Merida nigdy nie była marką, o której riderzy enduro/trail śnią po nocach, a tymczasem wraz z zeszłoroczną premierą modeli One-Forty i One-Sixty jednym susem wskoczyła do ścisłej czołówki tych kategorii (nie licząc mocnego przedskoczka w postaci elektrycznej eOne-Sixty). Ta druga seria wzbogaciła się właśnie o jeszcze bardziej hardkorową odmianę. Miałem okazję pojeździć na niej jeszcze przed premierą – zapraszam do pierwszych w Polsce wrażeń z jazdy na Meridzie One-Sixty FR.
Merida One-Sixty FR – co to za rower?
Mniej więcej taki, jak sugeruje nazwa: jest to brat bliźniak Meridy One-Sixty, który spędzał więcej czasu na siłowni. „Mniej więcej”, bo jak sama nazwa wskazuje, skok zawieszenia to okrągłe 171 mm, zestawione z widelcem 180 mm. Czego nie rozumiesz.
W odróżnieniu od dość rozbudowanej oferty endurowego modelu One-Sixty, model bikeparkowy dostępny jest tylko w dwóch wersjach wyposażenia. Obie oparte są na aluminiowej ramie i kołach mullet (przód 29″, tył 27.5”), niezależnie od rozmiaru. W specyfikacji kluczową zmianą jest sprężynowy damper i widelec o większym skoku.
Merida nie reklamuje tego roweru jako modne „superenduro”, bo jego koncepcja jest znacznie bardziej przyziemna i zupełnie nie racingowa: rower ma być prosty, przystępny i bezproblemowy na kilku(tygo)dniowych wakacjach w alpejskim bikeparku, gdzie ma skutecznie zastąpić rower DH (bo też kiedy ostatnio widziałeś zjazdówkę w bikeparku?). Przy coraz większej liczbie “wyciągowych” tras rowerowych i dominacji elektryków na szlakach naturalnych, taki kierunek ma więcej sensu, niż wydaje się na pierwszy rzut oka.
Czym rama FR się różni od „zwykłej” One-Sixty?
Geometria i wybór rozmiaru
One-Sixty FR ma zastąpić w Twoim garażu rower DH, więc kąty muszą się zgadzać. Główka ramy z widelcem 180 mm to ultra-płaskie 63,5°, a podsiodłówka – równie radykalne i pomagające na podjazdach 78°.
Wspomniałem wyżej o sztycy – ta w One-Sixty FR 600 ma potężne 230 mm skoku (!) z wewnętrzną regulacją (skok można skrócić do swojego wzrostu i wymaganej wysokości siodła w zakresie 30-230 mm). W połączeniu z krótkimi rurami podsiodłowymi, bardzo otwiera to możliwości wyboru rozmiaru ramy wyłącznie na podstawie długości. Pomagają w tym też krótkie główki ramy – o tym aspekcie większość producentów zapomina w kontekście możliwości wskoczenia na większy rozmiar.
A jest z czego wybierać, bo rozmiarów jest aż pięć: od XShort (reach 409 mm, baza kół 1193 mm) po XLong (519 mm, 1314 mm).
Rozmiarówka Meridy zakłada, że każdy powinien być w stanie wybierać spośród trzech rozmiarów. I faktycznie, nawet przy dość problematycznych 170 cm wzrostu, bez problemu wpasowałbym się na S i M, ale teoretycznie, gdybym lubił rowery dłuższe od przegubowego Ikarusa, mógłbym ustawić pod siebie nawet L-kę.
Wyposażenie
Na szlaku – pierwsze wrażenia
Na One-Sixty 600 FR pojeździłem dwa solidne dni – jeden zjazdowo-shuttlowy, drugi racingowy, na zawodach Merida THE EX. Pozwoliło mi to porządnie ustawić rower pod siebie i wyciągnąć wstępne wnioski, ale oczywiście trudno traktować to jako pełnoprawny test.
Pewnie cechy roweru ujawniły się jednak bardzo szybko – przede wszystkim jest on zaskakująco zrywny przy pedałowaniu, co było ostatnią rzeczą, jakiej bym się po nim spodziewał. Wzorowa pozycja w siodle wynikająca z bardzo stromej rury podsiodłowej czyni cuda. Do tego bardzo użyteczna jest dźwignia tłumienia kompresji na damperze (to również jest zdanie, o którym myślałem, że nigdy go nie napiszę). Nie tylko tłumi ona pompowanie, które w pozycji otwartej jest bardzo odczuwalne, ale przede wszystkim skutecznie podtrzymuje zawieszenie wysoko w skoku, zapobiegając zapadaniu się geometrii – zwłaszcza w najtwardszym z trzech ustawień. Z kolei środkowe bardzo dobrze sprawdza się na naturalnych szlakowych podjazdach, pozwalając damperowi działać na tyle, żeby tylne koło miało zapas trakcji.
Ale po pokonaniu nieco dłuższego dystansu, tak mniej więcej po 500 metrach przewyższenia, wysoka masa i zjazdowe opony zaczynają o sobie przypominać i staje się jasne, że jest to rower przede wszystkim do jazdy z wykorzystaniem wyciągu, „tarpana” czy innej formy teleportacji na start trasy zjazdowej. Nawet na zawodach enduro z całkiem wymagającymi OS-ami czułem, że jest to overkill i po pierwszym dniu przesiadłem się na lżejszy rower o mniejszym skoku (podobnie zresztą, jak pozostali uczestnicy prezentacji).
Choć oczywiście później czasem tego żałowałem, bo One-Sixty FR pozwala pakować się w strome i śliskie sekcje po korzeniach i kamcorach na nieznanych trasach z ogromną pewnością. Nawet jeśli nie byłem w stanie w pełni wykorzystać jego potencjału, bo jak można się spodziewać, One-Sixty FR rozwija skrzydła przy agresywnym atakowaniu wymagającego terenu. Zawieszenie i pancerne opony prowokują do pompowania nawet mocno technicznych sekcji, a im bardziej stanowczo starałem się wrzucić rower w zakręt, tym szybciej i pewniej go pokonywałem. Nie powiedziałbym jednak, że rower ten jest wymagający dla mniej zaawansowanych, jego charakter przy spokojniejszej jeździe jest całkiem przystępny.
Ten spokój na szlaku to w dużym stopniu zasługa sprężyny stalowej w damperze. Działa wspaniale przewidywalnie, jest bardzo czuła i skutecznie przykleja rower do podłoża. Więcej siły wymaga przez to skakanie, ale jest to dobrze znana zależność – jeśli chcesz wybijać się z byle kamyczka, wybierz powietrze. Ale jeśli chcesz skakać hopy na ślepo i lądować na dywanach korzeni (tudzież wyrąbanych bikeparkowych tarkach), docenisz pluszowość sprężyny stalowej.
Sytuację ze skocznością trochę ratuje mullet, czyli tylne koło 27.5″. Choć przy moim skromnym wzroście dużo bardziej doceniłem większą swobodę ruchu, jaką daje ono na stromych ściankach.
Mniej zachwycił mnie widelec, który początkowo był bardzo przetłumiony, zarówno po stronie kompresji, jak i powrotu. Sytuacja poprawiła się po kilku zjazdach i wyciągnięciu tokenów, co pozwoliło zwiększyć nieco ciśnienie. Jest to więc temat otwarty, wymagający dłuższego testu. Ale póki co obawiam się, że nie będzie to najlepszy wybór dla lekkich riderów. Cechą charakterystyczną DVO jest też bardzo głośne siorbanie tłumika. Konkurencja jest w tym zakresie mocno do przodu.
Nie polubiłem też hamulców TRP – pomimo potężnej siły tarcz 220/200 mm, nie czułem się z nimi pewnie z powodu głupiej pierdoły: zbyt wąskiego zakresu regulacji odległości dźwigni od kierownicy. Ustawienie minimalne jest całkowicie nieodpowiednie dla osób o małych dłoniach.
Merida One-Sixty FR – (wstępny) werdykt
Freeride’owa odmiana One-Sixty to rower trochę dziwny i niszowy, a dla marki takiej jak Merida, nawet… odważny. Ale po dłuższym zastanowieniu – całkiem sensowny. Jego główny target to (jak powiedział mi sam projektant) wypożyczalnie przy bikeparkach, gdzie liczy się przede wszystkim zapas wytrzymałości, bezproblemowy serwis i przystępna cena. Widać to w zastosowanych technologiach (rama wyłącznie z aluminium) i osprzęcie (nacisk na zawieszenie i hamulce).
Teoretycznie cechy te powinny idealnie trafiać też do młodych hardkorów, ale w ich przypadku przetłumiony widelec i nieergonomiczne dźwignie hamulcowe mogą zmusić do modyfikacji w obszarach, które w założeniu mają być najmocniejszą stroną specyfikacji FR. Dla nich paradoksalnie lepszy może być tańszy model One-Sixty FR 400 na widelcu Suntoura i innych hamulcach.
Wersja na zawieszeniu DVO pozostaje jednak kuszącą propozycją dla bardziej zaawansowanych riderów, którzy będą na nim spędzać 90% czasu w bikeparkach, tylko sporadycznie pedałując. Jeśli jednak nie szukasz freeride’ówki, a bardziej wszechstronnego roweru enduro, lepiej wybrać jeden z bardziej konwencjonalnie złożonych modeli ze „standardowej” gamy One-Sixty.
Merida One-Sixty FR 600 2024
Cena: TBD
Masa: 17,2 kg (według producenta)
Dostępne rozmiary: XS-XL
Strona producenta
Bonus: Najciekawsze alternatywy z oferty Meridy
Zacznijmy od tego, że do testowania trafił mi się nudniejszy wariant kolorystyczny – czarny połysk z zielonym DVO robi zdecydowanie większe wrażenie na żywo!
Merida One-Sixty FR 400
Jak już wspomniałem, warty uwagi jest też drugi, tańszy model z linii FR (też dostępny w dwóch kolorach – czemu ja ostatnio tak na to zwracam uwagę? Chyba się starzeję). Zachowuje on świetny damper DVO (w wersji D3), natomiast widelec to już SR Suntour Durolux 38 RC, czyli też całkiem poważny, a nawet… pokrewny sprzęt (SR Suntour produkuje widelce dla DVO). Hamulce pochodzą z budżetowej marki Tektro (TRP to marka „performance” tego samego producenta), co paradoksalnie może im wyjść na dobre. Napęd to budżetowy Shimano CUES U6000 z 10-rzędową kasetą o wystarczająco szerokim zakresie 11-48T.
Merida One-Sixty 700
Druga oczywista alternatywa to zasugerowana przeze mnie „zwykła” One-Sixty z powietrznym damperem i widelcem o mniejszym skoku 170 mm, co zmienia nieco geometrię (główka 64° i podsiodłówka – uwaga! – 79°). W zależności od rozmiaru ramy, toczy się ona na kołach mullet (XS-M, skok 171 mm) lub 2×29″ (L-XL, skok 162 mm), choć z wykorzystaniem flip chipa można to oczywiście zmienić po zakupie.
Szczególnie dobrze wypada model środkowy na zawieszeniu Fox/Marzocchi i „pokombinowanym” osprzęcie Shimano. Ale jak pokombinowanym! Montaż manetki wyższej klasy, niż przerzutki (XL/SLX) to praktyka niespotykana w branży, a słuszna i zbawienna (manetka ma zdecydowanie większy wpływ na jakość zmiany biegów). Z kolei kaseta i łańcuch to elementy typowo eksploatacyjne, więc oszczędności są tu najbardziej sensowne (Deore / KMC). A do tego dostajesz błyskotkę w postaci korby Race Face. Ogar product managera widać też po oponach Maxxisa (idealna kombinacja bieżników, mieszanek i oplotów zawsze zmiękcza moje serce). Moim zdaniem to już jak najbardziej może być rower, który śni się po nocach!
Merida One-Sixty 500
Model najtańszy ma trochę więcej kompromisów w wyposażeniu (m.in. dość słaby damper czy wycofywana 11-rzędowa wersja Deore), ale zapomnisz o tym po sprawdzeniu ceny. Za 12 tys. zł praktycznie nie da się dziś kupić roweru enduro, więc tym większe wrażenie robią topowe opony czy bardzo dobre hamulce Deore M6120 (wymieniłbym tylko tarcze). Może to być bardzo ciekawy wybór dla początkującego ridera i baza do rozbudowy wraz ze wzrostem umiejętności – Yari można przerobić na topowego Lyrika wymieniając same wnętrzności, a dość prosta kinematyka zawieszenia powinna dogadać się z różnymi damperami (jak pokazuje przykład sprężyny w testowanej wersji FR).
Zobacz też:
Słabo to widzę z tym flex-stayem. I tak waży tonę to by dali tam te łożyska, zamiast cudować.
Ale to ciągle ta sama rama – jedną z jej cech charakterystycznych jest flex-stay. No i kategoria 5 zobowiązuje – musieli to grubo przetestować, żeby się pod tym podpisać, skoro wiadomo, że takie rozwiązanie może budzić wątpliwości. Widziałem też, że klasyczne warianty mają dożywotnią gwarancję na ramę (przynajmniej na niektórych rynkach – nie wiem, czy wszędzie)
Trafiłeś w sedno, bardziej ideologicznie nie pasuje to do kategorii, mimo że wszystkie elementy się odkształcają pod obciążeniem, to u niektórych osób takie rozwiązania mogą skreślić ramę.
czytałem na innym teście że to nie było 500 tyś a 100 tyś gdzie normalnie jest 50tyś. Ale że jakiś poważny instytut to sprawdzał i gwarantują że jest ok stad te 5lat
Wszyscy autorzy dzisiejszych testów siedzieli na tej samej prezentacji, więc ciekawe są te rozbieżności ;) Ja sobie zapisałem, że One-Sixty była testowana do 500 tys. cykli ze względu na hardkorowe przeznaczenie, a drugi model, o mniejszym skoku, który premierę ma za tydzień – 250 tys. cykli.
z pinkbike’a
„Merida say it’s been fatigue tested by the Zedler Institute and went „well beyond industry standards”. This included a custom test where the suspension was fully cycled with a shock fitted over 100,000 times. Merida’s five-year warranty suggests they believe it will stand the test of time in the real world.”
ale może im o coś innego chodziło :)
Tak jak pisałem – z Sebem z Pinkbike siedzieliśmy na tej samej prezentacji. Ja zapisałem 500 tys., on najwidoczniej 100 tys. Kto ma rację? Widzę, że w Twoich oczach wyrocznią jest PB :P
Podobny patent wykorzystuje Romet Dagger. Faktycznie ciekawe jak z trwałością takiego rozwiązania. A swoją drogą przydałby się test tego Daggera, bo rower wygląda całkiem nieźle ;)
No, trochę trafiłem… ;)
A co sądzisz o bieda wariancie endurówki, czyli modelu 500?
Dodałem jego krótki opis na końcu artykułu :)
Tam są jeszcze nieco słabsze koła niż w wersji 700, no i parę rowerów enduro (lub prawie enduro ;)) można dzisiaj w okolicach tej ceny kupić (Spectral, Torque, Alpine Trail, Reign, Thunderbird – trochę by się tego uzbierało…)
Także aż tak dużo alternatyw nie widzę. Z mojego przeglądu rynku fulli, który niebawem opublikuję, wynika że do zakupu roweru enduro lepiej podejść z 15-18k w kieszeni. Przy mniejszym skoku jest łatwiej.
Spectral AL5, to można teraz nawet poniżej 10K kupić, AL6 teraz jest bodaj 12600, a w wakacje jeśli dobrze pamiętam ok. 11500, czyli w cenie w której normalnie sprzedają AL5. Alpine Trail w Decathlonie był też jakoś poniżej 12K, trochę powyżej widziałem Thunderbirds CF w wersji EVO na Domainie, gdzieś tam jeszcze się Blackbird i Define przewijały. Ba, za niecałe 14 można obecnie kupić Slasha 7 (gen 5), a Reign 29 w wersji z 2022 też jest dostępny znacznie taniej, niż wersja 2023.
Ja porównując ceny patrzę wyłącznie na ceny katalogowe, inaczej takie analizy nie mają sensu (Meridę też na pewno można kupić sporo taniej).
No niby słuszne podejście, ale ta One-Sixty 500 katalogowo dopiero niedawno staniała do 11999, jeszcze z miesiąc temu była oficjalnie coś w okolicach 15K, podczas gdy realnie można ją było kupić nawet za 11299… Teraz już gorzej z dostępnością, więc nawet w katalogowej cenie może być trudno z konkretnymi rozmiarami. Niektóre z wymienionych rowerów mają katalogowo mocno wyśrubowane ceny podczas gdy realnie można je kupić znacznie taniej (i nie mówię tu o jakichś osobiście wynegocjowanych rabatach, a tym jak stoją oficjalnie na stronie danego sklepu). Mocno rozglądam się za nowym rowerem z większym skokiem, więc od kilku miesięcy śledzę temat, a ta Merida zauroczyła mnie ramą (osprzętem już niekoniecznie, ale tu naprawdę ciężko przebić Spectrala AL6, przy promocjach jakie od czasu do czasu potrafi odpalić Canyon). BTW, Rockbird fajny, ale do kupienia pewnie koło połowy przyszłego roku, a aż tyle nie będę czekał. :)
Jaad75 pamiętaj, że w markach sklepowych, wraz z rowerem kupujesz szeroko pojetą „obsługę sklepu”, obslugę i pomoc prz reklamacjach itp. W markach internetowych tego nie ma.
Od ponad 20-tu lat kupuję większość rzeczy online i nigdy nie miałem problemu z reklamacjami – zresztą zazwyczaj procedura reklamacyjna w sklepie stacjonarnym, czy online jest taka sama i nawet zysku czasowego tu brak. Jeśli chodzi o pozostałą obsługę, to nie wyobrażam sobie co realnie musiałby oferować sklep stacjonarny, żeby przekonać mnie do zakupu w nim, jeśli cena byłaby wyraźnie wyższa, niż online. Z kolei to, czy online kupuję bezpośrednio od producenta, czy od pośrednika zazwyczaj nie ma najmniejszego wpływu na nic, poza najczęściej ceną. Tak, wiem, że to zabija fizyczne sklepy. Nic na to nie poradzę. Zapewne są ludzie, którym łatwiej, gdy ktoś za nich coś załatwia i pośredniczy w całej procedurze, mnie to nie robi szczególnej różnicy.
Myślę, że jest to szczególnie dla osób początkujących, które nie do końca jeszcze ogarniają tematy serwisowe – jak w rowerze „dzieje się coś dziwnego”, to łatwiej podjechać do zaprzyjaźnionego sklepu, który większość problemów załatwi bez pisania reklamacji.
A SZCZEGÓLNIE jest to przydatne (również dla mnie) w przypadku elektryków, w których „coś dziwnego” dzieje się dużo częściej i trudno to samemu zdiagnozować.
To znaczy, ja mówiłem ogólnie o zakupach online, nie konkretnie o zakupach rowerowych, bo tu do tematu, jak i do samej jazdy, wróciłem po długim czasie zaledwie trochę ponad 4 lata temu. :)
Nie zmienia to jednak faktu, że rower to nie jest aż tak skomplikowane urządzenie (no może elektryczny bardziej :)), więc większość typowych spraw serwisowych ogarniam samemu, a z pomocy mechanika korzystam wtedy, gdy coś wymaga specjalistycznych narzędzi lub doświadczenia w serwisowaniu (amortyzacja). Dla rzeczy, które dotąd wymieniałem na gwarancji i czasu trwania samej procedury, fakt pośrednictwa sklepu lub jego braku nie miał większego znaczenia.
Odnośnie długości główki sterowej ja mam zupełnie odmienne zdanie. 105mm w rozmiarze L to śmiech na sali. Ktoś przy wzroście 180cm albo i więcej kupi taki rozmiar i właduje 5cm podkładek pod mostek ( o ile wystarczy rury sterowej). Niby nie ma w tym nic złego, tylko że z idealnie moim zdaniem dobrany dla tego rozmiaru Reach nagle zaczyna nam się kurczyć. Zresztą wystarczy się wybrać do jakiegokolwiek bikeparku i przyjrzeć się rowerom wyższych osób, praktycznie każdy ma 2-3cm podkładek pod mostkiem i to przy dużo wyższych główkach niż w tej meridzie.
ale przecież stack w L to 629, a w XL 643 mm (w klasycznej wersji odpowiednio 626 i 638 mm) – to nie jest znowu aż tak mało… Poza tym, zamiast podkładek pod mostek wkładasz kierownicę z wyższym wzniosem i reach-a nie skracasz.
Mam 187cm wzrostu i stack w L to jak dla mnie jakieś 2cm za mało. Gdybym chciał mieć taki jak mam w obecnym rowerze, też w rozmiarze L, to bym musiał władować 5,5cm podkładek. Odnośnie kierownic to ile sensownych marek produkuje coś powyżej 35mm wzniosu? Niewiele. Owszem są ale wybór jest mocno zawężony. Oczywiście stack to kwestia indywidualnych preferencji ale tak jak pisałem poprzednio, wystarczy pooglądać rowery ludzi powyżej 180cm wzrostu i zobaczyć ile mają podkładek pod mostkiem. Moim zdaniem w kwestii wysokości główki Santa Cruz podchodzi wzorowo do tematu.
Dodam jeszcze, że raczej logicznym jest, żeby wszystkie długości rosły proporcjonalnie z rozmiarem ramy. Ile to się ostatnio słyszy o tym jak wszyscy chcą żeby długość wahacza była dostosowana do reachu. A co robi Merida? Dla pięciu rozmiarów proponuje trzy długości główki. W żadnym wypadku nie hejtuje Meridy, bo wg mnie to fajny rower i sam mocno zastanawiałem się nad karbonowym one sixty ale to właśnie krótka główka zadecydowała, że kupiłem coś innego.
Jasne, każdy ma swoje preferencje. Jeśli ktoś lubi mieć wysoko kierownicę, wtedy faktycznie konieczność wymiany kierownicy będzie upierdliwa i może zniechęcić do zakupu. Tyle że będzie to raczej dotyczyło większości rowerów na rynku*.
Z drugiej strony są takie rowery jak stary Spectral, który w każdym teście dostawał baty za zbyt długą główkę w dużych rozmiarach, czego wymianą kierownicy już się nie da łatwo poprawić.
Merida wybrała więc po prostu inną koncepcję, z pewnego punktu widzenia sensowną. Warto może tylko dodać, że większe rozmiary mają większy wznios kierownicy – 30 mm.
* W ramach zobrazowania: porównanie, jak wypada zakres stack w rowerach o zbliżonym przeznaczeniu:
Jak widać, Santa Cruz faktycznie mocno się wybija, a Merida jest poniżej średniej, ale bez szaleństw.
Teoretycznie wypada jak konkurencja i o ile XL ma długość główki w normie to L wypada słabo. Kto nie ma powyżej 180cm wzrostu, nie zrozumie ;) Standardowym problemem wysokich jest zbyt niski przód, zresztą wystarczy spojrzeć na pozycję jaką niektórzy przybierają na rowerze. Część ludzi jest nawet tego nie świadomych i wychodzą z założenia, że tak ma być, główka jaką producent zaprojektował, 2cm podkładek, kiera 20-30mm i fajrant :) W rowerze bikeparkowym jeżdżącym po stromych trasach, typu Czarna Góra jest to szczególnie widoczne. Wiem że nie ma co patrzeć na prosów ale popatrzcie jak do tematu zbyt niskich główek podchodzi chociażby Jack Moir albo Greg Minaar. Nawet amator w pozycji stojącej nie powinien się jakoś przesadnie garbić żeby dosięgnąć kierownicy.
Hmm, przymierzałem się do L-ki (mam 186) i ogólnie mnie zwróciłem uwagi, żeby kierownica była jakoś niżej, niż powinna (domyślnie jest tam wznios 30 mm). To, co zwróciło moją uwagę, to fakt, że reach 497 mm w ogóle nie wydał mi się długi, a byłem pewien, że tak właśnie będzie.
To wszystko za sprawa stromej podsiodlowki. 78 stopni to dosc stromo ale jeszcze nie calkiem radykalnie. Dlatego ja przy 188 cm bralbym XLong
Ja przymierzałem się do 500-tki, więc nawet 79 stopni, ale chodzi mi tu o reach, a nie efektywną TT, więc myślę o pozycji stojącej. Ku mojemu zaskoczeniu, 498 mm i to w połączeniu z nie najkrótszym 40 mm mostkiem, było bardzo ok, mimo, że za optymalny dla siebie reach uważałem dotąd taki 490 max i to wtedy raczej z mostkiem 35 mm. Być może, że zabranie roweru w teren zweryfikowało by negatywnie to pierwsze wrażenie, ale takiej możliwości niestety nie miałem. Inną rzeczą, która uderzyła mnie od razu, to ultra niski przekrok i duży skok sztycy – po ustawieniu wysokości do mojego wzrostu, w najniższej pozycji mogłem na ziemi postawić całe stopy i mieć wyraźnie ugięte kolana, niczym na dziecięcym rowerku, a taka ilość miejsca naprawdę robi różnicę. Nagle 170 mm przestało być w mojej głowie wystarczające do wszystkiego ;)
„Ich oczom ukazał się las”… Merida chyba jest fanem tej produkcji polskiego kina, skoro bikepark, FR… to dlaczego nie bikepark i 10 metrowe hopki? Tylko „las” ?
Może chcieli, żeby pojawiły się jakieś publikacje, więc unikali tras, które zabiłyby wszystkich dziennikarzy? ;) I tak po dwóch dniach ekipa skurczyła się z 12 do 10 osób za sprawą złamań, więc to nie do końca były takie zwykłe leśne ścieżynki ;)
A tak serio, to masz rację, że forma prezentacji/testów nie była dobrze dobrana pod ten rower, stąd też bardziej skupiłem się na drugim nowym modelu, który premierę ma w przyszły piątek.
O jakiej dodatkowej sprężynie w zawieszeniu autor ma na myśli? Jeżeli to 1 zawias to czy mocno czuć blokowanie zawieszenia przy hamowaniu?
Ta sprężyna to flexstay. Zawsze będzie różnica pod kątem utwardzania się zawieszenia między 1 zawiasem, a np horstem. Można to negować lepszym damperem ze sprężyna stalową na przykład, który mniej tracił na czułości wraz ze skokiem. Ten przysiad tyłu ma też swoje zalety – stabilizuje rower na stromych zjazdach, na horście za to rower mocniej przechyla się na dziób, co nie jest miłe ;) Podobne zjawisko co w monopivocie, występuje też w vpp santy czy innych tego typu konstrukcjach.
W sumie w tekście wspomniałem o dwóch dodatkowych sprężynach:
Co do usztywniania się zawieszenia przy hamowaniu, to tak, jest ono trochę odczuwalne, jak w każdym jednozawiasie, ale ilość skoku + sprężynowy damper skutecznie to maskują, bo i tak dają mnóstwo trakcji.
A pod pewnym względem jest to wręcz korzystne zjawisko – zawieszenie lekko przysiada, stabilizując geometrię (a to usztywnianie wynika po prostu z tego, że zawias jest głębiej w skoku – w żadnym razie nie jest to blokowanie!).