kupiłem POCa z dodatkowymi paskami jak bym chciał używać tylko pleców.

Mat
Mat
4 miesięcy temu

Nie wiem czy to moda, ale dla mnie buzer na wierzchu ma dwie zasadnicze zalety: można go łatwo zdjąć lub rozpiąć podczas transportowania się na górę (szczególnie przydatne w upały) i przy glebie mniejsza szansa na uszkodzenie odzieży.

Patryk
Patryk
3 miesięcy temu
Reply to  Michał Lalik

Plastikowy ochraniacz na zewnątrz zapewnia też efekt ślizgu po tym co nas atakuje, co znacznie pomaga nie przenieść całego impetu na ciało, oraz w przeciwieństwie do materiałowych rzeczy nie zostanie (raczej) zdjęty przez korzeń. Przykład takiego ślizu fajnie widać na filmie „jib2” w sekcji z wypadkami :)

Guncar
Guncar
4 miesięcy temu

Wyglądasz w tym jakbyś się deskami obłożył. Czyli…. średnio to wygląda a wygląda jakbyś miał to po większym bracie i jakby to wszystko było luźne. Jeśli ktoś myśli, że jakaś zbroja, pełna czy nie, czy buzer ochroni go przed wybiciem barku czy złamaniem obojczyka to powodzenia, bo nic takiego się nie stanie.
Super, że pomyśleli i dali zamek. Oprócz łatwiejszego zdejmowania można rozpiąć na podjazd w upale.
Kieszenie git, ale brak większej na środku na ochraniaczu już nie jest git. Mnie by się przydała.
Za to widzę, że dałoby radę włożyć bukłak do kieszeni z ochraniaczem co jest fajną rzeczą.
No i fajne jest to, że materiał cienki i przewiewny. Zbroja powinna być przez to też lżejsza. A na pewno lżejsza i bardziej przewiewna niż moja. Ale na chwilę obecną na przyszłe lato będę chyba celował w co innego.

Odwiedź mój profil na
Instagram Top