Bikeporn: Dartmoor Rocbird Enduro Pro XT Di2

20 sierpnia 2025 8

Jak może zauważyliście, od jakiegoś czasu oferuję konsultacje indywidualne. Dartmoor Rocbird Enduro Pro XT Di2, na którego właśnie patrzysz i próbujesz spamiętać nazwę, w pewnym sensie jest owocem takich konsultacji, choć w tym przypadku bardzo szczególnych, bo „klientem” był… mój bratanek. Jeśli więc lubisz wiedzieć, jakie rowery blogerzy wybierają dla siebie za własne pieniądze – albo chociaż dla najbliższej rodziny za pieniądze brata – zapraszam!

Dartmoor Rocbird Enduro Pro XT Di2 2026
Disclaimer: po wyborze roweru odezwaliśmy się do Dartmoora i kupiliśmy go ze zniżką. Więc chyba artykuł ten podchodzi pod współpracę?

Dartmoor Rocbird Enduro – co to za rower (i czemu go wybraliśmy)?

Publikacja ta nie jest pełnoprawnym testem, bo taki (tańszej wersji Evo) pojawił się już na blogu:

Nie zaskoczy cię więc, że jest to rower enduro o skoku 160/160 mm, na kołach mullet i aluminiowej ramie z czterozawiasowym zawieszeniem.

Opisywany rower jest jednak szczególnie ciekawy ze względu na specyfikację. Jest to topowy model Pro, ale w limitowanej edycji na premierę bezprzewodowej grupy Shimano XT Di2. Dartmoor był jedyną marką w Polsce zaproszoną do współpracy przez Shimano – rowery takie jak ten, były wystawione w 40 sklepach i odsłonięte w momencie premiery nowej grupy. A dokładnie ten egzemplarz prezentowany był na stoisku Shimano na targach Eurobike. Poza pełną grupą XT Di2, wyróżnia się on nowym Foxem 36 2026.

Rocbirda można uznać za następcę dużo prostszego, jednozawiasowego Blackbirda. I co ciekawe, również w garażu mojego bratanka zastąpił on właśnie Blackbirda Evo 29 (dokładnie takiego, jak testowałem tutaj) – jak widać, Dartmoor zajmuje szczególne miejsce w sercach młodych riderów.

Choć opcji, jakie braliśmy pod uwagę, było mnóstwo. Szukaliśmy wszechstronnego roweru enduro, ale z nastawieniem na hopy i bikeparki. Priorytetem dla nowego właściciela był dobry osprzęt, nie był też przekonany do karbonu. Budżet: ok. 15 tys. zł. Pod koniec na placu boju zostały: Radon Jab MX (moim zdaniem najgroźniejszy rywal), Specialized Status i Canyon Spectral. Ale chyba nie muszę mówić, że opisywany tu limitowany Rocbird wpisał się w te kryteria idealnie.


Rama

Rocbird trochę już jest na rynku, więc dojrzałe, czterozawiasowe zawieszenie, nikogo już w Dartmoorze nie dziwi. Po tym czasie chyba można już też uznać jego konstrukcję za sprawdzoną w boju i dopracowaną pod kątem wytrzymałości.

Względem roweru, który testowałem blisko 2 lata temu, różni się tylko kolorystyka – kameleon z wersji Pro w słońcu wygląda rewelacyjnie, a branding jest na nim nie tylko „subtelny”, a wręcz ledwo widzialny. Trochę tęsknię (wcale nie) za czasami złośliwego liczenia, ile razy na rowerze pojawia się hasło „Ride Your Way”.

Jedna rzecz, jakiej brakowało w przedprodukcyjnym rowerze testowym, to gumowe osłony dolnej rury i chainstaya. Tutaj oczywiście są już na swoim miejscu: grube i dobrze dopasowane, a ta na wahaczu zachodzi wysoko w okolice głównego punktu obrotu. Poza ochroną lakieru, bardzo dobrze wyciszają rower (byłoby pod tym względem rewelacyjnie, gdyby nie drąca ryja piasta – ale tak ma być, młodzież jest zachwycona).

Dolne mocowanie dampera jest wymienne – w połączeniu z krótszym tłumikiem, zmienia to Rocbirda Enduro w Rocbirda Trail. Teoretycznie można to sobie zrobić po zakupie, ale chyba więcej sensu miałaby zmiana w drugą stronę, bo Rocbird Enduro bardzo dobrze kontroluje swoje 160 mm skoku.

Na tym możliwości dostosowania ramy się kończą, bo wbrew trendom, nie ma tu żadnych flip-chipów ani innych bajerów, typu schowek w dolnej rurze. Jest za to wszystko, co niezbędne: hak UDH, klasycznie rozwiązane wewnętrzne prowadzenie przewodów (z hamulcem wypuszczonym na wahacz) i oczywiście to, co najważniejsze: miejsce na bidon ;)


Geometria i dobór rozmiaru

Nie chciałbym się powtarzać, więc w telegraficznym skrócie: kąty 64,5/78°, bardzo kompaktowy chainstay 430 mm i reach 430-490 mm w trzech rozmiarach, które według moich zaleceń, pokrywają stosunkowo wąski zakres wzrostu 170-190 cm. Głównie przez taki sam stack w każdym rozmiarze (638 mm) – pozycja i wrażenia z jazdy będą się przez to odczuwalnie różnić zależnie od wzrostu/rozmiaru.


Shimano XT Di2 (M8200)

Miałem okazję wziąć udział w przedpremierowym teście topowej grupy XTR, co opisałem tutaj (z porównaniem kluczowych różnic między XTR/XT/Deore):

Dartmoor Rocbird mojego bratanka był pierwszą okazją, żeby pojeździć na grupie XT, która historycznie zawsze była najlepszym wyborem dla zaawansowanych riderów, którzy oczekują skutecznego działania bez bling-bling-bajerów z zawodniczego XTR-a.

Wydanie Di2 jeszcze bardziej zaciera różnice względem flagowej grupy. Do tej pory najbardziej odczuwalny był „premium feeling” droższej manetki. W przypadku elektronicznego kontrolera, zastosowane materiały i techniki obróbki, przekładające się precyzję mechanizmu, schodzą na dalszy plan. Choć nie znikają całkowicie, bo Shimano w swoim bezprzewodowym kontrolerze zastosowało elementy mechaniczne, których głównym celem jest symulowanie satysfakcjonującego kliku manetki „akustycznej”. Zdaje się jednak, że są to te same elementy, co w XTR, bo działanie kontrolera to nadal miód na serce tradycjonalistów.

Od strony funkcjonalnej, jedyną różnicą w XT jest brak możliwości mechanicznego zablokowania dwukliku dźwigienek. Działają one dwustopniowo, trochę jak wihajster od szyb w samochodzie, pozwalając zmienić bieg o jeden, dwa, lub więcej po przytrzymaniu (działanie tej ostatniej funkcji można skonfigurować w aplikacji).

Co ważne, dźwigienki reguluje się tak, jak w XTR – po poluzowaniu śrubek, można nimi wywijać na wszystkie strony. Daje to nieograniczone możliwości dopasowania ergonomii: położenie dźwigni może imitować tradycyjną manetkę, ale można też uzyskać nowoczesną konfigurację „jedna nad drugą”, podobną do SRAM-a AXS (i wszystko pomiędzy).

Pewnie po 3 tęgich akapitach o manetce zaczynasz nerwowo scrollować, ale serio – feeling kontrolera to najmocniejszy punkt nowego Di2. Sama przerzutka nie jest aż tak porywająca, bo Shimano zdecydowało się na klasyczne mocowanie na haku. Zamiast masywnej, pancernej konstrukcji, Japończycy postawili na smukły, wygładzony kształt, który dużo lepiej chowa się pod ramą od SRAM-a Transmission i lepiej prześlizguje się po kamulcach. W sumie fajnie, że jest to zupełnie odwrotna koncepcja, niż u głównego rywala, bo możesz wybrać tę, którą uważasz za słuszną.

Przerzutka jest zasilana akumulatorkiem schowanym w pantografie, oczywiście tym samym, co w XTR. Do ładowania trzeba go wyciągnąć, co jest dość upierdliwe, ze względu na delikatny mechanizm blokujący klapkę (tudzież prawdopodobieństwo zgubienia tejże klapki, a jeździć się bez niej nie da). To chyba największa wada nowych przerzutek Shimano. Na pocieszenie: ładowarka ma złącze USB-C – SRAM-owi należy się karny kutas za antyczne Micro USB w ładowarce za 170 zł. Cena ładowarki Shimano jest podobna, sporo tańszy jest za to akumulator, jeśli chciałbyś wozić zapas w plecaku (ok. 160 zł kontra 220 zł za AXS).

O korbie prawie zapomniałem napisać, bo jej design jest tak nudny minimalistyczny, że trudno mi coś z siebie na jej temat wykrzesać – rzut oka np. na SRAM-a X0 pokazuje, jak bardzo rozjechały się filozofie obu firm. Ale charakterystyczna czarno-srebrna zębatka w XTR nie każdemu przypadła do gustu, więc to chyba dobrze. Jej rozmiar w Rocbirdzie to 32T, czyli optymalnie do koła 27.5″. Reszta grupy – kaseta i łańcuch – również nie skrywają żadnych rewolucyjnych nowości, bardziej kosmetyczną optymalizację ramp, która jeszcze bardziej przyspiesza zmiany biegów pod obciążeniem.

Całkowicie nowe są za to hamulce. Wywrócona do góry nogami konstrukcja klamki (dosłownie: dźwignia ciągnie tłoczek) odczuwalnie wpłynęła na feeling. Do tej pory Shimano wyróżniało się wyraźnym „uderzeniem” klocków w tarczę, a od tego punktu klamka robiła się bardzo twarda. W nowych hamulcach punkt rozpoczęcia hamowania dalej jest wyraźnie zdefiniowany, ale później dostajemy trochę więcej użytecznego skoku dźwigni. Z punktu widzenia modulacji, jest to zmiana zdecydowanie na plus. Jeśli natomiast chodzi o samą siłę hamowania – jest jej trochę więcej, niż w starszych hamulcach, ale nie jest to przeskok na miarę Mavenów. Co moim zdaniem nie jest wadą, bo mocy i tak jest pod dostatkiem, a jej maksymalne wykorzystanie jest łatwe i intuicyjne – już na pierwszym zjeździe hamulce stają się „niewidzialne”, co jest najlepszą rekomendacją.

Inna konstrukcja klamki i nowy olej mineralny mają też w końcu zapewnić powtarzalność – starsze hamulce Shimano często cierpiały na „pływający punkt hamowania”, który potrafił zmienić się w zależności od długości zjazdu, temperatury, wysokości nad poziomem morza i aktualnej fazy księżyca. Czy udało się to wyeliminować? To będzie można ocenić po pełnym sezonie, ale pierwsze wrażenia są bardzo dobre. Jeśli tylko potwierdzą je długodystansowe testy zwykłych użytkowników, zdecydowanie będzie to hamulcowa ekstraklasa.


Amortyzacja i reszta osprzętu

Drugą, po nowym XT Di2, gwiazdą w osprzęcie Rocbirda Enduro Pro jest widelec: Fox 36 Float Factory. Jest to model 2026, czyli zupełnie nowa konstrukcja, z charakterystycznymi otworami w podkowie. W połączeniu z większym rozstawem ślizgów, ma ona być sztywniejsza skrętnie o 20%. Dzięki temu, lekki Fox 36 bardzo skutecznie nadgania straty do grubszego modelu 38, i w takim rowerze jak Rocbird, ma dużo więcej sensu.

Ale Fox 36 2026 to nie tylko dziurawa podkowa, to też nowości w środku. Największą jest komora powietrzna Glidecore z tłokiem, który może się w pewnym stopniu „gibać” na boki – ma to minimalizować „przycięcia”, kiedy widelec jest wygięty w banan (np. na lądowaniu).

Tłumik GRIP X2 jest już znany z poprzedniego modelu, na 2026 dostał tylko kosmetyczne zmiany mające na celu wyciszenie pracy. Jest to jednak istotny upgrade względem standardowej edycji Rocbrida Enduro Pro, do którego trafił model na starszym tłumiku GRIP 2.

Z tyłu ugina się Fox Float X2, również w wersji Factory. Niestety nie jest to zupełnie nowy model na 2026, pokazany razem z nowymi „trzydzieścisześciami”, a poprzednik, znany z… licznych problemów jakościowych (ostatecznie rozwiązanych gdzieś w okolicach 2023, więc tutaj powinno być ok). Nadal jest to jednak topowy damper, którego charakterystykę można w szerokim zakresie dostosować pod siebie – do dyspozycji są aż 4 regulacje tłumienia, plus oczywiście ciśnienie, objętość komory i dźwigienka zamulająca na podjazdy.

Reszta wyposażenia to produkty Dartmoora, w większości te z górnej półki, jak np. bardzo dobre (i bardzo głośne) piasty Reel Expert i obręcze Thunder. Bardzo ładnie prezentuje się też kokpit z ultra krótkim mostkiem i wysoką kierownicą, tak jak nakazują bieżące trendy.

Jedyne, do czego muszę się przyczepić, to opony. Tył to jeszcze kwestia gustu – ja bym wolał szybszy od Assegaia bieżnik, ale za to mocniejszy oplot Double Down. Ale podstawowy model na delikatnym oplocie EXO i w podwójnej mieszance trafił na przednie koło chyba tylko dlatego, że akurat leżał na magazynie, zapomniany i niekochany. Model EXO+ z mieszanką 3C MaxxGrip to jedyny upgrade, o jaki prosi się ten rower.

Całość waży 16,6 kg z pedałami (rozmiar M, na mleku), czyli ok. 300 g więcej, niż deklaruje producent. W tej cenie da się kupić lżejszy rower, ale jak na dzisiejsze standardy, nie jest to zły wynik. Zwłaszcza, że na podjazdach Rocbird sprawnie ukrywa swoją masę. Co prowadzi nas do wrażeń z jazdy.


Na szlaku

Artykuł ten ma w tytule „bikeporn”, ale nie mogłem sobie odmówić jazdy próbnej, żeby ocenić, jak topowy osprzęt – zwłaszcza zawieszenie – zmienia charakter Rocbirda, którego testowałem w tańszej specyfikacji Evo. Biorąc pod uwagę, że już na damperze X-Fusion i średniopółkowym Lyriku, Rocbird zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie (serio, to jeden z cieplej wspominanych przeze mnie testów), oczekiwania miałem wysokie – i nie zawiodłem się.

Zawias Fox Factory jest w stanie tchnąć życie nawet w kiepską ramę, a tutaj kinematyka jest dopracowana wzorowo, zarówno z punktu widzenia użytkownika, jak i tłumika (krzywe mają rozsądny kształt, bez wpadania w ekstremalne wartości czy nagłe zmiany kierunku). Razem daje to tylne zawieszenie, które moim zdaniem działa – nie boję się użyć tego słowa – idealnie. A jeśli pod tobą działa nieidealnie, to na 99% da się to poprawić – zakres regulacji dobrze dogaduje się z ramą, przy <70 kg nie musiałem się ratować skrajnymi ustawieniami. Pobawiłem się nawet tłumieniem kompresji, które zwykle zostawiam całkowicie otwarte – dodatkowa olejowa poduszka HSC świetnie sprawdza się na lądowaniach, bez upośledzania czułości i płynności ugięcia na szybkich nierównościach.

Bardzo spodobał mi się też nowy Fox 36, choć tu akurat do zakresu tłumienia (nadal) mam zastrzeżenia. Żeby uzyskać właściwy sag, pompuję niższe ciśnienia, niż zalecane przez producenta, więc najszybsze ustawienie tłumienia powrotu zawsze w Foxach jest dla mnie zbyt wolne. Z jakiegoś powodu w modelu 36 jest lepiej, niż w 38 – po ustawieniu dość sztywnych jak na moje preferencje 15% sagu, udało się to wszystko ładnie zgrać, ale nie pogardziłbym dodatkowymi dwoma klikami zapasu. Jeśli natomiast ważysz >70 kg, właśnie zmarnowałeś 2 minuty życia na przeczytanie akapitu, który nie ma dla ciebie żadnego znaczenia. Sorry.

Jeśli chodzi o wrażenia z bezprzewodowego XT Di2, to są one… w zasadzie identyczne, jak z XTR Di2. Jak to zwykle w przeszłości bywało, flagowa grupa zadowoli przede wszystkim liczących gramy zawodników – reszta może spokojnie wybrać XT, nic przy tym nie tracąc na jakości działania i ficzursach. Zmiany biegów są ultra-szybkie niezależnie od obciążenia, nawet jeśli czasem jest to okupione chrupnięciem, czy zgrzytnięciem (w odróżnieniu od SRAM-a Transmission, który zmienia bieg dopiero w optymalnym położeniu kasety; co za czasy, żeby Shimano zmieniało biegi brutalniej od SRAM-a?).

No dobra, a co z samym Rocbirdem? Model Evo testowałem w rozmiarze S, teoretycznie optymalnym na moje 170 cm wzrostu. Pozycja na nim była jednak bardzo specyficzna – nie zrozum mnie źle, nie była „zła”, ale bardzo odbiegała od „neutralnej”. Odpowiadał za to wysoki stack połączony z wysokim wzniosem kierownicy. Dodaj do tego bardzo stromą podsiodłówkę, która mocno „skraca” pozycję na siedząco, i efektem było poczucie siedzenia pionowo, jak na taborecie. Tym razem jeździłem na rozmiarze M, który przy tej samej wysokości, jest o 30 mm dłuższy. Dzięki temu proporcje są lepiej wyważone i bardziej… normalne. Zwłaszcza, że na zjazdach dość długi przód równoważy bardzo krótki chainstay i tylne koło 27.5″ – co dobrze wpisuje się w chuligańsko-jibberski charakter Rocbirda.

Bo nawet przy większym rozmiarze, Rocbird wciąż zdecydowanie jest zwinnym rowerem dla aktywnego, skocznego, agresywnego ridera. Jasne, można na nim jeździć całodniowe wycieczki po górach z plecakiem pełnym kanapek. Ale nawet w trakcie takiej eskapady, jak tylko szlak skręci w dół, będziesz szukał każdej muldki i każdego korzonka, żeby tylko się wybić albo przejechać manualem.

Niektóre rowery mają charakter neutralny, niektóre zachęcają do racingowego haratania na wprost – Rocbird zdecydowanie do tych grup nie należy, a do plecaka bardziej od kanapek pasuje napój, o którym nie wypada pisać na stronie czytanej przed godziną 22.


Dartmoor Rocbird Enduro Pro XT Di2 – werdykt

Pełny test podsumowałem tak: „Rocbird jest przede wszystkim skierowany do nowej fali endurowców, którzy większość czasu spędzają w bikeparkach. Jego dwie specjalności to przygotowane airline’y i strome, techniczne trasy naturalne. A przy tym efektywne zawieszenie i przyzwoita masa pozwalają uniezależnić się od miejscówek z wyciągiem, dając ciekawą alternatywę dla riderów, którzy nie potrzebują skoku i pancerności Thunderbirda Superenduro”.

Opis ten oczywiście pozostaje aktualny, pozostaje tylko pytanie: czy warto dopłacić do limitowanego modelu Pro na topowym osprzęcie? Jeśli traktować Dartmoora dalej jako markę budżetową, zakup modelu Evo wydaje się znacznie bardziej sensowny – ma w zasadzie wszystko, co trzeba, a w sklepach można go dorwać za niecałe 9 tys. zł.

Z drugiej strony, rama Rocbirda moim zdaniem nie jest w niczym „budżetowa”, może poza tym, że nie jest karbonowa – ale stali bywalcy bikeparków potraktują to bardziej jako zaletę, niż wadę. Zwłaszcza, że (bardzo sensowne) połączenie aluminiowej ramy z topowym osprzętem jest w naturze coraz rzadziej spotykane. Oczywiście przy całodniowym lapsowaniu bikeparkowych tarek, hop i rockgardenów, sensowność elektronicznej przerzutki jest co najmniej dyskusyjna, ale topowe zawieszenie Foxa i świetne nowe hamulce XT na pewno będą miały co robić.


Walety:

  • wyraźnie zabawowy, skoczny charakter;
  • nowoczesna geometria;
  • wzorowa kinematyka zawieszenia;
  • wymierające połączenie aluminiowej ramy i topowego osprzętu.

Zady:

  • wąska rozmiarówka;
  • brak opcji tylnego koła 29″.

Dartmoor Rocbird Enduro Pro XT Di2

Cena: 16999 zł
Masa: 16,6 kg (rozmiar M, z pedałami, na mleku)
Strona producenta


Bonus: Dartmoor Rocbird Enduro Pro SLX

Pisząc o wersji limitowanej na XT Di2, szkoda byłoby nie wspomnieć o wersji nielimitowanej. Zwłaszcza, że w kontekście podsumowania tego „testu”, ma ona dużo sensu: tu również mamy odporną na katowanie aluminiową ramę połączoną z topowym zawieszeniem Fox Factory, ale bez szaleństw w postaci elektronicznego napędu – biegi zmienia tu dużo bardziej pospolity, ale dużo tańszy w eksploatacji SLX. A to wszystko można wyrwać w sklepach za ok. 13 tys. zł, więc to tak, jakbyś dostał gratis tygodniowe wakacje w alpejskim bikeparku.

Są jednak dwa haczyki, przez które warto zapolować na model limitowany. Po pierwsze, realnie wcale nie wychodzi dużo drożej. Po drugie, o ile bezprzewodowy napęd nie jest czymś niezbędnym w rowerze o tym charakterze, tak rewelacyjne nowe hamulce są już warte dopłaty. A do tego dochodzi niemniej istotna różnica w widelcu: nowy Fox 36 2026 na tłumiku GRIP X2 to wyraźny przeskok względem starszego modelu na GRIP 2, montowanego w Rocbirdzie Pro SLX.


Zobacz też:

Subskrybuj
Powiadom o
guest

8 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Dawid
Dawid
12 godziny temu

Te aluminiowe ramy z topowym osprzętem będą jeszcze nie raz wymierać. Sam miałem Speca S-Worksa Enduro na aluminiowej ramie jakieś 2-3 lata po tym jak stwierdzili, że kończą z aluminium.

To ja
To ja
12 godziny temu

Fajna fura, malowanie połączone z kashimą wygląda mega.
Połączenie topowych szpejów z alu też jest sensowne- masz rower do jeżdżenia bez kombinowania, niemal z kartonu. Tak chyba lepiej niż carbon na dps i RS 35 ;-)

Maciek
Maciek
7 godziny temu

Duże marki wiadomo, że cisną węgiel, na szczęście jest jeszcze trochę mniejszych marek, które ciągle oferują wysokiej klasy alu – RAAw, Banshee etc. Na szczęście też mają wyprzedaże dzięki którym nie trzeba poświęcać nerki…
Dartmoor fajny, jeździłbym.

pablo
pablo
6 godziny temu

Fajny, ale osobiście wolałbym Rock Shox ultimate niż Foxa ze względu na łatwość serwisowania i niższe koszty serwisowania.

Kloc
Kloc
6 godziny temu

Na teraz JAB MX 10 HD jest za 3193E i jest ponad 2kg lżejszy. Jednak jego bym wolał.

szumi
szumi
38 minuty temu
Odpowiedź do  Kloc

3193 + VAT

madcu
madcu
3 godziny temu

Ładny ,sensownie złożony i w dobrej cenie ale brak tylnego koła 29 powoduje , że nigdy go nie kupię ☹️

4fun
4fun
16 sekundy temu

Wszechstronny rower karbon 29/27″ i Amor 170mm hahahaha a dartmoor to chamy i wyzyskiwacze nie chcą dać zniżki głupiej 10% nic dziwnego że kupują u konkurencji

Twój koszyk

facebook twitter youtube vimeo linkedin instagram whatsup search menu