Kona nie miała ostatniego łatwego życia – praktycznie zwinęła się w atmosferze kontrowersji i sentymentalnych nekrologów pisanych przez rowerowe media. Ale plotki o jej śmieci okazały się przesadzone, a sięgnięcie dna ułatwiło założycielom odkupienie marki od korporacyjnego właściciela, który na dno ją ściągnął. Pierwszym modelem zwiastującym powrót z zaświatów jest Kona Process 153.

Kona Process 153 CR – co to za rower?
Jest to trzecia generacja serii Process, zaprezentowana w lipcu 2024. Dzieli się ona na dwa modele: Process 134 i Process 153. Jak pewnie się domyślasz, różnią się skokiem, osprzętem i wynikającym z tego przeznaczeniem. Process 153 to all-mountain/enduro o skoku 160/153 mm (przód/tył), na kołach 29″ (z opcją mulleta). Z kolei „CR” w nazwie oznacza karbonową ramę – dostępne są też tańsze modele aluminiowe.
Rama

Geometria i dobór rozmiaru
Kąt główki ramy 64,5° i podsiodłówka w okolicach 76,5-76,9° to wartości w zasadzie książkowe dla nowoczesnego roweru enduro. Wyróżnia się natomiast dość krótka główka ramy, ale Kona zostawiła wystarczająco dużo podkładek pod mostkiem, żeby doprawić sobie pozycję do smaku (uwzględnia to też ciut dłuższy od przeciętnej reach).
Process 153 jest dostępny w czterech rozmiarach pokrywających zakres 430-515 mm, odpowiadający wzrostowi ok. 160-200 cm. W testowanej M-ce reach ma 455 mm, co w połączeniu z raczej niskawym stackiem (615 mm) daje bardzo przyjemne dopasowanie do moich 170 cm wzrostu. W razie czego, osobom na granicy rozmiarów życie ułatwiają bardzo krótkie rury podsiodłowe: 380 mm w M-ce (z możliwością pełnego wsunięcia sztycy)!
Ekstremalnie krótki jest też chainstay: 435 mm (z kołem 29″!). Jest to więc idealny rower dla kogoś, kto większość czasu jeździ na tylnym kole. Dla pozostałych 99,8% riderów może to być problematyczne, zwłaszcza dla wysokich. W ich przypadku obawiałbym się też kąta rury podsiodłowej, który w tabelce wygląda dobrze, ale realnie jest dość płaski – przy mocnym wysunięciu sztycy, siodło powędruje dalej nad tylne koło, potęgując efekt krótkiego chainstaya na podjazdach.
Osprzęt

Na szlaku
Podjazdy
Już po tabelce z geometrią widać, że Process 153 stawia na nieco bardziej agresywną pozycję – niski stack i dość neutralny kąt rury podsiodłowej pozwalają wyciągnąć się w siodle i efektywnie nabijać kilometry. Takie ustawienie daje też dobre rozłożenie masy, mimo ultra-krótkiego chainstaya.
Ja jednak wolę nieco wyżej położoną kierownicę, a to trochę zaburza porządek. W najwyższym ustawieniu, walka na stromych, technicznych podjazdach wymaga już świadomego dociążania przedniego koła. Warto wtedy też przesunąć siodło do przodu, ze względu na wspomniany efektywny kąt podsiodłówki, bardziej płaski, niż wynikałoby to z tabelki.
Zawieszenie startuje z dość wysokiego przełożenia, jest więc czułe i miękkie, a po wskoczeniu na rower chętnie wpada w sag. Ale jak już wpadnie, anti-squat w okolicach 110% zapewnia solidne podparcie z optymalnym połączeniem trakcji i efektywności przy pedałowaniu – dźwignia platformy bardziej tu przeszkadza, niż pomaga.
Można po nią ewentualnie sięgnąć przy wyciskaniu twardych przełożeń, co niestety ma tu miejsce dość często – korba 175 mm z zębatka 32T to najbardziej pospolite i najbardziej niepraktyczne rozwiązanie przy kole 29″. Po wymianie zębatki na 28-30T, bez problemu można na Processie 153 planować całodniowe (lub kilkudniowe) tułaczki po górskich szlakach. A przecież jest to rower przeznaczony przede wszystkim do katowania traili enduro!
Zjazdy
Podobnie jak na podjazdach, na zjazdowe zachowanie odczuwalnie wpływa ustawienie wysokości mostka. Bardzo krótki tył powoduje, że Process przy leniwej jeździe lubi w zakrętach wyjeżdżać przodem. Sytuację dość skutecznie ratuje najlepsza możliwa przednia opona, a obniżenie kierownicy pozwala jeszcze bardziej ograniczyć ten efekt.
Ale znacznie lepszym rozwiązaniem jest…. unikanie leniwej jazdy. Process wyraźnie daje do zrozumienia, że został zaprojektowany z myślą o aktywnym i dynamicznym stylu jazdy, z dociążaniem przodu na wejściu w zakręty i wyskakiwaniem z łuków na tylnym kole. Wystarczy odrobina zaangażowania, żeby Process miękko kładł się w skręcie, dając mnóstwo pewności do takiej jazdy.
Preferowane przeze mnie wysokie ustawienie kierownicy daje też bardzo stabilną pozycję „w rowerze” i podbudowuje zjazdowe ego przy zapuszczaniu się na czarne bikeparkowe trasy. Jest to cecha, która nie zawsze wynika z tabelek, a jest dla mnie absolutnie kluczowa w rowerze tej klasy – Process bardzo pomaga w jeżdżeniu tak, jak wyobrażasz sobie, że jeździsz po seansie filmów na Pinkbike’u.
Śliskie ścianki na downhillowych trasach obnażają jednak piętę achillesową jednozawiasowego zawieszenia. Na hamulcu jego czułość zaczyna kuleć na tyle, że tył staje się podatny na wytrącanie z równowagi przez śliskie korzenie i inne „przeszkadzajki”. Choć nie chciałbym, żebyś mnie źle zrozumiał – większość systemów z wirtualnym punktem obrotu zachowuje się tak samo, a damper jest tu tak dobrze zestrojony z kinematyką, że w większości sytuacji efekt ten nie jest odczuwalny.
Trzymając się tras czerwonych, zawieszenie działa tak dobrze, że zacząłem rozumieć, dlaczego inżynierowie Kony woleli (na razie?) skupić się na optymalnym zestrojeniu kinematyki i dampera, niż na zmianie całego systemu. Zwłaszcza, że opisane wyżej przysiadanie tyłu przy hamowaniu można wykorzystywać do jeszcze bardziej agresywnego napadania na zakręty.
Czuć też przyjemnie stłumiony feeling karbonu połączony z odpowiednio dobraną sztywnością – odczuwalna jest klasa ramy, a wrażenie to potęguje… cisza (gumowe osłony robią robotę!). Ogółem: wszystko tutaj działa jako spójna całość, co zwykle jest wrażeniem typowym dla marek premium (do których Kona przecież nie należy).
Bym zapomniał! Process świetnie też spisuje się przy skakaniu! Tak jak ogólnie nie lubię bardzo krótkiego tyłu, tak na hopach niewątpliwie pomaga on w wyczuciu wybicia nawet takiemu amatorowi, jak ja. Intuicyjność działanie jednozawiasowego zawieszenia też jest nie bez znaczenia.
Kona Process 153 CR – werdykt
Jak opisać nowego Processa 153 jednym słowem? Może… „przystępny”? Jest to jeden z tych rowerów, na które wskakujesz i po paru zakrętach czujesz się, jakbyś jeździł na nim trzeci sezon. Ale bynajmniej nie oznacza to, że jest nudny! Wręcz przeciwnie – jego „przystępność” bardzo ułatwia budowanie aktywnego stylu jazdy i dynamiczne atakowanie coraz trudniejszych tras, dając przy tym mnóstwo frajdy. Jednocześnie nie cierpi na tym zbytnio przydatność do bardziej „romantycznych” odmian enduro. Więc choć parę rzeczy można by w nim w przyszłości poprawić, Process 153 jest zaskakująco dobrym allrounderem, jakiego Kona teraz potrzebuje.
Walety:
- intuicyjny charakter prowokujący agresywny styl jazdy;
- dobra wszechstronność również na dłuższych tripach;
- piękna i dobrze wykonana rama;
- mimo prostego systemu, dobra kinematyka zawieszenia i zestrojenie dampera;
- spójna specyfikacja ze smaczkami dla świadomych riderów.
Zady:
- bardzo krótki chainstay nie każdemu przypadnie do gustu;
- ramie brakuje paru praktycznych rozwiązań;
- korba 175 mm z zębatką 32T ogranicza na podjazdach.
Cena: 23 699 zł
Masa: 16,0 kg (rozmiar M, z pedałami, na mleku)
Strona producenta
Strona dystrybutora: Facebook / Instagram
Bonus: Rodzeństwo w rodzinie Processów
Kona Process 153 DL
Poza dwoma modelami karbonowymi, Process dostępny jest też w dwóch specyfikacjach na ramie aluminiowej. Najtańszy model za 14,2 tys. zł może być ciekawą opcją dla początkujących adeptów jazdy bikeparkowej i duchowym spadkobiercą dawnych Stinky i Coilerów, choć jego specyfikacja skrywa wiele kompromisów. Widoczny na zdjęciu Process 153 DL za 18,5 tys. zł wypada pod tym względem zdecydowanie lepiej.
Kona Process 134 CR
Całkiem oddzielną gałęzią są modele o mniejszym skoku 140/134 mm – również dwa karbonowe i dwa aluminiowe. Widoczny na zdjęciu Process 134 CR to odpowiednik testowanego roweru, czyli tańszy wariant na węglu (25,8 tys. zł). Mniejszy skok, lekki Fox 34 i opony EXO na pewno poprawią dynamikę jazdy na wycieczkach w klimatach bardziej singletrackowo-crosscountrowych, ale główka 65.5, tarcze 200 mm i damper z zewnętrznym zbiorniczkiem nie pozostawiają złudzeń, że chodzi raczej o XC w stylu kanadyjskim. Idealne połączenie dla kogoś, kto mieszka daleko od gór, ale nie chce się ociągać na weekendowych wypadach do Srebrnej Góry czy na wakacjach w Alpach.
Zobacz też:
- Systemy zawieszenia cz. 2: który jest najlepszy?
- Test: Marin Alpine Trail 1 2025
- Bikeporn: Santa Cruz Heckler 5 – retro enduro
Kona, ale jeszcze dycha…
Niepokonana
Ale popłynęli z tą ceną aż dwa razy sprawdzałem
Porównując ceny z konkurencją, warto pamiętać o dwóch rzeczach: po pierwsze, to jest cena katalogowa. Po drugie: karbonowa rama (razem z wahaczem).
Process wpada gdzieś pomiędzy:
Oczywiście można porównywać do marek wysyłkowych (trochę bez sensu) lub do cen wyprzedażowych (całkiem bez sensu). Z drugiej strony można też porównać np. do Treka czy Specializeda, gdzie ceny za karbonowe modele bieżącej generacji nie schodzą poniżej 30k…
Więc oceniając Konę w ten sposób, nie jest to okazja stulecia, ale też moim zdaniem nie ma dramatu.
Dokładnie. Ceny katalogowe a transakcyjne to zupełnie co innego.
Właśnie Occama LT M30 nabyłem za 13 tyś przy cenie katalogowej też jakoś 23 tyś. Warto szukać i negocjować.
Swoją drogą mój pierwszy 29er i wjeżdżając na Czantorię pomyślałem dokładnie o tym samym – za duży blat z przodu. Da się podjechać ale… w stylu Jana Ulricha ;-)
Chciałbym wejść do sklepu rowerowego i dostać 40% rabatu na rower ;] jak dostaniesz 15% to będzie dobrze.
Cóż było bardzo dobrze ;-) Wszedłem wymieć łożysko tylnej piasta mojego Gianta, a wyszedłem z Orbeą. No i łożyskiem :-)
Jak 6 lat temu kupowałem rower to też przyzwoity rabat dostałem ok. 20%.
15% może być sukcesem na początku sezonu, ale na koniec to jest minimum przyzwoitości.
a Orbea occam Lt M30 katalogowo 18.900, w podobnej konfiguracji i można jeszcze spersonalizować niektóre podzespoły, a rabaty też dają
Legendarna marka wskrzeszona, bardzo się cieszę! Mam nadzieję że ten model opisany w artykule to tylko przystawka, i w przyszłości zaserwują nam ciekawsze rozwiązania (4 zawias, dopracowana rama bez wystających kabli itp pierdołów). Trzeba zacząć zbierać kasę, może za 2-3 lata będzie warto coś kupić od tej marki :))
Czemu do pełni szczęścia brakuje sztycy w rozmiarze 34,9 mm? Co nieszczęśliwego jest z 31,6? Rozmiarów jest chyba (wystarczające) cztery a nie pięć. Z porównywaniem cen to jest chyba tak, że publicystom łatwiej w katalogowych (bo da się do czegoś odnosić) ale realia są takie, że użyszkodnik i tak porównuje ceny promocyjne/rabatowe/wyprzedażowe w okresie procesu szukania rowera.
Z tych pięciu rozmiarów tylko 34,9 mm ma na uwadze sztyce regulowane. Mniejsze średnice to próba upchnięcia skomplikowanej pneumatyki/hydrauliki w zbyt ciasnej rurce, nie pozwalającej np. na prawidłowy „bushing overlap” (sorry, nie znam polskiego odpowiednika) czy rozmiar uszczelnień. Powoduje to problemy z trwałością i ogranicza maksymalny skok. Nawet inżynier RockShoksa w jednym z wywiadów stwierdził, że z inżynierskiego/mechanicznego punktu widzenia, Reverb jest pełen błędów, ale nie dało się go zrobić zgodnie ze sztuką właśnie ze względu na „historyczne” ograniczenie średnicy. Dlatego większość firm przesiada się na 34,9 mm i za jakiś czas w rowerach MTB rozmiar powinien być jeden, a nie cztery czy pięć.
Sytuacji cenowej nie musisz mi tłumaczyć, wystarczająco się z tym naużerałem w komentarzach pod zestawieniami „top 10” ;P Ale zgodzisz się, że pisanie, że jakiś rower jest fatalnie wyceniony, dlatego że w promocji można kupić podobny 30% taniej, jest trochę głupkowate. Porównujmy ceny katalogowe do cen katalogowych, a promocyjne do promocyjnych.
Dzięki za rozwinięcie tematu średnicy droperów. Aż z ciekawości sprawdziłem i rzeczywiście Spec i Trek w nowych mają 34,9 więc idzie w tę stronę. Z drugiej mańki nigdy u siebie nie miałem przygód z droperami czy to na 30,9 czy 31,6 a i u znajomych raczej był to rzadko usterkowy temat aczkolwiek dotyczył 150/170 mm skoku. Po chwili refleksji zgadzam się, że teraz – przy dużych wartościach skoku – 34,9 to dobry kierunek.
O rozmiarach nieprecyzyjnie sie wyraziłem – chodziło mi o rower. W tabelce masz cztery rozmiary a w tekście (tuż pod tabelką) piszesz o 5-ciu. Jeśli piąty istnieje to oby w XS ;)
W ogóle kwestii fatalności czy wspaniałości wycenienia jeździdeł bym nie podnosił bo to bardzo zmienne i zależne. Każdy głębiej zainteresowany sobie sam podrąży i wyrobi opinię. Osobiście jestem w stanie iśc na pewne świadome kompromisy no ale to już bardziej kwestia majętności lub podejścia do swojego bogactwa. Oczywiście rozumiem potrzebę jakiegoś porządku i standaryzacji na potrzeby top 10/10+. A propos – już czas ;)
Aaa, sorry, nie zajarzyłem (z rozmiarami). Dzięki za czujność, poprawiłem!
bushing overlap = przekrywanie ślizgów?
Tłumacząc dosłownie – tak, choć nie wydaje mi się, żeby było to choć odrobinę bardziej zrozumiałe ;)
No i w tym przypadku tłumaczenie dosłowne nie działa, bo „przekrywanie” oznacza nachodzenie na siebie np. warstw. A w przypadku ślizgów, termin „overlap” jest stosowany dość… swobodnie. W branżowym slangu stoi za nim odległość między ślizgami w powiązaniu z długością i średnicą podpartej rury i idąca za tym sztywność i tarcie – więc chyba łatwiej po prostu napisać „bushing overlap” ;)
Podrzucisz może stravkę / gpx do zdjęć z romantycznej enduro randki z Koną?
Mniej więcej tak to wyglądało, jeśli chodzi o wycieczkę pod zdjęcia: https://pl.mapy.cz/s/legozedebe
Mniej więcej, to znaczy, że są tam gdzieś ukryte singielki?
Niestety nie ;) Ale odbiłem jeszcze kawałek czerwonym dół z Małej Rycerzowej, żeby tam zrobić parę fotek.