Menu
Menu Szukaj

Diabeł Marketing - kto rządzi branżą?

Olej na chwilę marketing i przenieś się myślami do sklepu rowerowego z roku 2001. W zasadzie każdy rower MTB był wtedy taki sam: każdy miał tak samo kiepską geometrię, kiepski amortyzator o skoku 80 mm, koła 26″, napęd 3×8, fałbrejki, długaśny mostek i prostą kierownicę z rogami.

A teraz przewiń o 15 lat do przodu. Kilkanaście kategorii rowerów do różnych zastosowań, 6 różnych rozmiarów kół, napędy 1×11, elektronika, e-bike’i, fatbike’i, plusy, Boosty, geometria progresywna, tubeless, sztyce regulowane, carbon… Niby dalej rowery są takie same, ale jednak oferta jest dużo bardziej zakręcona.

Przyczyniło się to do rozwoju jeszcze jednego trendu w rowerom światku, dużo większego od przelotnych nowinek sprzętowych. Ten trend to ich hejtowanie. Problem w tym, że nawet małpa potrafi nasrać na wszystko dookoła. Ruszenie głową i zrozumienie pewnych zależności to już wyższa szkoła jazdy.

Poniżej znajdziesz moje przemyślenia na ten temat. Możesz je traktować jak swego rodzaju manifest tego bloga, który w dużym stopniu skupia się na nowinkach sprzętowych i przyjmuje je z dużo większą tolerancją, niż przeciętny użytkownik forum internetowego.

Czy producenci chcą na nas zarobić?

Wszystkiemu jest winien Diabeł Marketing. Jakaś zła masa, siedząca w biurze zadymionym od siarki i cygar, knująca w jaki sposób zmusić każdego bikera w Polsce do oddania swojego starego roweru na złom i kupienia nowego. A najlepiej kilku: carbonowego enduro, fatbike’a, gravelbike’a i e-MTB. Oczywiście wszystkie muszą być dużo gorsze od starego, bo stworzone tylko po to, żeby napchać kieszenie Diabła Marketinga grubymi dolarami.

Czy to brzmi sensownie? Na pewno brzmi znajomo…

Miejmy to więc za sobą: TAK, producenci chcą na nas zarobić. Po to pozakładali swoje firmy. Po to firmy pozakładali również wszyscy inni przedsiębiorcy. Pisałem o tym już przy okazji antystandardów.

Jeśli się nad tym chwilę zastanowić, to trzeba być wyjątkowym rodzajem idioty, żeby to kwestionować i piętnować…

Więc chodzi wyłącznie o kasę?

Żeby zarabiać, producenci muszą sprzedawać. Najlepiej coś nowego. Mogą np. co roku podpicować nieco swoje logo i okrasić je zestawem kolorów zgodnych z panującą modą. To dopiero byłby czysty zysk! Zamiast utrzymywać sztab inżynierów, raz zrobili by ramę i gotowe. Zamówiliby od razu tysiące egzemplarzy (koszty spadają!), a potem inwestowali tylko w grafików i marketingowców, którzy latami sprzedawaliby to samo. Resztę kasy mogliby przeznaczyć np. na budowę nowej Gwiazdy Śmierci.

Ale nie, producenci poszli inną drogą – zamiast powielać sprawdzone rozwiązania, bez przerwy kombinują, co by tu zmienić. I w dodatku zmienić na lepsze (lżejsze, sztywniejsze, płynniejsze…). Starają się przyciągać nowych ludzi do sportu. Ryzykują, wprowadzając nowatorskie produkty i wypełniając nowe nisze. Co więcej, nieźle im to wychodzi – ile potrafisz wymienić innowacji z ostatnich lat, które się nie przyjęły?

Patrząc na to z tej perspektywy: nadal twierdzisz, że o wszystkim decyduje tylko marketing?

projekt ramy MTB a marketing
Ja osobiście chętniej oddam swoje pieniądze firmie, która częściowo przeznacza je na ciągłe doskonalenie swojej oferty, niż co roku przyklejającej nowe naklejki na stary produkt. Fot. Butch Gaudy (CC BY-SA 2.0)

Czy chcesz, żeby więcej ludzi jeździło na rowerach?

Wspomniałem, że producenci starają się przyciągać nowicjuszy. Taki amator to czysty zysk. Nie tylko dla producenta roweru, ale dla całego rowerowego światka. Więcej ludzi na rowerach to większa świadomość społeczna, łatwiejsza walka o budowę tras, większy wybór w sklepach, więcej kumpli do wspólnej jazdy i więcej pieniędzy obracających się w branży.

Ale czy Ty, entuzjasto enduro, tego właśnie pragniesz?

Moim zdaniem: nie. Odnoszę wrażenie, że wielu z nas koniecznie chce bronić elitarności MTB. No bo kiedyś to było coś wyjątkowego! Tylko asy mogły sobie pozwolić na rower zdatny do jazdy po górach. I tylko asy były go w stanie w górach opanować. Bo zjechanie z Baraniej Góry na sztywnym rowerze z geometrią szosówki i niedziałającymi hamulcami to nie rozrywka dla piździpączków.

2000 Santa Cruz Heckler
Jeśli 15 lat temu byłeś wymiataczem, być może mogłeś sobie pozwolić na takie cudo. Ale pewnie tak jak większość, jeździłeś na jakimś sztywnym Authorze. / Fot. Bikepedia

Dziś da się to zrobić nawet na najtańszym markowym rowerze MTB. Stabilna geometria, hamulce tarczowe, amortyzacja, koła 29″ – to wszystko znacznie obniżyło próg wejścia w nasz sport. Ostatnie nowinki – zwłaszcza opony 27,5+ i elektryczne wspomagacze – jeszcze szerzej otwierają drzwi. Zamiast z nich korzystać, zatwardziali oldschoolowcy wolą je bezmyślnie krytykować.

Oldschoolowcy i ich wspaniałe maszyny

Doprowadziło to do zabawnej sytuacji: zwolennicy starych rozwiązań krzyczą w Internecie głośniej od „early adopterów”, czyli osób, które wszystkie nowinki łykają jak młody pelikan.

Pamiętasz, jak w artykule o oponach bezdętkowych napisałem, że „nikt już nie jeździ na dętkach„? Była to ewidentna, nie mająca nic wspólnego z prawdą zaczepka. Mimo to od razu wypełzły tłumy zatwardzialców chełpiących się tym, że wcale że nie, że to nieprawda, bo właśnie że oni jeżdżą na dętkach, nie zamierzają tego zmieniać i są z tego dumni bardziej, niż weterani Love Parade.

To samo – tylko bardziej – dotyczy gorąco umiłowanych przez oldschoolowców kół 26″. Fatbike? Fanaberia hipsterów. Cokolwiek związanego z prądem? Łomatkoicórko, lepiej trzymać się z dala od tego tematu…

Czy ten marketing w ogóle Cię dotyczy?

Najgorsze, że zazwyczaj są to osoby, które nawet nie próbowały jazdy na oponach bezdętkowych czy większych kołach, a z rowerami elektrycznymi czy fatbike’ami mają kontakt głównie w reklamach. W dodatku są równie odporni na argumenty, co Nokia 3310 na upadki.

Narzekają z samego strachu przed zmianą.

Nawet, jeśli zmiana w ogóle ich nie dotyczy.

Faty i e-bajki nigdy nie wyprą klasycznych rowerów, tak jak elektryczne przerzutki nigdy całkowicie nie zastąpią linek. Większość innowacji, które przyciągają do rowerów nowych ludzi, to nowe kategorie produktów. Funkcjonujące równolegle do tego, co lubimy najbardziej.

To tak, jakbyś narzekał, że Santa Cruz, poza rowerami enduro, ma też w ofercie zjazdówkę i przełaja, i w związku z tym, lada dzień wszyscy będziemy musieli jeździć na rowerach z 210 mm skoku i hamulcami cantilever.

Santa Cruz V10 cyclocross CX10
Tak by to mniej więcej wyglądało…

Kto w takim razie kreuje potrzeby?

To nas prowadzi do najciekawszego zagadnienia: skoro nie ma parcia na innowacje, to kto decyduje, jakie rowery pojawiają się w sklepach?

Wydawałoby się, że to klienci dyktują producentom, co chcą kupować. Tyle że wprowadzenie nowego produktu na rynek trwa jakieś 2-3 lata. A ja nie przypominam sobie, żebym w lipcu 2012 zadzownił do Treka zgłosić konieczność poszerzenia piast w związku z tym, że za 3 lata będę chciał przesiąść się na koła 27,5+.

Mam swoją teorię, że sporo do powiedzenia mają… małe marki. Szybko reagujące na sygnały z rynku i wykorzystujące nisze zbyt małe i niepewne dla Gianta, Treka czy SRAM-a. I jak na ironię, pozbawione całej tej marketingowej machiny, na którą wszystko zwalamy. Skoro bez jej pomocy Surly od kilku lat sprzedaje rowery „plus”, to może warto pociągnąć ten pomysł? Zgaduję, że tak właśnie pomyślał product manager Treka, Rocky Mountain czy Scotta.

Do tego dochodzą starocie. Tzn. zapomniane rozwiązania, które teraz są wskrzeszane i udoskonalane, niczym kolejne generacje Terminatora. Ostatnio jest tego całkiem sporo. No bo przecież 3-calowe opony i owalne zębatki to żadne rewolucyjne odkrycie! Po prostu zostały dostosowane do dzisiejszych możliwości technologicznych.

Inżynierowie biorą więc taki tygiel pomysłów i próbują wydestylować z niego nowe koncepcje rozwoju na kolejne lata. Rzadko więc są to koncepcje „z dupy” – raczej są ewolucją obecnych rozwiązań (jak „plusy”, mieszające 650b z 29erem i fatbikiem) lub czerpią z innych branż (zamiłowanie do elektroniki rodem z motocykli).

A co z tym nieszczęsnym Boostem? Cóż, to już efekt uboczny wprowadzania tych koncepcji w życie…

Czy jesteś gotów zapłacić za postęp?

W tekście o trendach 2017 napisałem, że rury podsiodłowe ram muszą urosnąć, żeby popchnąć niezawodność sztyc regulowanych. Pojawił się komentarz: poprawa niezawodności – jak najbardziej! Ale tak, żeby nie trzeba było nic zmieniać.

Z Boostem jest tak samo: każdy chce krótki wahacz przy dużych kołach, ale jak pojawia się nowy standard, który to umożliwia, to jest wielkie rozczarowanie.

Jazda na niskim ciśnieniu bez ryzyka przebicia dętki jest spoko, ale pobrudzić sobie rączki mlekiem? Co to, to nie!

Nie da się udoskonalić roweru, jednocześnie… niczego nie zmieniając.

Zmierzam do tego, że nowoczesne rowery są naprawdę nieźle zoptymalizowane. Nie da się wprowadzić znaczącego udoskonalenia, jednocześnie… niczego nie zmieniając.

Kiedyś, żeby opony trzymały się podłoża, wystarczyło dać im sensowny bieżnik. Potem zaczęto kombinować z mieszankami. Potem z oponami bezdętkowymi (tu już zaczęły się schody z kompatybilnością). Wskoczenie na kolejny level trakcji znów wymaga nieco zachodu i wejścia w standard 29″/27,5+, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

To jest naturalna kolej rzeczy. Co więcej, nie wynika ona z tego, że marketingowcy to wredni ludzie. Wynika z tego, że wszyscy chcemy mieć przyczepne opony. Bezawaryjne sztyce. Krótkie wahacze i napędy o szerokim zakresie.

sklep-rowerowy-marketing-wybor
Czy większy wybór na rynku to aż taki problem? Czy faktycznie musisz to wszystko kupować? Nie – możesz dobrowolnie zrezygnować z tych wszystkich fajnych rzeczy i jeździć dalej na kołach 26″ z dętkami, jeśli czujesz taką potrzebę. I to bez trąbienia o tym na każdym kroku. Żaden rowerowy gigant Ci tego nie zabroni. / Fot. nikki (CC BY-NC 2.0)

Podsumowanie

Jasne, to działy R&D, z pomocą speców od marketingu, ostatecznie decydują o tym, co będziemy chcieli kupić za kilka lat. My tu marudzimy na Boosta, a oni już układają swoje stoisko na Eurobike 2019. Ale te ich pomysły nie biorą się z próżni i mniej lub bardziej (a w ostatnich latach: bardziej) wpasowują się w realne oczekiwania klientów.

Może nie zawsze są to konkretnie Twoje oczekiwania, ale to jeszcze nie powód, żeby jojczyć jak stara baba na te wszystkie nowinki, które tak naprawdę Cię nie interesują i nie są do Ciebie skierowane. A zwłaszcza te, które stopniowo sprawiają, że rowery są coraz lepsze i przyciągają do jazdy coraz więcej nowych osób. A jeśli dalej Cię to nie przekonuje, jeszcze raz przenieś się myślami do sklepu rowerowego z roku 2001…


Jeśli zgadzasz się z tym punktem widzenia, to udostępnij go proszę na Facebooku – może dzięki temu liczba narzekaczy spadnie chociaż o 1? A jak już jesteś taki fajny, to może chcesz też zapisać się do newslettera? ;)

Rzuć też okiem na powiązane artykuły – zwłaszcza ten pierwszy:

 

Subscribe
Powiadom o
guest

22 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
kubol
kubol
8 lat temu

„Nie – możesz dobrowolnie zrezygnować z tych wszystkich fajnych rzeczy i jeździć dalej na kołach 26″ z dętkami, jeśli czujesz taką potrzebę”.
I tu jest pies pogrzebany, bo dziś tak, a jutro może nie. Cena za postęp jest taka, że Twoje koła, które kupiłeś dziś jutro oddasz za free, to samo z ramą, bo nie wspiera boosta. A im szybszy postęp tym bardziej Twój rower kupiony dziś za 15 koła jest warty bliżej 5ciu. Czy to sprawia, że gorzej jeździ ? Nie, ale sprawia, że tracisz kasę, a to ludzi denerwuje.
No i inwestując sporo kasy nie masz pewności, że za 5 lat jakiejś części zamiennej nie będzie robił chińczyk z gównolitu, albo Chris King za worek diamentów.

pixel
pixel
8 lat temu
Reply to  kubol

Dokładne. Ludzie nie narzekają na postęp, tylko na koszt jaki muszą ponieść żeby za nim nadążyć.

Jan
Jan
8 lat temu
Reply to  kubol

muszę się zgodzić, to właśnie powoduje marketing. Ludzie co się g znają, dają sobie wmówić ze nie da się jeździć na 26″, na rowerze bez boosta itp bo to lansują firmy żeby nakłonić do kupna nowego sprzętu. Mimo tego niektóre sprawdzone sprzęty które można by już oznaczyć jako oldschool/retro trzymają cenę.

Największą rewolucją ostatnich lat jest bez wątpienia sztyca regulowana, reszta zmian jest kwestią dyskusyjną, jedni zauważą różnicę, inni nie bo oprócz autosugestii, że tak jest lepiej ciężko im znaleźć różnicę. Dobrym przykładem są np amortyzatory – miliard ustawień, gadanie o rewolucji, innowacyjności a po weryfikacji rynkowej szał opada bo różnica nie jest tak dużą żeby dany uginacz był wart 5x więcej niż inne, a stary CCDB wciąż trzyma cenę :)

Colnagooze
Colnagooze
8 lat temu

Rzeczywiście największą rewolucją ostatnich lat w kategorii całkowicie nowych elementów jest sztyca regulowana.
Wydaje mi się, że dużo ludzi nie docenia zmian w geometrii roweru jaka miała miejsce w ostatnich latach. Gdyby 5 lat temu ktoś powiedział mi, że przesiądę się na 27,5, to bym powiedział, ze zwariował – przez długi czas uważałem, że nowy wymiar kół to właśnie próba wciśnięcia mi jako klientowi nowego produktu, którego tak naprawdę nie potrzebuję. Dla wyjaśnienia – prawie 15 lat jeździłem na fullu 26″, 100 skoku z tyłu, 130 z przodu. Po przesiadce na fulla 27,5 mogę z całą pewnością powiedzieć, że największym osiągnięciem branży jest po prostu geometria. Okazało się nagle, że rower z większym skokiem jest w stanie o niebo lepiej podjeżdżać. Celowo nie wspominam tu o zjeżdżaniu, ale właśnie o jeździe w górę, bo to jest moje największe pozytywne zaskoczenie przy 27,5. Tym samym jak najbardziej podpisuję się pod treścią artykułu.
Tak na marginesie: ta strona to kawał dobrej roboty, od pewnego czasu mój „daily reading” obok Pinkbike

Marzec
Marzec
8 lat temu

Jak śpiewa Znana Artystka

„Kupiliśmy prawie wszystko,
Ale wciąż nie mamy nic.”

;)

makrokesz
makrokesz
8 lat temu

Bardzo fajny blog. Jest tu dużo unikalnych treści i ciekawych przemyśleń, a do tego ciekawe dyskusje w komentarzach. Tak trzymać!!

Łukasz Czech
Łukasz Czech
8 lat temu

Jak zwykle prawda leży gdzieś po środku, artykuł trafny, postęp jest widoczny i odnoszę wrażenie, że na dzisiejszych rowerach można więcej. Ale jak wyżej trafnie parę osób zauważyło, że niekiedy koncerny robią nowości na siłę i niby rewolucję chcą sprzedać za przegięte pieniądze. Każdy chce zarobić wiadomo, ale robią też z ludzi frajerów, albo oni sami się dają zfrajerzyć. Jak biker jest doświadczony zna swoje preferencje i ma jakies tam zapatrywania indywidualne na rowerowanie to też nie da sobie wcisnąć byle czego. Ja jako biker czuję się trochę osaczony ze swoimi kołami, mocnymi i lekkimi 26, sztywną ramą ns eccentric z rurek tange i niezniszczalnym amortyzatorem rs domain. Mało to nowoczesne, ale bardzo przyzwoitej jakości, ten zestaw jest piękny w swojej prostocie, (magia smukłych zgrabnie połączonych stalowych rurek) i równie pięknie jeździ, amor ma regulacje skoku i z geo mogę kombinowac do woli, a wybiera tak, że nowe zajebiste powietrzne pajki kolegów mogą się schować i ratował mi dupę wielokrotnie.Do swojego rodzynka dokupuje rzeczy które są praktyczne i na bieżąco go ulepszam, ( nowy trend z szerokimi kierownicami jest bardzo dobry) Jak ma się solidną podstawę to mozna ją tak ulepszać ze staję się coraz lepsza, bez konieczności wymieniania sprzętu co dwa sezony i sprzedawania nerki w tym celu. Postęp jest bardzo dobry, ale ślepa pogoń za nowościami i zapominanie o sprawdzonych rozwiązaniach tez trochę bez sensu. Trzeba wiele rzeczy brać na chłopski rozum, że tak powiem i nie dać się zwariować ;)

mrs
mrs
8 lat temu

Ciekawy artykuł, zresztą jak pozostałe na tym blogu.
Jednak moim zdaniem pominięto jedną ważną rzecz. Standardy odchodzące nieco do lamusa przestają być wspierane i oferowane (zwłaszcza w przypadku wyższych grup osprzętu). Poszukajcie kasety wyższej grupy na 8 biegów, to samo z manetkami i pewnie wieloma innymi elementami. Jestem świadom, że chcąc przejść np. na napęd paskiem muszę ograniczyć się do ram z rozkręcanym tylnym trójkątem ale myślę, że użytkowników szczególnie denerwuje „zmuszanie” do przejścia na nowe rozwiązania (ilość biegów, standardy piast a zwłaszcza osi). Jedna zmiana pociąga za sobą 3 inne i dochodzimy do momentu gdy „taniej” zmienić ukochany, latami składany i dopieszczany sprzęt,

budyń
budyń
8 lat temu

Takie trochę pitolenie o szopenie a prawda jest jedna:
Niech każdy z Was pomnoży swoją pensję przynajmniej CZTEROKROTNIE i odpowie sobie na pytanie jakim rowerem by jeździł i czy przejmowałby się faktem konieczności wymiany/apgrejdu jakiejś części…

A tak właśnie wygląda życie „na zachodzie”…

Łukasz Czech
Łukasz Czech
8 lat temu

Budyniu, ja lubię grzebać przy rowerze, jak czegoś nie zmienię po swojemu to się źle z tym czuję i jak coś zrobię samemu i po swojemu to dopiero wtedy sprawia mi satysfakcję jazda na moim własnym składaku ;) i robię wszystko sam od serwisu amora po składanie kół itp. Mam aktualnie kilka samodzielnie złożonych rowerów, tzw. górski, holender, i tydzień temu zaliczyłem testowe jazdki kolejnym wynalazkiem, ni to szosa ni to ostre ni to mieszczuch :) Majsterkowanie to dla niektórych jeden z nieodłącznych i bardzo ważnych elementów tego hobby ;)z dowalonego zardzewiałego złomu potrafię zrobić całkiem zacny przyrząd do jeżdżenia, to satysfakcja jak znajomi wybałuszają oczy i się dziwią ze to ten sam rower co niedawno wyglądał jak złom. wyrzucić kupę siana w bezmyślny sposób to nie sztuka. Jakbym zarabiał więcej to bym składał dalej, tylko zakupiłbym sobie oddzielny garaż na same rowery ;)trochę odbiegliśmy od tematu to strona enduro, a tu wszystko musi być nowoczesne :P ;) ja enduro jeżdze już jakieś 10 lat tylko o tym nie wiedziałem, dopiero branża rowerowa mnie w tym uświadomiła ;) mam nadzieje że szydera nie będzie odebrana na poważnie ;)

Szymon Łukasiewicz
Szymon Łukasiewicz
8 lat temu

„wszystko lykasz jak młody pelikan ” już to chyba gdzieś słyszałem :D

Kuba
Kuba
8 lat temu

Osiągnęliśmy taki punkt ewolucji roweru górskiego, że nie ma już co liczyć na przeskok w stylu stal/alu, HT, 26″, 40-60 mm, 3x 5-6, cantilivery, stroma geometria –> kompozyt, full, 27,5-29″, 100-200 mm, 1-2x 11, hydrauliczne tarcze, elektryczne przerzutki, automatycznie regulowane/blokowane zawieszenie.

Rowery będą się starzeć co raz wolniej, bo zbliżamy się do ściany. Koła już od dawna nie rosną (nawet 29″@200 mm to wciąż pieśń przyszłości). Osi nie można pogrubiać i poszerzać w nieskończoność. Przekosy łańcucha ograniczają maksymalną możliwą ilość koronek w kasecie (stawiam, że do 13-15). Geometrii tez nie można w nieskończoność uprogresywniać.

W zasadzie dużo można zrobić jeszcze tylko w kwestii wagi rowerów ścieżkowych. Przykładowo, przy tym samym zawieszeniu i osprzęcie (Pike, Monarch Plus, pełne XT) aluminiowy(!) WFO 9 waży tyle co Reign Advanced 1 (sic!). Z kolei w wypadku ścigaczy XC chyba nie ma na razie co liczyć na mniej niż ok. 9-10 kg.

WAKi
WAKi
8 lat temu

Diabeł mieszka w lustrze w Twojej łazience, przyjrzyj się dokładnie. Rower górski to maszyna poddana niezliczonej ilości zmiennych, wynikających z doboru komponentów, ich ustawieniami, potem warunkami na trasie, przeciętnym prędkosciom, wreszcie budowie psychicznej i fizycznej rowerzysty, jego umiejętnościom, wytrenowaniem a także predyscpozycjami genetycznymi. Badania naukowe nad wpływem konkretnych rozwiązań na czasy przejazdów nie istnieją, bo istnieć nie mogą (nawet SPD kontra Platfusy nie zostały jeszcze naukowo rozstrzygnięte), stąd przytłaczająca większość podawanych w broszurach właściwości danego komponentu, czy geometrii ramy jest niczym więcej tylko założeniami producenta jak coś ma się zachowywać, podmalowane marketingowym slangiem. Są jednak przedstawiane i bronione przez anty hejterów jako prawa fizyki, tyle że selektywnie. Niektóre wynalazki jak dropper, najnowsze opony czy hamulce tarczowe robią wielką różnice, natomiast zmiany rozmiarów… tu już bywa różnie. Każdy kto ma odrobinę pojęcia o geometrii i statyce, wie, że Boost nie wnosi praktycznie niczego do rowerów, które nie są „PLUS” – wystarczy wrysować to w CADzie by zobaczyć, żę kąty szprych pozostają praktycznie bez zmian. Intencja dobra, większość piast przednich 20mm marnuje dostępną szerokości rozstawu kołnierzy. Tylko dlaczego nie poszli na całość i nie walneli 157mm? W skrócie mówiąc wszystko idzie do przodu i cel uświęca środki, ale nie można wymagać, żeby każde pierdnięcie zasługiwało na głebokie zaciągnięcie się i opiewanie jako zapachu fiołków. Jeśli lubi się migdałki to trzeba czasem przegryźć gorzkiego. Połkniesz go czy wyplujesz, decyzja należy do Ciebie

Maciej Bugno
Maciej Bugno
8 lat temu

Moze jakies konkrety!

Duzo pierdolenia o przewadze WIelkiej Noxcy nad Bozym Narodzeniem.

Jesli uwazasz ze w 2001 rowery niczym sie nie rozni9ly to znaczy ze nie masz pojecia o rowerach.

Gowniany artykol ktory nic nie wnosi, taki esej o pedalowaniu przed siebie.

Marcin
Marcin
8 lat temu

Michale, Maćkowi chodziło o to, że w 2001 roku poszczególne rowery różniły się od siebie, a Ty stwierdziłeś, że nie. Czytanie ze zrozumieniem nie boli…

Podobnie jak kilku przedmówców uważam, że ludzi nie tyle wkurzają nowości, co szybkość w jakim starzeje się sprzęt kupinny za dość konkretną kasę sezon czy dwa temu.
Inna sprawa, że niektóre nowości są wprowadzane na siłę, żeby właśnie zarobić kasę, a nie faktycznie coś poprawić… ale co ja tam wiem.

Leszek
Leszek
6 lat temu
Reply to  Michał Lalik

A właśnie, że nie. Wczoraj przeglądając książkę „Jazda rowerem górskim” (czy jakoś tak) Lopeza/Mccormack’a, ale nie ostatnie wydanie (chociaż i tak stare, bo 2013r.) to jak przedstawiają rowery „terenowe” to różnice są większe, niż obecnie i to na pierwszy rzut oka widać. Co ciekawe, w okolicach 2003 roku rower enduro był pozycjonowany pomiędzy rowerem XC, a AM: niewielki skok amortyzacji (100 – 120?) kąt główki w okolicach 70* i tak dalej… Widać tu ewolucję rozumienia pojęcia „enduro”: wtedy była to wielogodzinna jazda po trudniejszym terenie, do jazdy po górach służyły rowery All-Mountain, do zjazdów DH, do najcięższych zjazdów ze skokami FR. Właściwie teraźniejsze enduro wiele wspólnego z ówczesnym to nie ma, a zwłaszcza biorąc pod uwagę warstwę sprzętową…
Jeszcze jedno – patrząc na rower „wtedy” czyli 2000 – 2010 bez problemu można było powiedzieć do czego był on „teoretycznie” przeznaczony (bo ludziska i tak kupowali MTB do jazdy po mieście… taki trend był), teraz mam znacznie większe wątpliwości. No, może poza sztywniakami…

Michał
Michał
7 lat temu

Bardzo trafna odpowiedź, zgadzam się w 100%. Nie chodzi o to, że sam mam Domain’a i też kółka 26″, ale dlatego, że jestem z nich zadowolony. Nie zawiodły mnie jeszcze nigdy, więc nie ma sensu wydawać kilka tysięcy na nowego amorka… Wolę te pieniądze wydać na coś, co o wiele bardziej efektywnie zmieni komfort jazdy, czyt. szersza kierownica, lepsze ubrania, regulowana sztyca, ewentualnie zmiana zużytych części.

Odwiedź mój profil na
Instagram Top