Menu
Menu Szukaj

Czy enduro jest niebezpieczne?

W zeszłą sobotę, podczas zawodów Enduro World Series w Crested Butte doszło do tragicznego wypadku. Na trzecim OS-ie, prawdopodobnie w wyniku wewnętrznego urazu klatki piersiowej, zmarł Will Olsen, 40-letni lokalny rider. Zawody zostały odwołane.

To już drugi taki wypadek w MTB w przeciągu ostatnich dwóch tygodni, po śmierci Marka Kingstona na ścieżkach Swinley Forest. Tak tragiczna passa nasuwa pytanie: czy enduro jest niebezpieczne?

Crested Butte Will Olson wypadek
Źródło: profil FB Enduro World Series

Zazwyczaj rolę sztandarowego kolarskiego sportu ekstremalnego pełni downhill. A tymczasem w DH – odpukać – nie było wypadku śmiertelnego od roku, a wcześniej nie-wiadomo-kiedy.

Trasy zawodów enduro nie odbiegają poziomem trudności od tras DH i są pokonywane z podobną prędkością, a mimo to zazwyczaj:

  • nawierzchnia nie jest przygotowana, wygrabiona i poukładana – i dobrze, w końcu ścigamy się w naturalnym terenie;
  • na drzewach nie ma materacy, a nad stromymi spadkami siatek;
  • OS-y są pokonywane on-sight, bez wcześniejszego treningu na trasie;
  • wielu zawodników jest uzbrojonych tylko w otwarte kaski i ochraniacze na kolana, ew. łokcie;
  • trasy są długie i położone na odludziu, bez obstawy technicznej i kibiców, którzy mogą błyskawicznie zareagować.

Motocykliści, wychodząc z domu, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że każda przejażdżka może skończyć się tragicznie, w dodatku zazwyczaj nie z ich winy. My czujemy się dużo bezpieczniej – zwłaszcza w górach, gdzie większość zagrożeń zależy od nas samych. Warto mieć świadomość, że wypadki z najczarniejszym zakończeniem się zdarzają. Warto też inwestować w naukę techniki jazdy, a do tego jak najlepszy kask i ochraniacze. Ale czy od razu świadczy to o tym, że nasz sport jest niebezpieczny dla życia…?

Czy enduro jest bezpieczne
Każdy „normalny” człowiek pewnie stwierdziłby, że z bezpieczeństwem nie ma to wiele wspólnego, ale… / fot. EMTB.pl, Łukasz Szrubkowski, Krystian Maciejczyk

Każdy z nas ma te zagrożenia gdzieś z tyłu głowy, robiąc wszystko, żeby siedziały tam cicho i zbytnio nie przeszkadzały. Jazda na granicy, ryzyko i adrenalina są nieodłącznymi elementami układanki, które decydują o tym, że chce nam się ruszyć tyłek z kanapy. Wiemy, że możemy się wywrócić. Dociera do nas, że stosunkowo łatwo możemy złamać rękę, obojczyk, obić sobie tyłek czy nawet stracić zęba i doznać wstrząśnienia mózgu. Nikt nie bierze pod uwagę, że może nie wrócić do domu.


I słusznie.

Każda jedna śmierć na szlaku to wielka tragedia. Ale to tylko ułamek promila wszystkich bikerów czerpiących codziennie radochę z jazdy na granicy bezpieczeństwa. I przekraczających ją. Glebiących, obijających się, łamiących. A potem wracających.

Taki jest nasz sport: ryzykowny, ale w gruncie rzeczy… bezpieczny. Najwięcej zależy od tego, jak jesteś przygotowany fizycznie i sprzętowo. Jakiego masz skilla i ile hajsu wyłożyłeś na ochraniacze. Jak mocno ciśniesz i jak daleko wykraczasz poza swoją strefę komfortu.

Przez 99% czasu, Twoje bezpieczeństwo jest w Twoich rękach. Wolę to, niż stoczenie się autokarem z górskiej skarpy czy zgarnięcie z pobocza przez pijanego tirowca.

A głupie, niepotrzebne i tragiczne wypadki niestety się zdarzają.


Zdjęcie tytułowe pochodzi z profilu FB Enduro World Series.

Subscribe
Powiadom o
guest

16 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Roland Rick
Roland Rick
8 lat temu

Of course William Olson’s fatal accident is a tragedy. But it is definitely false making a hype of it and condemn Enduro riding. Many more accidents happen in street traffic and elsewhere. I am doing professional mountain bike guiding: Always at the end of single track riding and back to the street with car traffic, I warn my guests that – back to street – bike riding becomes now really dangerous, because within car traffic you ride no longer self-determinated. http://www.pipobike.com

magicor
magicor
8 lat temu

Zasadniczo nie stratuję w zawodach i nie wiem jak to jest kiedy na starcie oesa puls rośnie, a na mecie adrenalina wylewa się uszami, ale wiem ze można porządnie zabawić się na rowerze i co najważniejsze bezpiecznie! Zeszły tydzień spędziłem w górach, nadymany jak balon, pałający żądzą wyżycia się i pojeżdżenia na maksa już po kilku km zaliczyłem bolesna glebę. Nie dało mi to jednak nic do myślenia, a dopiero po drugim przyziemieniu, które skutecznie wykluczyło mnie z jazdy następnego dnia, odebrałem sygnał ostrzegawczy, odrobiłem lekcje i zastanowiłem się co jest nie tak… Oto kilka subiektywnych wniosków: Przede wszystkim sugeruję wyłączyć napinę i wrzucić na luz! Na spokojnie rozjeździć się i „wjeździc” w teren. Dostosować prędkość do swoich umiejętności i kondycji. Stopniowo podnosić sobie poprzeczkę nie koniecznie przekraczając osobistą granicę bezpieczeństwa. Ostatecznie był fun, była adrenalina i była satysfakcja.

Adrian
Adrian
8 lat temu
Reply to  magicor

MĄDRZE PRAWISZ. Mam identyczne odczucia i doświadczenie. Spiną i nerwami w ramach ich wyładowania człowiek zrobi sobie tylko krzywdę :)

harry
harry
8 lat temu

Sport niebezpieczny jak każdy inny, ale podczas rywalizacji ryzyko drastycznie rośnie…
Osobiście, podczas 25 lat mojego tułania po górach miałem dwie sytuacje gdzie Śmierć był blisko…
Raz, znany i lubiany zadymiarz zalicza glebę, lądowanie brzuchem na pieńku, poważne obrażenia wewnętrzne, na szczęscie GOPR sprawnie zadziałał. W szpitalu powiedzieli, że za 5 minut było by za późno…
Dwa, mniej znany ale równie lubiany fan jazzu. Gleba na PODJEŹDZIE (sic!) przy bardzo małej prędkości, dostaje strzał kierownicą w udo. Po nieudanej próbie rozmasowania cierpnącej nogi zawożę go do domu. Wieczorem dzwoni, ze jest po operacji przeszczepu zmiażdżonego fragmentu tętnicy! Gdyby pękła w górach moglibyśmy nie zdążyć…
Wniosek zawsze miejcie korki (bar ends’y) w kierownicy, on miał akurat zgubiony.

Magda
Magda
2 lat temu
Reply to  harry

Oj tak, zawsze miejcie korki w kierze. Ja rok temu również wyglebiłam z powodu prawdopodobnie zbyt szybkiego wejścia w zakręt i za wysokiego ciśnienia w oponach, skończyło się na tym że kierownica wbiła mi się w dwóch miejscach w nogę prawą i lewą, przy czym w lewej nodze przebiła sie mocno w głąb wewnętrznej części uda i mało brakowało a przebiła by tętnice. Szczęście w nieszczęściu, że była to już końcówka trasy gdzie byli inni ludzie, bo godzinę wcześniej w miejscu gdzie nawet nie ma zasięgu mogłoby to się źle skończyć. Na szczęście skończyło się na 10 szwach i mochych obiciach ciała ale od tamtej pory już trochę mniej szaleje na zjazdach :p

Hubert
Hubert
8 lat temu

zwTo ja dorzucę swoje: wywrotka pod wyciągiem w Kasinie Wielkiej, na płaskim i technicznym żwirku, przy tempie emeryta – rozcięcie ręki pod łokciem 15 cm. Pierwszego dnia dwu tygodniowego urlopu :)

TatoMCSE
TatoMCSE
8 lat temu

Czy ja wiem czy taki niebezpieczny. Dużo bardziej kontuzjogenna (jest taki wyraz?) jest piłka nożna ;-)

Uki
Uki
8 lat temu

Czy Rower w górach jest kontuzjogenny? Owszem, może być, zwłaszcza jak ktoś rywalizuje w zawodach, albo jedzie z ekipą która lubi podkręcać( tu potrzeba dojrzałości i asertywności, by nie ulegać czasami głupim namowom w stylu „dasz radę, to tylko 1m drop! Nie bądź D…a”)no i same GÓRY to już dostateczna nauka pokory. Mnie obecny kształt Enduro MTB nie spasował, po prawdzie odłączyłem się lata temu ze względu na napinkę, na postępujące zmiany w kierunku uczynienia z tego drogich wyścigów w bardzo trudnym terenie, głównie nastawionym na zjazd( nie żebym nie lubił takowego! Często i gęsto sam podkręcam tempo, ale ja decyduję gdzie i kiedy, mając na uwadze że w domu czeka na mnie kochana żona, 7 miesięczna córeczka i 6 letni szkolniak) Enduro MTB to dla mnie długie jazdy, raczej samotne, to nie spinka na zawodach, raczej właśnie wyluzowanie się, przystanek na szlaku, jagody z lasu i obmycie spoconej twarzy w potoku. Każdy ma jednak inną definicję tego sportu i dobrze. Wracając do tematu, najwięcej wypadków zdarza się w domu :)! PZDR!

Maryn
Maryn
8 lat temu
Reply to  Uki

Dobrze prawi, polać mu!

M
M
8 lat temu

Rower, góry i brak kontuzji … Owszem, ale tylko jeśli jest się rozsądnym. Spędziłem ostatnio 4 dni w żywieckim, plany były ambitne, jak zawsze ;) Spałem na Boraczej, jeździłem tu i tam. Tak się trafiło, że pojechałem w największe upały. Nie dość, że ciepło, to jeszcze mało znane tereny, bo większość czasu w górach, spędzałem w okolicach Wisły, czy Bielska. Pogoda i ilość spotykanych ludzi na szlakach, szybko zweryfikowała moje plany. Przez 10 godzin, spotykałem po 6 osób idących pieszo. Tym samym moje zapędy na ambitną jazdę odeszły w dal, a rozsądek wygrał ; poważna gleba i znajdzie mnie ktoś po dobrych kilku godzinach. Nie jeżdżę ęduro, ale zwykłe xc na HT i w paru miejscach wolałem zejść, niż później wspominać, jak to się ładnie wyje*****. Jak to już wcześniej napisano ; „każdy ma swoją granicę bezpieczeństwa” i jeśli nie jest jej pewny, nie powinien jej przekraczać, tym bardziej jadąc samemu.

K
K
8 lat temu
Reply to  M

Ja wychodzę z założenia że samemu to można na szosę czy okoliczne pola, ale w góry jeździ się zawsze w towarzystwie. Nigdy nie wiesz czy nie trafi się jakiś pech, głupie potknięcie/dziura/kamień przysypany liśćmi i złamana noga – a ty jesteś na odludnym dzikim szlaku gdzie nikt nie chodzi a zasięg telefonu jest na szczycie tego 300-metrowego wzniesienia z którego właśnie zjeżdżałeś.

No i towarzystwo to nie tylko bezpieczeństwo, ale także okazja do pogadania, poznania nowych ludzi, dodatkowa motywacja do poprawy kondycji/techniki, czy nawet oszczędność na paliwie (podział kosztów dojazdu). Ogólnie jazda po górach w towarzystwie to sama przyjemność.

drobniak
drobniak
8 lat temu

Niebezpieczne czy nie to zależy tylko od nas. Osobiście najwięcej gleb zaliczyłem na podwórku, a większość miejsc w których jeżdżę, jestem pierwszy raz. Najważniejsza zasada to znać swoje możliwości, umieć oszacować siły na zamiary czy to przed tripem czy w trakcie.
Ochrona czy jej brak to już inna sprawa, każdy jeździ tak żeby czuł się bezpiecznie, tak jak lubi. Trzeba się nauczyć luzować gumę w majtach, podchodzić do tego bez spiny, wiedzieć kiedy odpuścić, jak to w życiu.
Pozdrawiam z południa.

Tomo BB
Tomo BB
6 lat temu

A ja powiem tak. Pawda jest taka, że jazda enduro i w ogóle „prawdziwa” jazda MTB jest bardzo niebezpieczna sama w sobie, tu nie ma dwóch zdań. Jasne że mozna zginąć w domu czy na ulicy ale to nie to samo, ponieważ w przypadku MTB sami, z własnej woli, nieprzymuszeni przez nikogo wbijamy w las i narażamy się na spore niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia. Praktycznie przy każdym zjeździe o kolejne milimetry przekraczamy swoje granice, jedziemy ciut powyżej swojego faktycznego skila. Każdy dobrze wie że tak jest i nie mówcie, że „trzeba jeżdzić 100% bezpiecznie na miarę swoich umiejetności” bo każdy nastepny zjazd jest pewnym wyzwaniem, gdzie przełamujemy się ponad swoje umiejetności i komfort, żeby przejechać szybciej, mniej naciskać na klamki, bardziej kłść rower itd… Adrenalina robi swoje i każdy wie jak jest… Mało jest takich zjazdów żeby ze dwa-trzy razy o mały włos nie wyglebić porządnie czy zahaczyć o drzewo, pień, kamień. Czasem milimetry dzelą nas przed urazami. Kazdy mądruje ale nie każdy ma w ogóle świadomość czym ryzykuje podczas tej zabawy. To nie są żarty. Złamanie kręgosłupa, leżenie na łóżku przez następnych 30 lat, załatwianie się w pampersy, ruszanie tylko ustami i jedzenie przez słomke to naprawdę nie są żarty. Jak dla mnie zawody Enduro i cała ta spina żeby jak najszybciej być na dole wypaczenie idei Enduro. Kto chce niech jeździ w zawodach. Jego sprawa, jego życie. Mnie kręci prawdziwe Enduro czyli niczym nieskrępowana eksploracja gór. Bez spiny, bez „kto szybszy kto lepszy”, bez adrenaliny. Narażanie siebie żeby zaistnieć w jakimś rankingu ? żeby poczuć się że jestem gość bo potrafię zap… jak nawiedzony na granicy śmierci ? A w razie wypadku – jedyną rzeczą na którą mogę liczyć będą udostępniania filmików i zdjęć z prośbą o pomoc w zebraniu kasy na leczenie… Pomyślcie o tym trochę…

Krzysztof
Krzysztof
3 lat temu
Reply to  Michał Lalik

Znasz powiedzenie „Zgubiła go rutyna”?
Początkujący jest narażony na wypadki bo brakuje mu umiejętności czasem ma niewłaściwy sprzęt i tylko duża ostrożność może go ocalić a rutyniarza gubi lekkomyślność i nadmierna pewność siebie. Nie tylko enduro temat dotyczy.

Odwiedź mój profil na
Instagram Top