Testy na 1Enduro zaczynają się wymaganym przez prawo zdaniem: „Wpis powstał w ramach płatnej współpracy z firmą X.”. Co to znaczy?
Dla Ciebie, czytelnika – w sumie nic. Już tłumaczę.
Testy na 1Enduro od zawsze publikuję za pieniądze (aktualnie 3200 zł za test roweru, 2400 zł za pozostałe artykuły). Jest to wynagrodzenie, które pobieram za wykonaną pracę: przede wszystkim pisanie, fotografowanie i łączenie wszystkiego w zgrabne publikacje. Pokrywa to też koszty, takie jak dojazdy do miejscówek, karnety w bikeparkach, noclegi itd.
Myślę, że dla każdego dorosłego człowieka fakt pracy w zamian za pieniądze nie wymaga dalszego wytłumaczenia. Ale…
Ale lepiej byłoby testować produkty kupione za własne pieniądze?
Oczywiście pieniądze mogą wpływać na ocenę, co jest jednym z dobrze znanych psychologii błędów poznawczych. Ale do tej samej grupy zalicza się też racjonalizacja zakupu.
Pytanie brzmi: czy jesteś bardziej obiektywny, kiedy dostałeś za test roweru 3 000 zł, czy kiedy wydałeś na ten rower oszczędzane latami 30 000 zł? Przyznasz się przed wszystkimi, że mimo całej swojej wiedzy i doświadczenia, kupiłeś gówno?
A nawet jeśli tak – czy opinia osoby, która od kilku lat jeździła na jednym rowerze i teraz przesiadła się na nowy, znacznie nowocześniejszy, będzie coś warta? Może lepiej, żeby wypowiedział się ktoś, kto trzyma rękę na pulsie i regularnie testuje konkurencyjne rozwiązania? Czy jest to realne przy finansowaniu z innych źródeł? Może Ty jako czytelnik chciałbyś być takim źródłem (patrz: subskrypcje i paywalle)?
Odpowiedzi na te pytania nie są proste. Moja odpowiedź jest taka, że jeśli jesteś w pełni świadomy mechanizmów działania wspomnianych błędów poznawczych, jesteś w stanie w dużym stopniu się na nie uodpornić i wykształcić pewną dyscyplinę oceniania.
Jaką dyscyplinę oceniania?
Taką, która skupia się na konkretnych wadach i zaletach, a przede wszystkim na tym, dla kogo te wady i zalety będą szczególnie odczuwalne.
Bo bardzo rzadko (a w każdym razie: coraz rzadziej) jest tak, że jakiś produkt jest z gruntu zły. Czasem po prostu jednemu dany charakter będzie odpowiadał, innemu nie. Dla kogoś jakaś wada może być dyskwalifikująca, inny jej nigdy nie zauważy, albo wręcz uzna ją za zaletę. Dużo zależy od kontekstu (m.in. zakładanego przeznaczenia produktu, ceny na tle konkurencji, obietnic producenta), a jeszcze więcej – od potrzeb konkretnego ridera.
Dlatego testowanie powinno skupiać się na dopasowaniu produktu do klienta i ułatwieniu mu podjęcia decyzji, czy dany produkt jest odpowiedni dla niego – a niekoniecznie na walce o czysty obiektywizm zamykający np. cały test roweru w ocenie „7,5/10”.
Czyli testy nie są obiektywne!
No nie są, i nie mogą być! Blogi są z założenia bardzo subiektywne – na tym polega ich siła, że stoi za nimi konkretny człowiek oraz jego doświadczenie i opinie.
Nie myl jednak obiektywizmu z niezależnością. Subiektywne opinie jak najbardziej mogą być niezależne i zwyczajnie uczciwe.
Ba, jedno z drugim jest ściśle powiązane – pod swoimi publikacjami podpisuję się swoim nazwiskiem, twarzą i marką. W razie wtopy nie zamiotę sprawy pod dywan, zwalniając stażystę – jedna gówniana publikacja może położyć całe przedsięwzięcie pod tytułem 1Enduro.
To jaki wpływ ma firma na opłacony artykuł?
Firma otrzymuje wpis do wglądu przed opublikowaniem, żeby wychwycić i skorygować ewentualne błędy merytoryczne (częściej – literówki), ale nie ma wpływu na ocenę. Ta zasada jest jasna na początku każdej współpracy.
Trzymanie się jej wcale nie jest trudne. Firmy zdają sobie sprawę z tego, że inwestują w medium oparte w 100% na zaufaniu i nie próbują ingerować w oceny – w ciągu 10 lat nie miałem ani jednej takiej sytuacji. Raz tylko „pokłóciliśmy się” o wspomniane kwestie merytoryczne i nie doszło do publikacji.
Bo jak źle napiszesz, to nie zapłacą
Może tak być – firma ma prawo zrezygnować z publikacji. Możesz więc pomyśleć, że sam z siebie piszę laurki pochwalne, żeby utrzymać dobre relacje z „reklamodawcami”.
Mogłoby tak być, gdyby zależało od tego moje utrzymanie. Ale na co dzień pracuję na etacie, a blog jest dla mnie tylko dodatkowym dochodem, finansującym rowerowe hobby. Nie ryzykuję więc, że nie będę miał z czego opłacić ZUS-u po negatywnej recenzji.
Dużo większym ryzykiem jest dla mnie utrata zaufania czytelników, która w dłuższej perspektywie oznacza nie tylko wycinkę wszystkich współprac, ale też zaprzeczenie całego sensu prowadzenia bloga.
To ja nie kumam, jak działają te płatne współprace…
Spróbuję podsumować. Jeśli firmy chcą puścić w świat reklamę (czyli: produkt idealny, każdy musi go mieć, żeby osiągnąć radość i spełnienie), to mają od tego własne kanały marketingowe. Jeśli płacą za test w niezależnych mediach, to raczej po to, żeby pokazać prawdziwą twarz produktu.
Działa to tak: czytając test na 1Enduro, bardzo dokładnie poznajesz dany produkt (np. rower), w dodatku z perspektywy osoby, do której jesteś w stanie się odnieść. Znając jego wszystkie cechy (w tym wady), łatwiej będzie Ci podjąć decyzję o jego zakupie (lub nie), niż w przypadku konkurencyjnych produktów, o których masz tylko suche informacje z tabelek. Dokonując zakupu świadomie, jest dużo większa szansa, że będziesz z niego zadowolony i polecisz go dalej.
To jest właśnie istota (dobrze zrobionych) współprac z blogerami czy innymi influencerami:
- firma zyskuje dostęp do potencjalnych klientów, pokazując produkt w realnym świecie, dzięki czemu wyprzedza konkurencję obecną tylko w katalogach i reklamach;
- czytelnik zyskuje rzetelną, niezależną opinię, dzięki której może łatwiej podjąć świadomą decyzję o zakupie;
- bloger zyskuje na tym to, czego każdy pragnie najbardziej – pieniądze ;) Dzięki temu biznes się kręci, przy okazji finansując pozostałe publikacje, a wszystko jest dostępne za darmo.
No, to teraz wiesz już dokładnie, co oznacza „płatna współpraca” w przypadku 1Enduro. Czy mając tę wiedzę zaufasz moim testom? Cóż, to już zależy od Ciebie.